- Denerwuję się. Właściwie to nigdy nie uczyłem dzieciaków.
- Cóż, ja akurat mam w tym wprawę.
- Masz fart. Ile jeszcze zostało?
Konor zerknął na niebo.
- Już czas.
- O kur...
- Szykuj się. Borin nie wrócił wciąż więc to ty będziesz się zajmował dwoma grupami.
- A właśnie, jak ustaliłeś grafik?
- No więc tak. Dzisiaj jest Tirdas więc będziesz szkolił ich szermierki, tylko dwie grupy po 3 osoby. Te dwie pozostałe są liczniejsze bo po 4 dzieciaki. Miałem plan, żeby połączyć łucznictwo z magią ale bez przesady. Trenujesz ich dwie godziny a jeśli po posiłku Vex nie przyjdzie to biorę twoją grupę do siebie a ty moją.
- A jak to ogólnie wygląda?
- Ogólnie to w Morndas po kolei magia, szermierka, jazda konna, obiad, łucznictwo, krzyki, kolacja i sen. W Tirdas szermierka, łucznictwo, magia, obiad, jazda konna, test na wytrzymałość, kolacja sen. W Middas jazda konna, magia, szermierka, obiad, łucznictwo, krzyki, kolacja i znowu sen. W Turdas testy ze wszystkiego a w Fredas wyprawa na szczyt.
- Mam pytanie. Gdzie będzie szermierka, jazda konna i łucznictwo?
- We wsi pod górą. Tutaj jest zdecydowanie za zimno. Po wszystkim ruszamy w drogę.
- Jak chcesz. Dobra, idę się odlać a ty zapoznaj się z dziećmi.
- Aż tak się denerwujesz, że myślisz iż mnie spławisz? Cóż próba wykryta ale trochę ci ulżę i pójdę pierwszy. Ty w tym czasie odlej się, odetchnij i do roboty.
Konor nie czekał ani chwili dłużej i powolnym krokiem ruszył do pomieszczenia służącego niegdyś jako sala konferencyjna i biesiadowa. Jednakże czasy były dość spokojne zatem z funkcji politycznej zostało bardzo niewiele. Właśnie tam raz na miesiąc urządzane były uczty złożone z tego co dali mieszkańcy podgórza. Oczywistym było, że Siwobrodzi nie mogli sami zapewnić sobie pokarmu z powodu wieku. Jednak nie chodziło tylko o starość a o godność. Czy mistrzowie drogi głosu cieszyli by się takim szacunkiem gdyby zastawano ich na bieganiu za przerażonym kurakiem, od którego szybsze były tylko potężne, magiczne krzyki goniących? Idąc jeszcze wolniej mag usłyszał jęki kobiety. Wpadło mu do głowy pytanie - ,,Borin co ty jej robisz?" Jak zwykle zanim skończył myśleć był na miejscu. Stojąc w wejściu okiełznał sytuację. Przy owalnym stole siedziało czternaście pochylonych nad miskami dzieci nie zwracających żadnej uwagi na to co dzieje się wokoło nich. Postanowił nie mówić nic tylko usiąść i poczekać aż ktoś go zauważy. Pierwszy był mały chłopiec o brązowych włosach i błogim spojrzeniu. Bazując na stroju wywodził się raczej z kasty chłopstwa - tak zwanego chamstwa. Spojrzał z wielkim zdziwieniem lecz nie przerwał ciszy jaka panowała w sali. Chodzi oczywiście o rozmowy. Potem adepci kolejno podnosili ubrudzone buzie i reagowali tak samo jak brązowy chłopiec. Mag przyglądał im się ale ciągle obserwował tego obdarzonego. Dziecko budziło w nim skrytą wściekłość. Jadł bardzo powoli z wyższością i niezadowoleniem patrząc na skromny posiłek. Mało tego, wszystkie dzbany z wodą stały przy nim. Opróżnione zdaje się. Mały po każdym kęsie i każdej łyżce jakie wpadały mu do ust wypijał pół kubka. Inni mieli pusto w swoich naczyniach na picie. Strój miał inny niż poprzednio. Teraz była to bordowa tunika ze złotem chaftem i różnymi wzorami po bokach. Wreszcie zakończył posiłek. Oczywiście jako ten ostatni. Rozejrzał się po sali z jeszcze większą wyższością niż poprzednio i w końcu zaszczycił Dovahkina spojrzeniem. Nie rozdziawił buzi jak reszta ani nie wytrzeszył oczu. Dalej patrzył magowi prosto w oczy z widoczną pogardą.
- Skończyliście?
W odpowiedzi kilkoro dzieci kiwnęło głowami.
- Znakomicie. Spytam jeszcze, czy czegoś komuś brakuje lub coś doskwiera?
Popatrzyli po sobie chwilę po czym szlachetka zaczął szlachecką przemowę. Jego głos jeszcze bardziej spotęgował złość Konora - piskliwy i dający wrażenie, że ktoś krzyczy prosto do ucha.
- Żarcie jest suche, nie ma wina ani soku z jabłek. Krzesła są z kamienia i ogólnie żarcia jest za mało. A i jeszcze jedno, dlaczego do cholery muszę jeść z chamstwem?! - mag wpatrywał się w niego spokojnie. - No co tak milczysz? Odpowiadaj bo zadałem pytanie łachmyto! Gdzie dovahkini mający mnie wyszkolić? Gadaj obwiesiu!
- Na które pytanie odpowiedzieć najpierw?
- Zatem twoja inteligencja równą jest zeru. Po kolei.
- Zjesz co dostaniesz albo zdechniesz. Co do jadania w towarzystwie innych to nie jest to konieczne. Zawsze możemy przenieść Cię do sali szlacheckiej. To na dworze przed bramą. A jeśli chodzi o dovahkinów to niedługo ich ujrzysz.
- A czemu nie teraz? Są zbyt leniwi, żeby ruszyć dupska?
- Powiedzmy.
- Czyli moje domysły się sprawdziły. Ci dovahkini to po prostu spasione wieprze...
- Podejdź tu do mnie.
- A kim ty niby jesteś, że ośmielasz się mi rozkazywać?
- Podejdź mówię.
- Nie możesz mi rozkazywać. Moja mama jest hrabiną. Możesz jedynie prosić a wtedy może spełnię...
Nagle owinęły go białe nici. Uniosły go lekko nad ziemię i wykonały polecenie Konora. Młody daremnie szarpał się i próbował drzeć. Zaklęcie pozwalało mu jedynie na szept.
- Czym ty jesteś?! - piskliwie spytał z przerażeniem.
- Jestem Białym Magiem.
- O kurwa. Czarownik, trzeba go kołkiem przebić.
- Zabobon.
- Co?
- Zabobon. Kołek wbity w czarownika lub czarownicę nie działa tak jak się oczekuje.
- Nieprawda. Sam to robiłem i wiem, że działa.
- A więc już zabiłeś?
- Tak.
- Cóż, nieładnie z twojej strony. Wiesz kim jeszcze jestem?
- Nie.
- Przekonasz się wkrótce. A teraz WSZYSCY WSTAWAĆ I WSIADAĆ NA WÓZ!
Dzieciaki zerwały się błyskawicznie z miejsc a uwolniony szlachetka był zdecydowanie najszybszy z nich. Kiedy sala opustoszała wszedł Frodo.
- A więc adepci... - Zaczął głośno ale nie skończył zorientowawszy się, że żadnego z dzieci już nie ma. - Gdzie oni są?
- Pewnie już na wozie. Wiesz gdzie jest Vex?
- Nie.
- TO DO ROBOTY I ZNAJDŹ JĄ!
- Dobra, tylko się zamknij. - odparł po czym wybiegł z sali. Mag ruszył w stronę wyjścia głównego. Na zewnątrz stał wóz a na nim 13 dzieci. Konor spojrzał na grupę.
Szlacheckie dziecko zniknęło.
- Gdzie ten rozmowny?
- Poszedł się poskarżyć. - odpowiedziało pierwsze z dzieci siedzące na skraju wozu.
Mag kazał zsiąść im i schować się chwilowo w środku. Poczekał chwilę podtrzymując ciężkie drzwi, których najpewniej nie otworzyło żadne z obecnych pociągających nosami zawiniątek. Kiedy wszyscy byli w środku zamknął drzwi i kazał im nie ruszać się z miejsca. Potem poszedł w jedyne miejsce, w które mógł udać się mały szlachcic - do sypialni Siwobrodych. Kiedy szedł w tamtym kierunku wpadli na niego Vex i Borin. Niestety głównie Borin, który szedł przodem. Konor odbił się od niego jak piłka i poleciał na posadzkę jednocześnie uderzając łokciem o ścianę. Niestety został trafiony w nerw tak zwaną ,,elektrownię". Zawył z bólu, złapał się za rękę. Czuł dosłownie taki ból jakby we krwi płynął dodatkowo piasek. Ból obezwładnił mu całą lewą, górną kończynę i rozprzestrzeniał się już po piersi.
- Jasna... Konor żyjesz?! - Vex ze strachem rzuciła się na kolana i zaczęła szeptać czary. Uczęszczała wraz z nim do collegu w Winterchold ale nie była magiem lecz palladynem. Mimo, że na początku nie umiała przeciąć mieczem patyka to teraz była hmm... można powiedzieć profesjonalistką. Oczywiście nie dorównywała Frodu, który potrafił wywijać mieczem tak szybko, że dźwięk przecinanego powietrza nie nadążał. Ponadto młyńce kręcił wyborne. Obiema rękami. Jednak nawet młynek Froda nie mógł przebić gardy Borina, który jednym zamachem zwalał przeciwników z nóg.
- Tak bardzo przepraszamy. Borin i ja... Co mówisz?
- K...
- Co?
- Kurwa. N-Nie mogliście uważać?
- Zagadaliśmy się i...
- Aaaa!
- Przepraszam! Znowu się zagadałam! Przepraszam!
- Vex, skup się! - powiedział Borin.
- Tak wiem ale nie mogę przestać myśleć o naszym spotkaniu. Ciebie i mnie. I o...
- Aaaaaaaa!
- O nie! Konor przepraszam. Już tak nie zrobię. Naprawdę.
- Zostaw go po prostu. Ból łokcia ustanie. Zanieśmy go do sypialni. - Po tych słowach Borin podniósł zsiniałego od bólu brata i zaniósł go do jego łóżka. Po drodze jak na złość wpadł na nich Frodo z taką siłą uderzając w Borina, że ten upadł jednocześnie puszczając Konora. Mag wyrżnął o podłogę wydając z siebie jeszcze głośniejszy krzyk niż dwa poprzednie. Lewą rękę pokrywały mu dwa wielkości dużych monet oparzenia - po nieuważnych czarach Vex i wybite dwa palce - po upadku spowodowanym przez Froda. Teraz leżał i jęczał trzymając się za jak się potem okazało zbite kolano. Palladynka podbiegła ponownie zastygając przy ,,rannym" na klęczkach.
- Konor tak mi przykro, przepraszam.
Ból ręki osłabł znacznie i pozostało po nim tylko okrutne drętwienie. Mag zwinął się w kłębek i zasypał resztę bluźnierstwami z absolutnie najwyższej półki. Vex się popłakała, Borin zerwał od razu i przytulił ją. Frodo będąc zbyt gibkim aby odnieść obrażenia w wyniku upadku wstał, otrzepał się i spuścił głowę. Przywitał się tylko z czerwonowłosym i zapanowała cisza zakłócona jedynie szlochaniem Vex i bluźnierstwami Konora.
- Niech was wszystkich cholera.

CZYTASZ
Biały Mag
FantasyTo opowieść kontynuowana po wydarzeniach z książki ,,Skyrim inna historia". Akcja skupia się na jednym z głównych bohaterów a mianowicie Na Konorze White-Shark. Jest on w pełni już wykształconym magiem. Co porabia po dawnych przygodach dowiecie się...