Moja "interwencja" zakończyła się z efektem takim,że Rita Skeeter już nie pracuje w Proroku Codziennym oraz poniosła odpowiednie koszty za oszczerstwa podane w artykule. Ja sama skorzystałam na tym,ponieważ mogłam trochę czasu spędzić ze Swoim tatą oraz Clarencem....
Właśnie wyszliśmy z gabinetu Dumbledore'a. Mój tato był wyraźnie niezadowolony z plotek oraz kłamstw napisanych przez Ritę.Przechodząc przez korytarz,tato zaczął rozmowę.
- Muszę przyznać,że Cedrik wydaje się być odpowiednim chłopakiem dla Ciebie. - rzekł.
- Czyli akceptacje ojcowską ma? - zapytałam śmiejąc się.
- Ma. - odpowiedział rozbawiony. Objął mnie. Było po nim widać,że jest zadowolony. - Doreen jest dumna z Ciebie,że tak dobrze Sobie radzisz - powiedział.
- Ja też jestem z Siebie dumna. - wtrąciłam,aby trochę rozluźnić atmosferę,ponieważ poczułam się nieswojo. Nagle usłyszeliśmy jak zza naszych pleców, woła nas Clarence. Odwróciliśmy się,a w naszą stronę zmierza owy Clarence oraz Profesor Dumbledore. Zatrzymaliśmy się,aby poczekać na tą dwójkę. Po chwili znaleźli się przy nas.
- Panie Taylor. - rzekł Profesor Dumbledore w stronę mojego ojca. - Zapewniamy panu,że sprawca otrucia zostanie jak najszybciej złapany,a następnie dostarczony do Azkabanu. - oznajmił zapewniając mężczyznę.
- Mam taką nadzieję. - odrzekł.
- Ja zostanę,aby dopilnować wszelkich działań. - wtrącił poważnym głosem Clarence. Widocznie nie spodobało się to mojemu tacie.
- Nie potrzeba,abyś opiekował się sytuacją MOJEJ córki. - stwierdził wyraźnie podkreślając przedostatnie słowo.
-Panowie. - wtrącił Dumbledore. - Clarence będzie jedynie nam pomagał w poszukiwaniach,a Ty Timothy będziesz mógł spokojnie spać. - oznajmił. Po paru wymienionych zdaniach zostało tak,że Clarence został,a mój tato odjechał do domu. I wcale nie był spokojny tudzież zadowolony. Ja korzystając z okazji,gdy mogę jeszcze funkcjonować bez żadnych leków i objawów odtruwania organizmu postanowiłam,że pójdę do wielkiej sali. Pani Pomfrey za bardzo to się nie podobało,ale jeszcze dzień uwięzionym w łóżku, sprawiłby,że moje ciało pełniło funkcję materaca! Uczniowie akurat mieli lunch. Pewnym krokiem weszłam do sali,a oczy uczniów były skierowane ku mnie. Nie przepadam jak się na mnie gapi,więc nie zatrzymując się nawet na chwilę, dalej zmierzałam do Swojego miejsca - między Gryfonami,a nie łóżkiem. Gdy od upragnionego miejsca dzieliły mnie kroki,nagle z ławy wyrwał się uradowany Fred i podbiegając wręcz rzucił się na mnie i mocno przytulił. Wyraźnie cieszył go mój widok,niekoniecznie w łóżku. George, Harry, Ginny,Ron i Hermiona uczynili to samo,tylko z mniejszym entuzjazmem. Usiedliśmy wszyscy.
- Jak się czujesz? - zapytał zaciekawiony Harry.
- Coraz lepiej. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- A co z...Z... Śledztwem? - zapytał nieśmiało Ron.
- Wiadomo kto to zrobił? - dopytał Fred.
- Em...Nie. Właśnie przyleciał mój Ojciec chrzestny Clarence i ma pomagać... - zaczęłam,lecz moją wypowiedź przerwała lekko poddenerwowana Hermiona.
- Ten Clarence?!
- Ta... Azkaban czeka,a winnego nie ma. - rzekłam od niechcenia.
- AZKABAN?! - wykrzyczał blady jak ściana Ron. Rozumiem,że jest wrażliwy,ale żeby aż tak?
- Nie zwracaj na niego uwagi Alice. - wtrącił George.
- Ostatnio strasznie głupieje. - wtrącił Harry. - Myślisz,że uda im się znaleźć tą osobę? - zapytał.
- Muszą. Nie mają wyboru. Mówi się,że Czarownik,bądź Czarownica,który narazi na śmierć drugiego Czarownika lub Czarownicę, zostaje przeklęty na II wieki. - oznajmiłam.
- II wieki i Azkaban za Felix Felicis?! - powtórzyła oburzona Hermiona.
- Dokładnie. - potwierdziłam kiwając głową. - Jakie macie fajne jedzenie. - wtrąciłam wpatrując się w stół. - W Skrzydle schudłam chyba z 10 kilogramów! - powiedziałam i chwyciłam kawałek kurczaka. Po dwóch kęsach,zrozumiałam co tak naprawdę powiedziała Hermiona. Głośno przełknęłam kawałek jedzenia,a resztę odłożyłam na talerz leżący obok. -Czekaj,czekaj... Felix... Felicis? - powtórzyłam.
- To eliksir szczęścia. - wtrącił Harry. Zapadła cisza w naszej grupie. Bliźniacy wraz ze Swoją młodszą siostrą skakali wzrokiem z jednej osoby, na drugą.
- Hermiona? - zapytałam. Dziewczyna przełknęła ślinę. Nabrała powietrza,tak jakby to miał być jej ostatni wdech.
- Strzeliłam... - powiedziała zdenerwowana. Nagle każdy zwrócił uwagę na bladego jak ściana Rona. Chłopak ledwo co siedział.
- On nie wygląda jakbyś strzeliła z tym... - wymamrotałam.W tym momencie podszedł do nas Cedrik.
- No cześć Wam. - powiedział uśmiechnięty. - Oh. Ron. Biedaczku,coś słabo wyglądasz. Zjedz coś. - powiedział radośnie,siadając. Nastała cisza. - Przerwałem Wam rozmowę? - zapytał.
- Hermiona, wiesz coś czego my nie wiemy? - dopytał poważnym tonem Fred.
- Bo... To wszystko miało inaczej wyglądać... - zaczęła. - Po śmierci Twojej mamy... Ja i Ron... Chcieliśmy Cię jakoś uszczęśliwić i... Wpadliśmy na ten głupi pomysł... - wyjawiła skruszona. - Chcieliśmy,abyś była choć trochę uśmiechnięta i stwierdziliśmy,że nikt nie będzie chciał go nam uwarzyć...
- Masz rację, nie chciałby! Ten eliksir jest bardzo łatwo zepsuć! - krzyknął zdenerwowany i oburzony Cedrik. Położyłam jego rękę na przedramieniu i pozwoliłam z kamienną miną na kontynuowanie opowieści dziewczyny.
- Pomyśleliśmy,że sami to zrobimy... Wystarczył jeden wieczór i... byliśmy pewni,że będzie dobry... A wtedy nadarzyła się okazja z tą herbatą i... No cóż... - oznajmiła tłumacząc Siebie i Rona.
- Idioci! - wtrącił Fred. - Kto normalny...
- Przecież wiesz,że jego się warzy pół roku. -wtrącił Harry,tym samym przerywając rudzielcowi.
- Teraz powiedźcie to samo przy Dumbledore'ze. - oznajmiłam zaszokowana ty co właśnie się dowiedziałam. Wstałam i z chęcią wyjścia na chwilę się zatrzymałam przy stole.
- My... Przepraszamy... - wyjąkał Ron.
- Hermiona, Ron, w życiu aż tak nie zawiodłam się na nikim,niż teraz na Was. - oznajmiłam. Obróciłam się i wyszłam. Jak... Przecież... Nigdy bym nie pomyślała,że mogłaby to być Hermiona z Ronem. Rudy jak Rudy,ale Hermiona? Osoba bardziej inteligentna niż nie jeden starszy czarodziej... Udałam się do Skrzydła Szpitalnego,aby położyć się i zatopić się w poduszce oraz kołdrze. Musiałam przetrawić to,co właśnie teraz się wydarzyło...
CZYTASZ
Without You - Hogwart
FantasyAlice Teylor to synonim tornada szczęścia i szaleństwa. Dziewczyna osiągające dobre wyniki w nauce, choć to nie ona jest w jej życiu priorytetem. Zwykle, gdzie czarodziejka się zjawiała, tam nastawały prawdziwy chaos. Pytanie, czy w sytuacji, w kt...