- Wiwat! Pierwsze zwycięstwo nasze jest! Wiwat dovahkini!
Uczta po-bitewna trwała dopiero od północy a połowa biesiadujących nie była już w stanie chodzić w prostej lini. Wojsko ustawiło ponad dwadzieścia ,,pożyczonych" z okolicznych wsi stołów w rzędzie i dawno już zdążyło porozstawiać wszelkie jadło następnie zalewając je piwem. Oczywiście nie celowo. Świt miał nastąpić za jakieś cztery godziny. Żołnierze jedli, pili, krzyczeli, leżeli na ziemi, rzygali przez ramię sąsiada, wskakiwali na owe stoły i wychwalali bitewne czyny swoje i swoich kamratów. W tych powyżej wymienionych zajęciach przewodził Frodo. Specjalnie ustawiono mu dodatkowe krzesło wywyższające jako, że był przewodnikiem wszelakich wrzasków. Król Ulfric posadził rzyć na majestatycznym tronie prostopadle do biesiadników co razem tworzyło literę ,,i". Na każde toasty i życzenia związane z jego osobą unosił kielich i uśmiechał się. Konor i Borin siedzieli przy ostatnim stole gdzie było nieco ciszej. Ich sąsiedzi dawno pozasypiali przy kuflach. Naprzeciwko nich była trójka wyraźnie spokrewnionych ze sobą ludzi. Pierwsza z prawej blondynka o ciemniejszym odcieniu włosów, następnie dużo starszy od niej jak i od Konora i Borina siwo-włosy mężczyzna. Po lewej stronie tego samego odcienia włosów chłopak co tamta z prawej. Dovahkinom nudziło się to też postanowili wszcząć rozmowę.
- Wyście rodzina drogi panie? - spytał Konor.
- Ano. To moje dzieci są. Oba młokosy jeszcze prawdziwej bitki nie obaczyły i raczej nie obaczą.
- A ta sprzed chwili to nieprawdziwa. ojcze? - spytał blondyn
- Nieprawdziwa.
- Jakże to?
- Wszystko przez tych smoczych zabijaków. A może dzięki nim? Tak, zdecydowanie dzięki nim.
- O czym waszmość gada?
- Jakby ich nie było to już dziś cesarscy by nam łupnia dali...
- Ojciec głupoty gada. Nie słuchajcie mości panowie bo nie warto.
- Ty zdecydowanie wiesz lepiej ode mnie starego. Świat już zapewne nie zagadka dla ciebie mądrego a i bitew tyle masz za sobą iż napewno mądrzejszyś. Azali ja starszy od ciebie?
- Tak jest ojcze, ale...
- Co ale?
Chłopak umilkł totalnie rozbity w bitwie na słowa ze swoim ojcem. Borin i Konor słuchali i przyglądali się zadowoleni z zajęcia. Jedno pytanie ciskało się obu na myśl.
Co ona się tak gapi na nas?
Dziewczyna musiała coś wiedzieć.
- Czemu się tak pani przygląda? - spytali naraz.
- A bo ja wiem coście za jedni.
- A co to za jedni siostra?
- Za ich sprawą bitka się zakończyła pomyślnie.
- Głupoty prawi białogłowa.
- Nie. Spostrzegawczość to dobra cecha.
- A zatem...
- Tak.
- Wzrok już nie ten sam co ojciec?
- Odczep się pędraku. Ponad pół wieku mam na karku i drugie tyle jeszcze przeżyję.
- Jak do końca wojny dociągniesz to już będzie się czym chwalić.
- I ty.
Konor bacznie obserwował żołnierzy, którzy nie pili, to znaczy byli wartownikami. Lecz coś za wielu ich było jak na obóz. Dziesięcio osobowe grupy kluczyły między namiotami co chwilę ukazując się oczom maga.
- Dziadku, czemu to tyle strażników łazi po obozie? Naliczyłem już chyba ze stu.
- Powinno być stu i jeszcze trzy dziesiątki. Ale świeżo po bitwie to pewno mniej.
- O co chodzi? - spytał Borin.
- Król obawia się ataku w nocy. Dlatego ta straż jest tak liczna i jest złożona z najlepszych i najmężniejszych wojowników w armii. W razie natarcia to pierwsza zapora przeciw cesarskim. Gdyby ich nie było to... uhu hu. Pijane wojsko nie da rady walczyć z wrogiem. W każdym razie nie skutecznie.
- No i też kogo pijany uważa za wroga. To też znaczenie jakieś musi mieć.
- Może i ma. A co to się tam daleko dzieje? Powiedz staremu dziecko.
- Jakiś turniej tam się rozgrywa. Idźże obaczyć siostra.
Starzec poprosił jeszcze dovahkinów o to, żeby popilnowali jego córki kiedy będzie obserwowała. Kiedy dotarli do punktu zainteresowania ich oczom ukazał się Frodo z kijem w ręku. Naprzeciw niego stał nico wyższy chłopak. On również trzymał kij.
- Co się tu wyprawia? - spytał Konor najbliższego widza.
- A turnioj się łodgrywa. Na kije.
- Turniej?
- Tłak. Pan Frodo wyzwoł kazdego ktu się dziwuje jego budowie. Właśnie zacynają walcyć.
- Ty ze wsi?
- Ta jest. Z nieopodalszej.
- Aha.
Konor odszedł przerywając rozmowę. Przyjrzał się walce.
Frodo zaczął okrążać przeciwnika i lekko się zachwiał. Obaj walczący byli schlani jak świnie. Odzyskując równowagę krzyknął:
- Za Ulfrica! Za Skyrim! Za Nordów! Za gromowładnych! Za mnie! - ruszył przed siebie pewny iż biegnie ku przeciwnikowi. Tamten jednak był niestety tym drugim rozmazanym odbiciem. Frodo wywalił się prosto w błoto. Podnieśli go dwaj najbliżsi niego. Ponownie skoczył w kierunku złego odbicia. Wojsko ryknęło gromkim śmiechem kiedy zachlany młodzian szukając leżącego Froda potknął się o niego. Frodo zasnął i zachrapał. Widownia zaśmiała się jeszcze głośniej. Konor usłyszał coś na znak: ,,Koniec z tym" ale pewności nie miał. Nie miał do chwili kiedy Borin podniósł obu pojedynkowiczów. Froda trzymał w lewej ręce a jego przeciwnika w drugiej. Tamtego posadził na ławie. Skinął na Konora aby ten szedł za nim. Mag dostosował się. Kiedy Borin wynosił Froda z pola walki jakiś typ złapał go za bark i gwałtownie szarpnął. Coś wykrzykiwał najwyraźniej na temat przerwania dobrej rozrywki. Popchnął dovahkina celując dłońmi w klatkę piersiową. Czerwonowłosy puścił przyjaciela i trzepnął aroganta w pysk. Pięścią. Ten padł bez przytomności na piach. Borin wziął Froda pod pachę i ruszył ku jego namiotu. Konor szedł za nim nie oglądając się za siebie. Droga do płuciennego domku było dość długa ponieważ owy namiot znajdował się na obrzeżach obozu. W połowie drogi mag zorientował się, że ktoś ich śledzi. Borin przeklinał pod nosem całą sytuację. Rozmowy nie wszczęli. Wszędzie były pochodnie to też było naprawdę jasno. Borin kluczył między namiotami. W końcu położyli śpiącego towarzysza na łóżku i porozchodzili się do swoich namiotów. Konor oczywiście rzucił na Froda czar niewidzialności. Tak na wszelki wypadek gdyż będąc pijanym raczej nie zdoła się skutecznie bronić. Potem ruszył prosto do siebie. Ponownie zauważył cień, który jakby nie mógł się zdecydować za kim pójść. Poszedł za magiem. Borin prawdopodobnie miał towarzystwo. Dotarłszy do namiotu Konor rozsiadł się wygodnie na krześle i już miał zacząć pisać list do Bell gdy poły zaszeleściły. Zerwał się z miejsca i błyskawicznie rzucił czar hebanowego ciała odwracając się. Jego oczom ukazała się ta młoda dziewczyna z biesiady. Mag uniósł lewą brew.
- Czego pani chce?
- Widziałam twoje spojrzenie. Patrzyłeś na mnie z prawdziwym uwielbieniem...
- Jeśli o to chodzi to coś się ci przywidziało. Dobranoc.
- Ja chcę tu zostać. Z tobą.
- Doprawdy? Niestety muszę odmówić...
Dziewczyna z niepodobną do jej budowy ciała siłą popchnęła go na łóżko i natychmiast zaczęła całować. To byłoby nawet przyjemne gdyby w ostatniej chwili nie zobaczył czerwonych oczu i dwóch ostrych kłów. Szybko zepchnął ją z siebie i odskoczył ku wyjściu. Użyła absorpcji zdrowia. Z jej ręki wydobywało się czerwone światło zadające ból. Konor wyczarował przed sobą tarczę blokując jej magię. Zaczęła się zbliżać równocześnie wyciągając sztylet.
- YOL-TOOR-SHUL!
Wampirzyca wrzasnęła. Zapłonęła wraz z całym namiotem. Konor zaczął gasić płótno. Strzelał strumieniami lodu wszędzie gdzie widać było kosmyki pożogi. Zbiegła się duża grupa ludzi, których rozstrącił Borin. Kiedy zobaczył sytuację rzucił się do pomocy. Zerwał prześcieradło z łóżka Konora, zanurzył je w pobliskiej kałuży i zaczął naparzać płonące meble. Pijani żołnierze nie wiedzieli co robić i dopiero po chwili jeden z nich wpadł na pewien pomysł. Zaczął grzebać rękami w gruncie i następnie sypał ziemię tam gdzie ogień był. Reszta poszła jego śladem. Koniec końców udało się opanować pożar. Konor rozejrzał się dookoła. Wszystko było ubabrane w błocie, ale przynajmniej nie płonęło. Po podłożu pełzało coś co ciężko było od niego odróżnić. Może dlatego, że było poważnie poparzone i ubabrane w ziemi. Dopiero po dłuższej chwili zorientowano się, że to co tak jęczy i syczy to człowiek. Reakcja wielu, w tym Borina brzmiała następująco: ,,Co to ma być?!" - Nie szczędząc przy tym przekleństw. Przez tłum obserwatorów przedarł się oficer. Spojrzał po ludziach aż w końcu zorientował się co przyciąga uwagę wszystkich. Odskoczył zaskoczony.
- Co to jest panie Konor?!
Borin chwycił miecz leżący na czymś co jeszcze dziś było krzesłem i sieknął ranną wampirzycę.
- Już nic panie oficerze.

CZYTASZ
Biały Mag
FantasyTo opowieść kontynuowana po wydarzeniach z książki ,,Skyrim inna historia". Akcja skupia się na jednym z głównych bohaterów a mianowicie Na Konorze White-Shark. Jest on w pełni już wykształconym magiem. Co porabia po dawnych przygodach dowiecie się...