Biały Mag rozdział XIV - Odejście

36 5 2
                                    

- Nie biorę w tym udziału.
- W takim razie sami go obudzimy nie Borin?
- Dokładnie.
Poranek zdawał się pozyskiwać klimat typowo kolonijny gdyż w takich chwilach ludzie robili często dziwne rzeczy. Frodo nie mógł się oprzeć chęci umilenia czwartemu dovahkinowi czasu snu i przygotował mu specjalną pobudkę jednocześnie namawiając do współpracy Borina. Konor odmówił udziału w zabawnym przedsięwzięciu ponieważ zwykle właśnie on zachowywał powagę aby mieć na wszystko oko.
- Nie rób tego. Nie wiesz co się może stać. - rzekł do stojącego nad elfem Froda trzymającego w rękach żelazne łyżki. Elf miał na głowie również żelazne wiaderko, które jakimś cudem znalazło się tam bez wiedzy śpiącego.
- Niby Elf a jednak śpi jak kamień. - stwierdził Borin.
Wtem Frodo krzyknął:
- Wstawaj, robota czeka! - po krzyku zaczął dynamicznie uderzać łyżkami w wiaderko.
- Aaaa! - wrzasnął zaskoczony Elf i zerwał się przy tym zarzucając okrągły przedmiot z głowy.
Kiedy zorientował się co się stało i kto jest sprawcą całego zajścia rzucił się z pięściami na Froda.
Rozigrała się bójka i dwaj walczący rzucali sobą w ściany, meble, schody niszcząc przy tym niektóre szafeczki.
- Zasrany Elf! Zdychaj - krzyczał Frodo lejąc Elfa po twarzy.
Kiedy rozdzielili się na chwilę Elf zaczął wymawiać formułkę przekleństwa i w kontrze otrzymał błyskawiczny prosty i poprawiający lewy sierpowy. Złapał się za krwawiący nos i zaklnął pod nosem. Obaj panowie odzyskali trzeźwe myślenie na tyle żeby już się nie bić. Nagle na schodach pojawił się Arngeir  z wyjątkowo spokojną miną.
- Jak widzę poranek był przyjemny i efektywny. Serdecznie upominam o przywróceniu porządku w miejscu bijatyki. Wszyscy macie to między sobą ustalić. - powiedział i odszedł aby pomedytować. Konorowi wydało się to niezwykle taktyczne zagranie ze strony mistrza. W ten sposób mogli nauczyć się organizacji.
- To wasza wina więc teraz sprzątajcie. - rzekł złośliwie czwarty dovahkin.
- Chyba ci się coś pomyliło. Jesteśmy od ciebie starsi i lepsi. Całe Tamriel nadaje tylko o nas więc do roboty synek. - odszczeknął Frodo.
- A wy co? Jesteście zagłupi, żeby mówić?
- A chcesz, żebym zgniótł twoją czaszkę o podłogę? - spytał groźnie Borin.
- Nie boję się was a tym bardziej ciebie. - skłamał elf. Mimo swego wzrostu obawiał się siłacza.
Kiedy szykowała się następna bijatyka Konor pstryknął palcami i w przeciągu trzech sekund całe miejsce uległo zmianie. Rozległ się huk pękającego drewna co symbolizowało cofnięcie czasu kiedy Frodo i jak narazie bezimienny elf niszczyli szafki. Zaklęcie mogło jedynie obejmować rzeczy więc osoby będące w pomieszczeniu pozostały nietknięte.
- Po problemie. Wszyscy wisicie mi podziękowanie.
- Nic ci nie wiszę cwaniaczku.
- Owszem wisisz. Dzięki Konor.
- Ja też dziękuję.
Wszyscy spojrzeli na elfa.
- Jeśli masz w tym paskudnym łbie choć trochę honoru podziękuj. - powiedział Borin.
- Żaden z was nie będzie mi mówił co mam robić! - ryknął elf i ponownie rzucił się na Froda.
Wtem zasłonił mu drogę siłacz.
- Uspokój się.
- Zejdź mi z drogi głąbie.
Elf ruszył przed siebie pewny iż przeszkoda zejdzie z drogi. Z wściekłością stwierdził, że śmiałek nie ruszył się z miejsca i od razu uderzył go pięścią w brzuch. Borin zaginął się lekko po czym podniósł go za włosy i zaczął ciągnąć na dwór. Jak to na szczycie było bardzo zimno lecz podstawową zaletą Nordów była odporność na niskie temperatury. Wytoczony w samej koszuli elf trząsł się z zimna ze zdziwieniem patrząc na zadowolonych pozostałych trzech.
- Dobra, to mogłoby być ciekawe - powiedział Konor. - Ale nie zrobię tego. Konsekwencje mogą być poważne. Ten elf mimo wszystko jest taki jak my. Jego pomoc może się nam przydać dlatego nie powinniśmy nic mu robić.
- Nie powstrzymam się od tego - odpowiedział poważnie Frodo. - ta zaraza prosi się o wyplemienie. A ty Borin?
- Dobra mam propozycję. Przytrzymamy elfa na dworze jeszcze chwilę a potem Konor ustali dla niego jakąś karę.
Wszyscy kiwnęli głowami na znak zgody a elf zadrżał jeszcze bardziej.
- Jak się nazywasz elfie? - spytał klękając obok twarzy adresata Frodo.
- Nie twój parszywy interes.
- Skoro tak to może postoimy sobie jeszcze godzinkę co?
Elf wybełkotał coś niewyraźnie jakby brzydził się swojej uprzejmości.
- Możesz powtórzyć?
- Kirgon syn Pervsa.
Frodo parsknął śmiechem.
- Jakiś problem Nordziku?
- W tej chwili zapytaj o to samo siebie.
Nagle wrota, którymi wyszli dovahkini rozwarły się i czterej Siwobrodzi ruszyli gęsiego w ich kierunku.
- Kirgonie, Frodo, Borinie i Konorze, jesteście pilnie wzywani na szczyt.
- Paarthurnax - powiedział Konor. - Czy wszystko z nim dobrze?
- Nie uzyskacie od nas odpowiedzi na to pytanie. Mistrz nie odezwał się od chwili kiedy kazał sobie nie przeszkadzać. Zostaliście tu wezwani aby przeszkodzić Potężnemu.
-Potężnemu? Kim on jest?
- To smok, przeklęty. Jego historia sięga czasów Alduina i wielkiej wojny smoczo - ludzkiej. Wcześniej nikt nie zwracał na niego uwagi ponieważ przeklął go Olaf Jednooki. Smok ukrył się wśród ludzi nie mogąc wesprzeć smoczych pobratymców. Był wtedy osłabiony i zdruzgotany. Poprosił bogów o radę i ją otrzymał. Dowiedział się, że klątwę może złamać przez zabicie Zrodzonego ze smoka.
- Uwolnił się?! Zabił?!
- Tak. Zabił siostrę Kirgona. Musicie wysłuchać mistrza. Przyjadą tu grupy dzieci. Zatrzymają się u podgórza i wejdą tu. Co dwa lata sprowadzamy tu dzieci z okolicznych wsi lub miast aby sprawdzić czy przypadkiem któreś nie okaże się być dovahkinem.
Arngeir spostrzegł Kirgona zamarzającego na kość po czym nakazał im stosownie się odziać i ruszyć na szczyt. Przez długi pobyt w mrozie bez niczego oprócz tuniki Kirgon przeziębił się i ku wielkiej radości Froda nie mógł ruszyć razem z nimi. Konor obiecał Arngeirowi, że zajmie się nim gdy wróci. Nordowie powkladali grube futra niedźwiedzie i kaptury ze skóry wilczej. Ze skóry wilka były również buty i rękawice. Spodnie zaś zrobione z lnu. Kiedy stali już przy łuku zaznaczającym teren Wysokiego Hrodgaru Arngeir rzekł do nich:
- Jesteście nadzieją Skyrim. Uważajcie na lawiny synowie przeznaczenia.
Tym razem byli poważni. Skłonili głowy aby okazać szacunek i równocześnie odwrócili się na piętach w kierunku śnieżnej ścieżki.
- Powodzenia.
Droga pomimo równo wyrównanej dróżki nie dawała za wygraną. W połowie trasy śnieg zaczął sypać tak grubo, że działał równie dobrze jak zabójcza mgła, którą na zmianę usuwali za pomocą krzyku. Wiatr wiał niemiłosiernie wysuszajac skórę, kawałki lodu wbijały im się w twarze. Konor krzyknął:
- LOK VAH KOOR! - kolejny odcinek został choć trochę odsłoniony.
- I bez tej mgły nic nie widzę! - krzyknął Frodo.
Konor myślał teraz o klimacie Winterchold. Jego dom miał klimat gorący w porównaniu do Wysokiego Hrodgaru. Przez warunki pogodowe droga zajęła im półtorej godziny. Kiedy wreszcie stanęli na szczycie nieodróżniając się od białego otoczenia otoczenia usłyszeli donośny smoczy ryk nad sobą. Po chwili przyleciał. Paarthurnax był zaiste pięknym widokiem choć sam nie wyglądał najlepiej. Miał postrzępione skrzydła, złamany w połowie róg, brakowało mu jednego zęba a na pancerzu widać było wgniecenia po kłach, broni i łapach. Konor kochał go jak ojca. Był smokiem i swego czasu wspólnikiem Alduina. Jednak przejrzał na oczy i zdradził brata na rzecz ludzi. Odmienił swoją złą naturę i za to mag i wojownicy go kochali.
- Witaj Paarthurnax. Widzę, że dobrze się trzymasz.
- Jak zwykle zaczyna Frodo - zaczął wesołym tubalnym głosem smok. - ale skoro pytasz to jestem zdrów i jak widzę wy też.
- Po co nas wezwałeś władco przestworzy? - spytał Konor pragnący jak najbardziej oddać majestatyczność Paarthurnaxa.
- Konor White-Shark. Najbardziej odpowiedzialny z was trzech.
- A ja mistrzu? - spytał Borin.
- Ty zdecydowanie jesteś siłą samą w sobie Borinie. Wezwałem was ponieważ - Smok smutno westchnął. - muszę odlecieć stąd. Nie na zawsze oczywiście ale na długo. Jeśli jeszcze was zobaczę to będzie oznaczało doskonały obrót wydarzeń. Myślę, że Arngeir poinformował was o Foinkriidzie. To oczywiste, że w ostatnim czasie nabrał mocy i uwolnił się. Jest zagrożeniem dla świata. Kiedy służył Alduinowi zyskał jego hmm... ufność. Alduin ufał mu do tego stopnia iż obiecał mu moc po swojej śmierci. SWOJĄ moc. Być może wiedział, że nie zwycięży. Foinkriid jest teraz silniejszy od mojego martwego brata i nic nie stanie mu na drodze. Nic oprócz was. Jego celem jest przywrócenie panowania smoków nad ludźmi i innymi rasami. Jeśli mu się uda i zawiedziecie świat stanie się zły. Wezwałem was aby zaoferować miejmy nadzieję, że nie ostatnią pomoc. Znacznie wzmocnię jeden z trzech krzyków. Więc pytam was, FUS, FEIM czy YOL?
- YOL. - odpowiedział smutno Frodo.
- FUS - odpowiedział chrypliwie Borin.
- FUS. - mruknął Konor.
- Dobrze więc. Jesteście silniejsi niż kiedykolwiek. Jestem dumny, że było mi dane was poznać.
Smok uniósł głowę do góry i spojrzał w niebo.
- Piękny widok. Zapamiętajcie to miejsce. Mój dom. A teraz czas na mnie. Żegnajcie i powodzenia.
Smok powoli wzbił się w powietrze i odleciał w ciszy.

Biały MagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz