Biały Mag rozdział VII Nowe inspiracje

31 7 0
                                    

Konor wchodząc do swojego pokoju tylko przez chwilę nie myślał o niczym innym jak o zemście na Carloćcie. Naprawdę myślała że się z nią ożeni? Prędzej poderwałby mamuta. Myśląc o tym spakował kilka swoich rzeczy i wyszedł. Schodząc po schodach specjalnie głośno tupał aby pani domu usłyszała go. Zamiast niej w drzwiach zatrzymała go Bell. Z płaczem prosiła aby został ale on był nieugięty w swej decyzji.
- Proszę nie zostawiaj mnie tu samej! Nie mam przyjaciół. Mam tylko obowiązki. Ona mnie zabije jeśli odejdziesz!
- Co powiedziałaś? Nie słyszę bo muszę tupać.
- Jeśli pójdziesz Carlotta mnie zabije. Dostanę baty, proszę zostań!
- Dobra dobra, nie krzycz już, zostanę.
Bell natychmiast przytuliła się do niego i płakała jeszcze długo.
- Co się dzieje w tym domu?
- Złe rzeczy.
- Jakie złe? Mów treściwie.
- Ona przyprowadza tu obcych ludzi którzy często uznają mnie za dziwkę iiiii... chcą mnie skrzywdzić. Nie mogę nawet powiedzieć ,,nie" bo będzie afera i oberwę mocniej.
- Czy ktoś z nich dokonał tego o czym mówisz?
- Nie. Jak nie chcę czegoś to tego nie zrobię.
Nagle rozległo się głośne chrząknięcie. To pani domu stała na schodach i zimno patrzyła na Konora. W ręku trzymała bat.
- Czy ta dziewucha nakłamała Panu o okrucieństwie jakie dzieje się w tym domu?
- Tak. I wiem aż za dużo.
- Czyli muszę pana na chwilę przeprosić...
Spróbowała dorwać Bell chowającą się za Konorem. Mag zaparł się nogą i damulka wpadła na niego jak na ścianę. Upadła i wypuściła bat. Konor wyrzucił go za siebie i przygniótł Carlotte nogą.
- No i co teraz? Dalej będzie się pani szarpać czy może łaskawie się uspokoi. Inaczej będę musiał wypalić pani dziurę w twarzy.
Mówił z zadowoleniem i spokojem.
- Bell idź do pałacu i przyprowadź tu niejakiego Froda.
Dziewczyna wybiegła z domu.
Wtem ktoś uderzył Konora prosto w plecy i poczuł on ostry ból, odskoczył jednocześnie uwalniając złą kobietę. Ujrzał tego samego olbrzyma którego widział wcześniej w lesie podczas walki z elfami. Napastnik nie miał broni ale był silniejszy od Konora. Rzucił się na niego, powalił go i zaczął okładać po twarzy i brzuchu. Mag zdołał skupić się chociaż na chwilę i sprawił że jego dłonie były gorące jak ogień. Złapał przeciwnika za szyję. Olbrzym ryknął i puścił Konora. Następnie zaatakowała go Carlotta znowu mająca broń. Tym razem był to tłuczek do ziemniaków który skierowała prosto w nos maga. Ten jednak zdołał uchylić się i wyrwać broń z jej rąk. Ugryzła go w ramię. Tego było za wiele. Przyłożył rękę do jej policzka jednocześnie parząc całą połowę twarzy. Zawyła i uciekła z domu przez główne drzwi. Jej partner nie miał zamiaru się wycofywać. Wstał i zaczął biec ku Konorowi z szałem w oczach.
- FUS RO DAH!!!
Przeciwnik został wysłany do sąsiedniego pokoju przez ścianę. Przebił ją na wylot i nawet naruszył następną. Nie wstał już po tym zdażeniu.
- Kim jesteś?!
Napastnik spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Mhm hmhm.
- Co?!
- Mghm.
- Mów normalnie głąbie.
- Powinieneś już nie żyć.
- Jestem dovahkinem ty durna pało! Myślałeś że dasz mi radę?
- Tak. Właśnie dam. Czekaj na mnie bo wkrótce przybędę. - powiedział i rozpłynął się w powietrzu.
Konor nie miał pojęcia co robić. Po krótkim czasie przebiegła Bell z Frodem.
- Co się dzieje Konor?
- Już nic. Łapcie Carlottę bo zwieje.
Frodo skinął na kilku żołdaków którzy natychmiast pobiegli za bogaczką.
- Co jest?
- Pamiętasz tego wielkiego gościa który przewodził elfom kiedy na nas napadli?
- Tak. Te gnojki zostały wytłuczone. Elfy to zaraza którą ja muszę sprzątać.
- Nikt ci nie każe.
- Wiem. Co z tym gościem?
- Był tu.
- Co?! Gdzie jest teraz?
- Nie wiem. Rozpłynął się w powietrzu.
- Jakim cudem ty czegoś nie wiesz? To żart?
- Nie.
Konor spróbował zebrać myśli. Znał zaklęcie mogące zmienić w człowieka niewidzialnego ale zawsze pozostawała smuga powietrza którą było widać co zdradzało maga.
- Nie to nie to. - pomyślał.
- Znasz jakieś zaklęcie mogące teleportować?
- To ty jesteś tutaj magiem.
- Tak wiem. Dzięki za podpowiedź. Dobra na dzisiaj koniec dziwnych rzeczy.
Jeszcze tego dnia Frodo przekonał Jarla aby ten oddał dom Carlotty Konorowi a ten z kolei wpłacił duży podatek. Właściwie to miał już pieniądze na spłatę podatku collegu ale nie mógł ich wydać. To były pieniądze Falkreath. Oczywiście miał zamiar sprzedać połowę ozdóbek z całego domu. Następnego dnia do prawie zdrowego Konora przeleciał uradowany Frodo. Machał mu jakimś pergaminem przed nosem.
- Konor! Nie zgadniesz co się stało!
- A coś się zmieniło?
- Tutaj nie ale za dwa dni się zmieni! Będzie nas trzech! Borin odpisał!
- Aha to dobrze. Ale coś mi mówi że nie to sprawia że tak się cieszysz.
- Masz rację, miałem ciekawą noc z Lydią. Nie interesuj się!
- Dobrze jak tam chcesz. Wiesz co? Mam taki mocny trunek który przyżądziłem w Winterchold. Potem pół dnia chodziliśmy z Korkiem nawaleni. Wypijemy?
- Może lepiej poczekaj na Borina bo jesteś wciąż poobijany.
- Taaa słusznie. Idę teraz do lasu.
- A po kiego czarta?
- Nie interesuj się.
Rozeszli się. Konor faktycznie poszedł do lasu i wykąpał się. Podczas kąpieli ktoś zawołał:
- Widzę że już dobrze z tobą.
- Dobrze się skradasz. Jak ojciec. Tylko on to robi po pijaku.
- Hahaha! Tak, cieszę się wujku.
Za drzewa wyszła Anna. Była piętnasto-letnią córką Froda (chyba nie wspomniałem o tym wcześniej).
- Widzę że podziwiasz mięśnie? Frodo wymięka.
- Tak ale Borin cię przebija.
Tym razem to Konor się zaśmiał.
- A czy wiesz że on przyjedzie za dwa dni?
- Serio?
- Tak. Też się cieszę.
- To super! Ale nie to chce ci powiedzieć. Bo widzisz ja i Bell jesteśmy już przyjaciółkami. Uczę ją strzelać z łuku i walczyć nożem bo miecza się boi.
- To świetnie.
- Tak tylko że przyciągnąłeś jej uwagę.
- Co? W jakim sensie?
- Nooo zabujała się w tobie.
Konor rozejrzał się aby sprawdzić czy obok niego nie stoi jakiś inny gość o którego chodzi Annie.
- Taki wrak jak ja? Jakim cudem?
- Wiesz jak nie jesteś nawalony i dbasz o fryzurę i brodę i w ogóle to wyglądasz ymmm młodziej.
- Ej czy ty widzisz we mnie starucha?!
- Noo.
- Ja o sobie mogę źle mówić ale ty nie powinnaś. Poza tym natury nie da się oszukać
- Ty możesz.
- Ale nie zrobię tego.
- Oj nie bądź taki pewien. Wiem że nie wytrzymasz i się odmłodzisz.
- Zakład?
- O co?
- Przypuszczam że może być 500 septimów?
- Uczciwa cena.
- Dobra. A teraz spadaj bo chce się wykąpać.
Anna poszła w stronę wioski a Konor wyszedł z wody, ubrał się i poszedł jej śladem. Dużo myślał. Myślał głównie nad zakładem ale potem przypominał sobie jego powód.
- Jakim cudem to się stało. Frodo rozdziawi gębę jak mu to powiem.
Zgodnie z przewidywaniami Konora Frodo rozdziawił gębę i zapytał tak samo jak Konor.
- Jakim cudem?
- A bo ja wiem. Mam 47 lat i wciąż działam jak magnes.
- Wiesz, jesteśmy dovahkinami. Ty, ja i Borin będziemy żyć mniej więcej 120 lat. Jesteś prawie w jednej trzeciej życia. Dużo ci pozostało.
- A ile ty masz lat?
- Szczęśliwi czasu nie liczą.
- Serio? Nie wiesz?
- Nie no wiem mniej więcej. Mam chyba 43.
- Chyba.
- No.
- A. Jeszcze jedna rzecz. Twoja córka mi o tym powiedziała.
- Że mam 43 lata?
- Nie! Że podobam się Bell.
- Acha. I co z tego?
- Założyłem się z nią o to, że jeśli nie wytrzymam i się odmłodzę to ona dostaje 500 septimów. Jak wytrzymam to kasa moja.
- A mógłbyś odmłodzić na przykład mnie i Lydię?
- Żeby łóżko trzeba było wymieniać co tydzień?
- Nie! Chociaż to też. Dovahkin musi być sprawny.
- Wiem, że chodzi ci o to pierwsze. Ale do tak trudnego zaklęcia muszę być w pełni sił. Inaczej zdechnę na miejscu. Przy okazji Borin być może będzie chciał się odmłodzić.
- Dobra a ile możesz maksymalnie  cofnąć nam lat?
- Maksymalnie dziesięć. Właściwie to mógłbym odesłać Cię do przedszkola ale musisz zachować wiek ojcowski więc 33 chyba będzie dobrze.
- Tak. Dzięki.
- To sama przyjemność.

(Wiem że to odmładzanie tak z nikąd ale bohaterowie jak Frodo wcześniej wspomniał muszą być sprawni.)

Biały MagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz