~ 16 ~ OSZUKAĆ SYSTEM

699 24 2
                                    


Mijały kolejne godziny,które po jakimś czasie zmieniały się w noc lub dzień. Cięgle leżysz,patrzysz w sufit,od czasu do czasu ktoś poleży z Tobą,ale zawsze wychodzi tego samego dnia. Przy okazji dostrzegasz różne ubytki w podłodze lub ścianie. Większość czasu spędzałam z Cedrikiem. Często opuszczał lekcje,aby pobyć ze mną, - czego nie popierałam - ale jak człowiek po tylu samotnych godzinach zobaczy człowieka,którego kocha  - nie da się być złym. Niestety nauczyciele zauważyli notoryczne spóźnienia oraz nieobecności chłopaka  i dostał naganę. Nie raz,nie dwa i nie trzy razy. Na szczęście sam stwierdził,że nie ma co ryzykować i pojawiał się na prawie każdej przerwie. Jeśli zdarzało się,że chłopak nie przychodził, odwiedzali mnie bliźniacy. Fred i George sprawiali,że te szare i nijakie dni,nabierały kolorów. Zwykła,krótka przerwa,a dla mnie jest najlepszą rzeczą w danym dniu. Czasem było tak,że Fred również jak Cedrik - nie uczęszczał na lekcje,aby również ze mną pobyć oraz trochę mnie rozweselić. NO DOBRA - Tak, zdarzyło się,że  wyszłam na parę minut,aby spotkać się z Luną lub Harrym,ale...  NO ILE MOŻNA. Już nie mogłam wytrzymać. Ciągłe leżenie i co parogodzinne siadanie na przyjęcie leków,które miały oczyścić mój organizm z trucizny. Biorę je parę razy dziennie,a jak chciałam wymknąć się na spotkanie to w drodze zasłabłam. Padłam na ziemię,ludzie się  zeszli, gapie, sensacje, nauczyciele, leki... Eh. Planowałam,aby w przyszłości tą misję powtórzyć. Tak samo jak wiele innych pomysłów na to, żeby choć trochę odejść od tego łóżka. Wiele takich prób kończyło się niepowodzeniem,ale każda porażka powoduje,że tym bardziej chcę dążyć do celu. Może po kolei...

...

Dziś miał być ten dzień. Dzień,w którym wcielam w życie Swój plan. Po raz drugi. Gdy był u mnie Harry przekazałam mu,aby poinformował Lunę,że punktualnie o 22:00 ma być na korytarzu obok skrzydła szpitalnego. Tak też zrobił.  Dochodziła 21:00,więc za chwilę miał odbyć się obchód,sprawdzający czy wszystko jest w porządku,aby można było spokojnie spać. Właśnie przyszła pielęgniarka. Sprawdziła kroplówkę,wzięła papierki po cukierkach i poprawiła mi poduszkę. 

- Dobranoc. - powiedziała uśmiechając się do mnie i uderzając w poduszkę,aby lepiej się ułożyła.

- Wzajemnie. - odpowiedziałam. Kobieta poprawiła zawinięty kawałek kołdry i odeszła. Pozostała mi jedynie sprawa wykradnięcia jednego leku. Leku,który podawali mi, gdy pierwszy raz się wykradłam. Dzięki niemu czułam się lepiej. Był to jakiś syrop w ciemnozielonym flakoniku. Podejrzewam,że większość syropów ma takie flakoniki,ale ten miał w połowie przywiązany sznurek. Mam nadzieję,że to mi pomoże. Odczekałam 20 minut,aby mieć pewność,że pielęgniarka zniknęła ze skrzydła i udała się do Swojej sypialni. Powoli i uważnie wstałam z łóżka. Swoją kołdrę ułożyłam w ten sposób,aby wyglądało to jakbym spała. W razie jakby ktoś przechodził. Kucnęłam i ukrywając się za łóżkami, przybliżałam się do wózka z moją poranną dawką leków. Zawsze go tam zostawia. Gdy zbliżałam się do niego oraz wielkiego okna i drzwi prowadzących do pomieszczenia,w którym całe dnie przesiadywała pielęgniarka, zauważyłam,że pali się mała lampka przy biurku. Co oznaczało,że pielęgniarka tam jest. 

- Szlag... - szepnęłam pod nosem z małej wpadki. Wózek stał idealnie na środku okna. Albo dalej wykonuję Swój plan i coraz bardziej ryzykuję,albo wycofuję się z misji. Nie mogłam wybrać nic innego jak ryzyko. Szybkim tempem dostałam się pod okno. Powoli,krok po kroczku, zmierzałam do wózka. Liczyłam,że starsza kobieta jest na tyle zmęczona,że nie przyjdzie jej do głowy, aby wstać i wyjrzeć przez okno. Gdy byłam już przy wózku usłyszałam włączanie lampki i zamykanie drzwi. To oznaczało,że droga jest czysta. Wstałam i przyjrzałam się co znajduje się na platformie. Tak jak myślałam - były dwie, bardzo podobnych flaszek. Popatrzyłam na ich ilość i wzięłam tą, w której było mniej cieczy. W końcu biorę ją codziennie. Udałam się do wyjścia. Przechodząc przez próg, obróciłam się sprawdzić jak prezentuje się moja "imitacja mnie śpiącej". Wyglądała dość... Dobrze. Wyszłam z sali i uważnie oraz po cichu przemierzałam korytarz. Po paru minutach doszłam na nasze miejsce spotkania. Nikogo nie było. Usiadłam na parapecie i czekałam na Lunę. Może ma jakieś trudności z wydostaniem się? 

...

Czas mijał. Ja stawałam się słabsza. Luny jak nie było - tak nie ma. Aż nagle usłyszałam czyjeś kroki z daleka. Albo to jest Luna,albo jakiś nauczyciel. Im bliżej ten ktoś był,tym bardziej nie wydawał się być kimś innym niż Luną. Odgłos kroków wskazywał na jakiegoś mężczyznę.  Stanęłam pod ścianą i wyjęłam różdżkę. Na wypadek kiedy trzeba by było się bronić. Różdżkę skierowałam w stronę przejścia. Kroki były coraz bardziej słyszalne. Nagle zaczął wyjawiać się czyjś cień... Momentalnie wyskoczyłam zza rogu z  wystawioną różdżką. 

- Draco?! - krzyknęłam szepcząc. Moją ofiarą okazał się białowłosy chłopak z przerażoną miną. 

- Co Ty robisz?! Uspokój się. - odpowiedział przestraszony. Opuściłam różdżkę. 

- Po co tu przyszedłeś? - zapytałam. 

- Słyszałem jak Harry mówił o tym Lovegood. - zaczął. - Dziewczyna zaprotestowała i odmówiła,a następnie Sobie poszła. - wyjawił. - Stwierdziłem,że Twoje wymknięcie się nie może pójść na marne i przyszedłem. - oznajmił. 

- Urocze. - dodałam uśmiechając się. 

- Aby popatrzeć jak się zawodzisz. - dodał lekko zdesperowany. Popatrzyłam na niego i odwróciłam się na pięcie. - Ej,ale wracaj. żartowałem. - odparł lekko skruszonym głosem. 

- Czyżby wyrzuty sumienia?  -zapytałam opryskliwie. 

- Możesz nie gadać, tylko usiąść i porozmawiać o czymś? - powiedział rozdrażniony, wskazując na podłogę. 

...

 Muszę przyznać,że Draco nie jest taki zły jak każdy go postrzega. Faktycznie - święty nie jest,ale diabłem też nie. Rozmawiając o Krumie oraz o tym co mi dolega, odczuwałam,że coraz bardziej jest mi słabo. Nie mówiłam mu o tym,bo po co mam psuć taką wyjątkową chwilę. W końcu nie zdarza się codziennie,aby sam Draco Malfoy był na tyle "uprzejmy".  W pewnym momencie stwierdziłam,że nie ma co ryzykować. Wyjęłam fiolkę i odkorkowałam ją. 

- Co to?  -zapytał zaintrygowany chłopak, uważnie przyglądając się temu co robię. 

- Lek,abym lepiej się poczuła. - odpowiedziałam osłabiona. Zajrzałam do środka. Doznałam lekkiego szoku. - To nie to. - wyszeptałam spanikowana. Nie dojdę do sali i nie wezmę drugiej fiolki. Nie mam tyle siły. Moje przerażenie zauważył białowłosy. 

- Wszystko w porządku? - zapytał. 

- M... Muszę iść... Do łóżka... - oznajmiłam resztkami sił. Chłopak przeraził się i podszedł do mnie. Chwycił Swoją lewą rękę pod moje kolana,a prawą złapał za plecy. Uniósł mnie. Byłam pół przytomna,ale nadal miałam nadzieję,że wystarczy tylko sen. Zanim się obejrzałam chłopak kładł mnie na łóżko. Przykrył mnie kołdrą. Uśmiechnął się i gdy miał już wychodzić, wyszeptałam tylko : 

- Odłóż fiolkę. - chłopak zabrał mi ją i udał się do wózka,aby ją odstawić. Przechodząc obok mnie puścił mi oczko i wyszedł. Niespokojna próbowałam zasnąć.

Without You - Hogwart Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz