Biały Mag rozdział VIII - Nie ma jak zabawa

30 7 0
                                    

- Wujku, kiedy przyjdzie wujek Borin?
- Co ty z tymi wujkami? Dzisiaj powinien być.
- Serio?
- Nie.
Na twarzy Anny pojawił się cień rozczarowania. Konor widząc to dodał:
- Żartuję przecież. Będzie tu dzisiaj.
- Świetnie. Pewnie opowie znów różne ciekawe historie. A właściwie, czemu ty nigdy nie opowiadasz o waszych przygodach?
- Nie interesuj się smarku. Mam swoje powody. NIE CHCE MI SIĘ.
- Jak chcesz.
Konor nie lubił wspominać przygód bo przypominały mu o tym że (według jego mniemania) jest stary. To był jeden z powodów odmłodzenia. Drugim było zapewne zainteresowanie się Bell, która okazała się bardzo pociągająca. Niech Anna ma swoje 500 septimów. Przyda jej się.
Zajżał jeszcze raz do umysłu jednego z ptaków będących w pobliżu brata i zobaczył gdzie jes. Byli jakieś 2 godziny marszu od Falkreath. Konno przyjedzie za pół godziny.
- Anna! Borin zaraz będzie.
- Za ile?
- Około 30 minut.
Oboje udali się do miasteczka gdzie rozdzielili się. Konor ruszył w stronę domu Froda. Kiedy tam doszedł, zachwycił go dom przyjaciela. Był ogromny i piękny. Nie jak dom Konora czyli zrobiony z twardego kamienia tylko w stylu Białej Grani. Dach pokryty żółtą dachówką i ściany zrobione z jasnego drewna. Zapukał w drzwi i po chwili stanęła w nich dość wysoka, ciemno-włosa kobieta o miłej i ładnej twarzy i nie tylko. Była to Lydia, żona Froda.
- Czego chcesz przybłędo?
Konor spodziewał się milszego powitania.
- Przepraszam, nie dosłyszałem. - zakpił.
- Żartuję. Wejdź Konorze.
- Nie jesteś zdziwiona moim widokiem?
- Niby dlaczego? Frodo wciąż nawija o tobie, że przyjechałeś, o Borinie i że będzie tak jak dawniej.
- Aha. To dość miłe...
- Nie chwalę już tego. Te wasze wyprawy są bardzo niebezpieczne. Zawsze ktoś oberwie.
- Ale takie jest nasze zadanie. Nie mamy zbyt dużo opcji.
- Co ty powiesz...
Wtem Konor usłyszał głos Froda:
- Lydia! Cholera Borin jedzie! O Talosie jaki rycerzyk w dedredycznej zbroi! Zaraz wyjdę w mojej to zobaczymy!
Frodo wyszedł z sąsiedniego pokoju i gdy zobaczył Konora ryknął:
- Ruszasz się wolniej niż beznogi mamut. Ruszaj dupę!
- Nie drzyj się na mnie bo ci gębę zaknebluję zaklęciem.
Wszystko to było oczywiście dla żartu. Obaj panowie z niecierpliwością czekali na starego druha od walki i popijawy.
- Konor, zapytam się Borina o naszą małą zachciankę.
- Nie ma problemu.
Obaj przyjaciele wybiegli z domu na spotkanie fizycznie najsilniejszemu z nich. Borin miał taką krzepę że mógł rozbić tarczę stalową na kawałki tylko za pomocą pięści. Był nieco wyższy od Konora i co najmniej o głowę od Froda. Frodo nie miał takiej budowy ciała jak jego przyjaciele. O ile Konor był silniejszy od Froda to Borin był silniejszy od Konora. Jednak za dawnych lat każdy z nich mógł poszczycić się odrębną umiejętnością, w której był zdecydowanie lepszy od pozostałych. Frodo słynął z techniki i szybkości walki, Borin z ogromnej siły a Konor był znakomitym magiem co dawało mu bardzo wiele możliwości.
Borin dostrzegł brata i przyjaciela. Zeskoczył z konia i ryknął:
- Wy parszywe skurczybyki! Tak długo mnie unikacie!
Krzyczał z nutą żartu ale kilka osób i tak podskoczło lub otworzyło drzwi aby sprawdzić czy przypadkiem jakaś armia nie atakuje ich. Przyjaciele stanęli oczy w oczy. Pierwszy uściskał Borina Konor. Uścisnęli sobie ręce i poklepali się po plecach. Następnie Borin uścisnął Froda aż temu wymknęło się słowo bólu.
- O Talosie. - pomyślał.
- Dalej jesteś taki wiotki i mały? Konor poszedł w moje ślady a ty wciąż bez siły.
- Zachowuję szybkość i technikę...
- Tak tak, może się zmierzymy?
- Hej hej hej. Spokojnie. Ledwo przyjechałeś i już chcesz tu kogoś poturbować?
- Żartuję baranie.
- Może pójdziemy się napić?
- O tak. Nie piłem zbyt dużo przez ostatnie dwa dni.
Przyjaciele ruszyli w stronę domu Froda. W drzwiach zatrzymała ich Lydia.
- Borin, co kolwiek przemycasz do mojego domu wiedz że tą rzecz rozwalę ci na łbie.
Palce Borina kurczowo zacisnęły się na argoniańskim piwie którego miał poupychane pod płaszczem.
- Ciebie też miło widzieć Lydia.
Frodo uprosił żonę żeby dała spokój Borinowi. Razem ruszyli do pokoju wspólnego Lydii i Froda.
- Tu możesz zostawić pancerz i płaszcz.
- Płaszcza nie ruszaj.
- Dlaczego?
Borin z głupawym uśmieszkiem odsłonił całą zawartość płaszcza. Dovahkini zalali się śmiechem.
- A tyyy jejjj powiedziałeś że tym razem nic nie mam. - powiedział Borin dusząc się ze śmiechu.
Wszyscy zeszli na dół wciąż chichocząc.
- Co tak wesoło? - zapytała Lydia.
- Nic nic kochanie. - odparł Frodo wciąż chichocząc.
W tym momencie Lydia dostrzegła pomarańczową butelkę wystającą spod płaszcza Borina. Podbiegła i rozsunęła jego płaszcz. Przyjaciele zajrzeli co tam jest i ponownie wybuchnęli potężnym śmiechem. Cały płaszcz był od środka zapełniony butelkami. Lydia stała chwilę w osłupieniu i wreszcie uderzyła Borina w twarz co nie zrobiło żadnego wrażenia na jego skórze.
- Ty zachlany kłamco. Ty przemytniku diabelski!
- Nie martw się. Pożyczę ci co nieco. Starczy dla każdego! - odparł Borin teraz już wybuchając śmiechem.
Wszyscy trzej wiedzieli że Lydia szybko przestanie się gniewać gdyż najpewniej będzie chciała żeby Borin jej pomógł w różnych pracach fizycznych. Nie mniej niż godzinę wszyscy trzej byli pijani. Jednak na tym się nie skończyło. Konor ledwo zdołał wyciągnąć swój trunek z kieszeni i nalał wszystkim.
- Spróbujcie tego to ne dace rady nie zygać.
- So ty powies. Dawaj tego sikacza. To bendzie jak kaska dla dzecy. - powiedział Borin.
- Dziesi Borin. - poprawił Frodo.
- Próbuj a ne pieps.
Wszyscy trzej wypili po kielichu i po chwili wszyscy rzygali przez okno.
- Frodo! Jeśli zaraz nie wyjdziesz razem z tą chołotą pijaków wyrzucę Cię siłą. - To oburzona Lydia krzyczała.
- Więc tak tu se traktuye dovahkiny?
- Dovahkinów Borin. - znowu poprawił go Frodo.
- Dovahkinów traktuje się tu z szacunkiem ale takie zachlane świnie jak wy nie mają tu wstępu.
Trzej bohaterowie wyszli na ulicę aby tam zabalować.
- A wlasnie. Pzypomnialem sobe yle mam lat.
- A yle?
- 49.
- To tyle co ja! - wykrzyknął Borin.
- Stary jesteś.
- A ty to moze ne co?
- No a so? Nie moze byc inacej.
Słońce powoli schodziło ku horyzontowi i zaczynało robić się ciemno. Wszyscy trzej spali w miejscowej karczmie. Zanim położyli się spać trochę narozrabiali przez co następnego dnia Jarl mimo niechęci Froda wyznaczył im karę. Rozkaz brzmiał jasno: PORĄBAĆ WSZYSTKO TO CO LEŻY W TARTAKU. Frodo miał ochotę żeby wykonać zadanie zbyt dosłownie ale gdy zobaczył minę Konora odechciało mu się. Tak więc nasi bohaterowie rąbali drewno cały dzień a może dłużej. Gdy skończyli ruszyli pół żywi do domu Froda. Kiedy właściciel zapukał z grzeczności odezwała się Lydia:
- Nie wpuszczam karnych pijaków do tego domu.
- Ale kochanie, już odpracowaliśmy to. Wpuść nas proszę.
W odpowiedzi usłyszeli stanowcze NIE. Stali dość długo w ciemności czekając aż ta wredna baba ich wpuści. W końcu drzwi otworzyły się pod wpływem mocnego kopnięcia wyrywając zamek.
- Borin ty durny draniu! Wiesz ile kosztuje zamiana zamku?! - żaliła się Lydia
- Mogłaś od razu otworzyć a jak nie to masz babo placek. - zachichotał.
Wściekła Lydia uciekła na piętro do sypialni. Frodo powiedział przyjaciołom dobranoc i poszedł w jej ślady. Swoją drogą to ciekawe, że od razu wiedziała kto kopnął w drzwi. Potem słychać było dziwne jęki ochy i achy dobiegające z góry.
- Borin, pijemy? - zapytał brata Konor
- Może lepiej nie. Inaczej źle się to skończy. Ale pójdziemy do stajni bo tam pewnie będzie cicho. Mam dość jej krzyków. Głowa mnie boli wiesz?
- Frodo! Idziemy z Konorem do stajni! - wydarł się specjalnie Borin.
Kiedy obaj wygodnie usadowili się wśród swoich wiernych wierzchowców rozmowę zaczął Konor.
- Ej brat chcesz się odmłodzić?
- Co ty znowu opowiadasz brat?
- Nic tylko takeśmy rozmawiali z Frodem żeby się odmłodzić i obaj się zgadzamy. A ty co powiesz?
- A o ile?
- 10 lat.
- Jak to zrobimy?
- Znam zaklęcie. To trudne ale wykonalne.
- Załóżmy, że się zgadzam i co?
- Jutro rano idziemy nad źródło, mieszczące się w lesie. Kąpałem się tam. Zaklęcie musi być wykonane w wodzie bo byśmy powysychali na śmierć. Rzucę je i kolejne 10 lat życia dłużej.
- Dobra. Pomysł ciekawy. A jeszcze jedno pytanie: po co mnie wezwaliście?
- Wiesz chyba o tym potężnym smoku siejącym spustoszenie na granicy Samotni?
- Taaak. To ja rozesłałem kontrakty na niego.
- To kim ty tam jesteś?
- Kapitanem straży jarla.
- Aha. Pasujesz jak ulał. Taki wielki, silny i głupi gość budzi respekt.
- Wal się brat.
- Ty też brat.
Rozmawiali jeszcze długo zanim położyli się spać. Opowiadali sobie o tym co porabiali w ostatnim czasie. Jednak Borin zainteresował się tym tajemniczym olbrzymim wojownikiem, który zniknął. Niestety on również nie miał pojęcia jak.
- Ciekawe czy wygrałbym na rękę...
- Ciężko powiedzieć. Jak mi lutnął w łeb to gwiazdy zobaczyłem.
- A może chcesz się posiłować? Po razie na rękę.
- Dobra dawaj tamten stołek.
Panowie oparli łokcie i zaczęli siłować się na prawe ręce.
- Trzy... Dwa... Jeden... START!
Konor całą siłą naparł na Borina a na szyji czerwonowłosego pojawiła się żyłka napięcia mięśni. Jednak nie wyglądał na takiego co już nie ma siły się bronić. Konor natomiast cały czerwony starał się dopiąć przeciwnika. Po chwili Borin zaczął powoli przechylać szalę na swoją stronę patrząc się na brata.
- O nie... - wyszeptał mag kiedy jego ręka zbliżała się do deski stołka.
Po chwili został przypięty. Gdy siłowali się na lewe ręce stołek nie wytrzymał i pękł bawiąc dovahkinów.
Zakończyli tę zabawę kieliszkiem wywaru z piersiówki Konora i zasnęli.

Biały MagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz