Nastał piękny ranek; słońce od samego świtu świeciło po oknach, dzięki czemu do pomieszczeń Hogwartu dostawały się przyjemnie promienie, na zewnątrz panował miły i delikatny wiaterek, a w powietrzu było czuć mnóstwo emocji. Część stresowała się przed nowym rokiem, część była szczęśliwa, że znów zobaczy swoich przyjaciół, co przeplatało się z niezadowoleniem z powodu powrotu do szkoły i nauki.Cała moja nadzieja znajdowała się w Cedriku, z którym jakkolwiek złapałam kontakt - choć w obecnej sytuacji każdy kontakt będzie lepszy niż z Draco. Gdy znalazłam się się przed drzwiami do Wielkiej Sali, zauważyłam, jak z naprzeciwka idzie George. Postanowiłam, że poczekam na niego.
— A jednak udało Ci się stoczyć z łóżka po wczorajszej kolacji. — oznajmił rozbawiony.
— Skończ. — odburknęłam, delikatnie szturchając rudowłosego w ramię. Weszliśmy razem do Sali. Gdy znaleźliśmy się tuż przy miejscu, gdzie znajdował się Cerdik, postanowiłam, że chociaż się przywitam.
— Hej. — powiedziałam unosząc dłoń w stronę chłopaka. George przelotnie spojrzał na mnie, ale zaraz powrócił wzrokiem na przejście.
— Zaczekaj chwilę. — wtrącił brunet. Tym razem to ja spojrzałam na rudzielca, aby dać mu znać, że za chwilę do niego dołączę. Nastolatek nie zareagował na to absolutnie niczym; jedynie obojętnie pokiwał głową i zaczął iść w ustalonym kierunku. Zrobiłam kilka kroków w tył i przysiadłam się do Cedrika.
— A więc?
— Nasz spacer nadal aktualny? — zapytał, wycierając ręce w serwetkę.
— Nie widzę przeciwwskazań. — odpowiedziałam, mimochodem spoglądając w stronę jednego z bliźniaków, dzięki czemu przyłapałam go na tym, jak zawzięcie nas obserwował.
— To spotkajmy się na dziedzińcu. — zaproponował, na co przystałam. Chłopak był naprawdę bardzo miły, czego nie mogłam powiedzieć o moich poprzednich "koleżankach". Im dłużej tutaj przybywałam, tym lepiej się czułam.
— Jak tam? Lekki stresik przed lekcjami? — zapytał, upijając soku.— Jest jak jest.
Pożegnałam się z chłopakiem, po czym wstałam i udałam się do Georga. Usiadłam naprzeciw niego, który już był bliski końcowi swojego posiłku. Od momentu, gdy zjawiłam się przy rudzielcu, ten nawet na nanosekundę na mnie nie spojrzał.
— Poczekasz na mnie? — zapytałam, biorąc łyk dyniowego soku.
—Cedrik nie poczeka na Ciebie? — zapytał ironicznie, intensywnie patrząc w talerz. Lecz nim udało mi się cokolwiek na to odpowiedzieć; podeszła do nas Profesor McGonagall. Rozdała nam plany lekcji. Mój prezentował się w następujący sposób :
9:00 - Eliksiry
10:00 - Obrona przed Czarną Magią
11:00 - Przerwa
11:10 - Starożytne runy
12:10 - Numerologia
13:10 - Długa Przerwa
13:40 - Wróżbiarstwo
14:40 - Koniec lekcji— O której kończysz? — zapytałam towarzysza na przeciw mnie.
— Siedemnasta... — odparł zrezygnowany. Parsknęłam śmiechem, odpowiadając mu, że wyjdę znad książek prawie trzy godziny wcześniej. Chłopak spojrzał na mnie wymownie z oburzonym wzorkiem, a ja wystawiłam w jego kierunku język.
— Szczęściara. — mruknął wstając ,jakbym miała zaraz dostać za to co powiedziałam. Również się podniosłam, a chłopak przeskoczył przez stół. Scena jak z Amerykańskich filmów tylko, że ze skromniejszym budżetem. Rudzielec zaczął mnie gonić, przez co zrobiliśmy niezły hałas, zwracając na nas uwagę pozostałych osób.
...
Lekcje minęły dość... Dobrze. Najbardziej widoczne różnice między moją dawną szkołą, a tą są takie, że tutaj faktycznie chcą nasz czegoś nauczyć. Nie chodzi tu o trzymanie porządku, zachowywania się jak przystoi na damę, czy jak zamienić różę w tulipan. Znacznie lepiej czuję się w męskim gronie, niż w damskim. Podczas długiej przerwy udałam się do Wielkiej Sali na lunch. Usiadłam obok Harrego oraz Hermiony, a na przeciw mnie nikt inny jak bliźniacy.
— Wiesz... — zaczął Fred, zwracając się w moją stronę. — Jak Ci jakiś nauczyciel zajdzie za skórę... To możesz do nas się zgłosić.— powiedział puszczając mi oczko.
— Warte zapamiętania. — odparłam, kiwając głową.
— Bez sensu. — wtrąciła oparzona Hermiona. — Wystarczy siąść i się trochę pouczyć.
— Najpierw chcę się wyszaleć za te lata w Beauxbatons, gdzie trzeba było chodzić jak w zegarku. — oznajmiłam.
— I to rozumiem. — dodał Fred, z którym przybiłam piątkę.
— Tak Hogwartu nie skończysz. — odburknęła wstając od stołu. — Harry idziesz? — zapytała okularnika, który uważnie czytał książkę.
— Jeszcze zostanę.— odpowiedział.
— Jak chcesz zostać z tymi nieukami to proszę bardzo, ja idę szykować się na lekcje, a wam też to radzę. — oznajmiła kapryśnie, odwracając się na pięcie i zmierzając ku wyjściu.
— Ona tak zawsze?
— Żebyś Ty ją widziała w pierwszej klasie. — westchnął George.
...
Musiałam trochę poczekać na Cedrika, ale w końcu zobaczyłam tego samego, wysokiego, zabawnego i przystojnego chłopaka, który właśnie zmierzał w moim kierunku. Po krótkiej rozmowie, chłopak zaprowadził mnie do chaty Gajowego, a później poszliśmy nad jezioro. Było tam pięknie. Tafla wody mieniła się na błękitno z cieniami granatu oraz błyskiem bieli. Słońce było trochę po zenicie co dawało dodatkowe mienienie się wody. Usiedliśmy na korzeniu pobliskiego drzewa.
— Ładnie tu. — wyznałam patrząc na ruszającą się wodę. Chłopak się uśmiechnął i wrzucił w mój punkt zainteresowania kamieniem. — Czemu mnie tu zaprosiłeś? — zapytałam, spoglądając na niego. Chwilę się zawahał z odpowiedzią, po czym odparł:
— A dlaczego nie? To problem, że chcę Cię poznać?
— W takim razie...Opowiedz mi coś o Sobie. — zaproponowałam.
— Jestem po prostu Cedrik. — zaczął drapiąc się po karku. — Nauczyciele mówią,że mam wszystkie cechy naszego domu. — oznajmił, rwąc kwiatka rosnącego przy drzewie.— Jestem ciekawy... Skoro Tiara stwierdziła, że bardziej pasujesz do Hufflepuffu, to dlaczego dała Cię gdzieś indziej? — wypowiedział zamyślony, bacznie obserwując roślinę w swoich dłoniach.
— Tata twierdzi, że Tiara często myśli przyszłościowo. — odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
— Dlaczego do Nas przyszłaś? — wyrwał. — W końcu musiałam tam zostawić swoje przyjaciółki i znajome.
— Nie miałam w Beauxbatons żadnych przyjaciółek i znajomych — odparłam mozolnie, dłubiąc patykiem w ziemi.
— Czemu?
— Nie pasowałam tam. — westchnęłam. — Jedyne co sprawiało mi radość to były lekcje tańca. Nie interesowały mnie takie babskie sprawy jak : " Czy mundurek ma kolor błękity, czy to jest poranne niebo?". — udałam głos jednej z uczennic.
— Przecież Ty jesteś... — zastanowił się, dalej wpatrując się w kwiat.— Idealna. — dokończył. Spojrzeliśmy na Siebie, a chłopak wręczył mi niebieski kwiat.
CZYTASZ
Without You - Hogwart
FantasyAlice Teylor to synonim tornada szczęścia i szaleństwa. Dziewczyna osiągające dobre wyniki w nauce, choć to nie ona jest w jej życiu priorytetem. Zwykle, gdzie czarodziejka się zjawiała, tam nastawały prawdziwy chaos. Pytanie, czy w sytuacji, w kt...