Biały Mag rozdział III Pojedynek

37 9 2
                                    

Uczucie strachu upłynęło równie tak szybko jak się pojawiło. Konor doskonale zdawał sobie sprawę ze swoich umiejętności i umiejętności Zilfreda. Był pewny że zwycięży w walce z takim tchórzliwym chłystkiem i przejmie jego stanowisko wielkiego maga. Był tylko jeden problem, jego przeciwnik jest mistrzem iluzji co oznacza że może oszukać potężnego mistrza destrukcji i kiedy ten nie będzie się spodziewał ataku z innej strony niż z tej gdzie widzi przeciwnika złamie jego upór i poważnie go uszkodzi. Wzrok bywa mylący zwłaszcza w przypadku iluzji. Konor doskonale o tym wiedział i dumnie kroczył w stronę miejsca gdzie miał się odbyć pojedynek. Wieści w szkole szybko się rozchodzą i zdawało mu się że wszyscy patrzą tylko na niego i nawet kilka osób idzie za nim jak za jakimś mędrcem. Szedł jeszcze długo bo szkoła magów była ogromna. Tymczasem Zilfred denerwował się na siebie i na to że popełnił decyzję impulsywnie i w złości. Wiedział że prawdopodobnie przegra walkę ale nie miał wyboru, sam założył sobie sznur na gardło. Rękawica została rzucona i niestety podniesiona więc gdyby odwołał pojedynek wyszedłby na tchórza i stracił posadę. Ten solidnie walnięty w łeb Nord rozniesie go na strzępy. Wtem wpadła mu do głowy myśl:
- Jestem od niego słabszy fizycznie i magicznie nie licząc iluzji ale jestem sprytniejszy i szybszy. Mam szansę wygrać!
Co do pierwszego argumentu nie był pewien. Nordowie byli zwykle tępymi osiłkami stworzonymi tylko i wyłącznie do bitki(tak myśleli elfowie a Zilfred był elfem) ale ten pomiot bóstw jest uosobieniem doskonałego wojownika. Jest nie mniej przebiegły od argonian, ma siły jak wół, jest świetnym magiem, jest wystarczająco wytrzymały aby przeżyć podmuch smoka.
Nagle do Zilfreda dotarła straszna wieść - Konor jest dovahkinem czyli w skrócie będzie walczył z poskramiaczem smoków, który jest prawie nieśmiertelny. Jedynym minusem aktualnego Konora był jego nastrój - był w ostatnim czasie bardzo zdenerwowany możliwe że nie jadł. Właśnie to mogło przechylić szalę na jego stronę. Wystarczy że Konor wścieknie się wystarczająco żeby stracić przytomne myślenie i wpadnie w jakąś stosowną pułapkę. Wtem wpadła przerażona służąca i zaczęła krzyczeć że jakiś wielki Mag wali w bramę główną pięściami a że nikt go nie chce wpuścić zapowiada że rozwali ją za pomocą magii. Zilfred poderwał się z krzesła, założył odświętny płaszcz i wyszedł na dziedziniec. Ku jego przerażeniu już spod drzwi było wyraźnie słychać obelgi wkurzonego maga. Zaczął biec aby zapobiec rozwaleniu bramy. Kazał natychmiast wpuścić narwańca. Konor doskonale bawił się strasząc biednych służących, którzy nie mogli nawet napić się piwa bez pozwolenia tej szuji o imieniu Zilfred. Oczywiście nie chciał im zrobić krzywdy ale to był chyba najlepszy sposób żeby przyspieszyć ruchy wielkiego maga. Kiedy w końcu otworzono bramę zobaczył swojego przeciwnika. Od razu spostrzegł w jego oczach strach przed śmiercią. Odezwał się pewnym i groźnym głosem:
- Chciałeś ze mną pojedynku ty tchórzliwy prosiaku więc jestem. Zniszczyłeś mi życie i odebrałeś reputację. Żądam walki na śmierć i życie!
- Nie unoś się zbytnio. Piwo uderzyło ci do głowy i przez to winisz mnie za swoją nieudolność.
Konor tylko pozornie był wściekły. Chciał żeby Zilfred myślał że jest zaślepiony złością i zdradził swój plan.
- Nie ma już słów jakimi mógłbym Cię opisać. Stawaj do walki ty nieszczęsne ścierwo...
Wtem rozpętała się najgorsza rzecz jaka tylko mogła przechylić szalę pojedynku na stronę Zilfreda - atak z zaskoczenia. Było to uderzenie kulką ognia wycelowane w głowę Konora. Doświadczony Mag dosłownie złapał gorącą kulkę i zgniótł ją w ręku co było nie do wytrzymania dla zwykłego adepta destrukcji. Na twarzy Zilfreda pojawiło się przerażenie, skoro on zgniótł w ręku coś o temperaturze lawy to jak potężny jest? Tym razem to Konor uderzył ale znacznie mocniej i szybciej ale nie tak aby zabić. Wielka oślepiająca błyskawica trafiła prosto w brzuch Zilfreda i odrzuciła go w tył pozostawiając po sobie wielki ból. Najbardziej zaskoczył go ten błysk, który nie zdarzał się w przypadku rzucania tego typu zaklęcia przez innego maga. Błysk był biały, z tąd wywodził się przydomek Konora - Biały Mag. A może po prostu z koloru skóry. Zilfred podniósł się i buchnął strumieniem ognia co nie zrobiło żadnego wrażenia na mistrzu destrukcji. Konor miał wrażenie że walczy z nowicjuszem który jeszcze nie zna silniejszych zaklęć. Zaczekał na następny ruch Zilfreda a owym ruchem była próba stworzenia atronacha lodu, ale został on w sekundę rozwalony przez ogień Konora. Zilfreda zaczęła ogarniać złość.
- Jak nie chcesz walczyć to poddaj się ty bezlitosny draniu!
- Doprawdy nie mam pojęcia jak można było mianować Cię wielkim magiem. Najgorszy adept destrukcji jest zdolniejszy od ciebie ty zakało narodu, ty...
Nie zdążył dokończyć bo Zilfred znowu spróbował ataku z zaskoczenia. Nie opłaciło mu się to ponieważ Konor jednym ruchem odparł atak i uciekł się do bardziej prymitywnych sposobów zranienia przeciwnika. Zwyczajnie podszedł do podmęczonego Zilfreda i jedną ręką podniósł go za jego pięknie wychawtowany kołnierz a drugą ręką wybił mu kilka zębów. Zilfred miał w tym wypadku dużo szczęścia że uderzył go Konor a nie jego brat Borin. W przypadku Borina Zilfred miałby już skręcony kark. Ogłuszony Mag upadł krwawiąc niemiłosiernie.
- Oszczędź mnie. Błagam!
- Zbyt dużo zniszczyłeś w moim życiu. Wiedziałem że zmiękniesz jak ci dokopię. Wstawaj!
Zilfred posłusznie wstał ponownie szykując się do dalszej walki. Nim złapał równowagę został ponownie uderzony (tym razem błyskawicą prostego wykonania zwaną pospolicie kulą błyskawicy. Tym razem Zilfred nie zdążył ani zablokować ani uniknąć. Zaklęcie wyrwało mu z brzucha kawał mięsa. Zilfred poczuł straszny ból i zawył. Kiedy cierpienie choć trochę ustało dotarło do niego że nie miał żadnych szans w tym pojedynku i został pokonany bez trudu.
- Dobij mnie teraz, wygrałeś.
- Kusi mnie żeby zostawić Cię tu żebyś mógł sobie trochę powoli pozdychać ale okażę miłosierdzie.
W tej chwili na twarzy Zilfreda pojawił się odłamek uśmiechu. Czyżby cieszył się, że Konor szybko go zabije? W rzeczywistości mniemanie Konora o szybkiej śmierci było nieco inne niż przypuszczał już prawie martwy wielki Mag. Konor bez chwili wątpliwości złapał go za gardło i przyłożył mu rękę do czoła i zaczął coś mruczeć pod nosem. Rzeczywistość była straszna to miłe uczucie, które poczuł w pierwszej chwili przerodziło się w niesłychanie wielkie cierpienie i nagle wszystko zaczęło ciemnieć aż świat stał się czarny. Zilfred umarł. Konor zwycięsko podniósł rękę w górę i wymówił kilka uroczystych słów:
- Jam jest Konor White-Shark jeden z trzech pogromców Alduina, nowy Wielki Mag na zamku w Winterchold. Jestem nim gdyż pokonałem przeciwnika który postawił swój tytuł na szali pojedynku. Moje panowanie zaczyna się od teraz.

Biały MagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz