7. Dwie twarze

293 7 0
                                    

Wróciłam grubo po północy.

Weszłam do swojego pokoju i od razu poszłam pod prysznic. Przebrałam się w piżamę i zrobiłam zwykłe łazienkowe rzeczy. Wyszłam i rzuciłam się na łóżko opatulając kołdrą. Westchnęłam i spojrzałam na biały sufit teraz spowity w ciemności, tak jak cały pokój.

Zabiłam trzy rodziny mugoli, kilka szlam i torturowałam kilku półkrwi czarodziejów, którym potem usunęłam pamięć. Rozładowałam złość, która siedziała we mnie, nawet nie wiem czemu... Chodziarz nie, wiem, ale nie chce do tego wracać.
Patrzyłam w białą przestrzeń z pustą głową. Nie wiem kiedy zasnęłam.

********

Spałam do szóstej. Nie mogłam potem zasnąć, więc umyłam się i ubrałam. Założyłam na siebie krótką bluzę z kapturem opinająca ciało, spodnie z wysokim stanem i dziurami oraz zwykłe buty wiązane, wszystko czarne. Włosy związałam w wysoką kitkę a pasma z przodu głowy wyciągnęłam. Codzienny makijaż i biżuteria tak samo jak ubranie - ciemne. Spryskałam się perfumami i byłam gotowa. Sprawdziłam godzinę - siódma. Usiadłam przy biurku i napisałam esej na transmutacje zadany na przerwę świąteczną. Kiedy skończyłam, z zaskoczeniem zauważyłam że już od dziesięciu minut trwa śniadanie. Schowałam pergamin do kufra i wyszłam z pokoju kierując się ku jadalni.

W pomieszczeniu dorośli swobodnie ale trochę zimno rozmawiali a wychowańcy Slytherin'a cicho jedli. Kiedy weszłam spojrzeli na mnie ze złością, niezrozumieniem i zawodem. Zignorowałam to i usiadłam na swoim miejscu.
- Te morderstwa, porwania i zaniki pamięci to twoja sprawka? - zapytał ojciec uśmiechając się szczerze.
Spojrzałam na niego.
- Morderstwa i zaniki pamięci tak ale porwania?? Nikogo nie porywałam - oburzyłam się.
Chwilę patrzył na mnie z kamienną twarzą.
- Zakon Feniksa. Oczywiście - westchnął. - Porwano szlamy. Chcą wszystko zwalić na nas choć nie wiem za bardzo po co. Przecież to i tak oczywiste.
Chwilę patrzyłam na ścianę za matką. Wzięłam kilka łyków herbaty i coś wpadło mi do głowy.
- A może to nie Zakon zdrajców - mrugnęłam. Spojrzałam na ojca - Najbardziej zaufany smierciożerca - powiedziałam twardo a ten kiwnął głowa do kogoś. Po chwili kłaniał się przede mną Lucjusz Malfoy.
- Malfoy - warknęłam. - Masz znaleźć połączenie między rodzinami szlam które zostały porwane. Znajomości, połączenia rodzinne, praca i tak dalej. Chce też wiedzieć czy mają coś wspólnego ze Zdracjami Krwi, Weasley'ami oraz czarodziejami czystej krwi. Na obiedzie chce raport - wysyczałam a ten skłonił się i usiadł na swoim miejscu. - Snape! - Mistrz eliskirów podszedł, ukłonił się. - Do obiadu chce jakiś eliksir zadający ból fizyczny jak i psychiczny, ale nie ma uśmiercać. Odejdź - warknęłam. Zawołałam Dołohowa. - Też listę  składników do eliksiru od Carrow. Na jutro chce mieć te składniki. Odejść.
Wróciłam do jedzenia. 

-Po co ci to wszystko, córeczko?
-Chyba wiem kto to, ale muszę jeszcze się upewnić. Według mnie to sprawka Ronalda Weasley - wzdrygnęłam się. - Jak pewnie wiesz, przyjaźniłam się z nim.. Wiem jak myśli oraz co chce osiągnąć, a chce sławy i uwielbiania przez ludzi. Porwał szlamy. Będzie je torturował tak, żeby Prorok myślał że to śmierciożercy. Potem zjawi się z tymi obrzydliwymi podróbami prawdziwych czarodziejów ze sztucznymi ranami w atrium Ministerstwa, wmawiając, że odzyskał te szlamy z naszych rąk. Chce go znaleźć, torturować i wydobyć informacje Zakonu. Potem zabić - uśmiechnęłam się wrednie. 
Rodzice milczeli mając zamyślone miny.
-Ok. Ale zanim zabijesz, zawołaj mnie, przeszukam go dokładnie. 

********

Była godzina 14. Zaczęłam ubierać przygotowywać się do Balu z okazji Świąt. Wzięłam długą, gorącą kąpiel. Ubrałam ciągnącą się po ziemi czarną sukienkę. Dół miała rozkloszowany z wieloma warstwami tiulu i innych materiałów. Była bez placów, z długimi rękawami. Włosy pokręciłam i przerzuciłam je na lewą stronę. Założyłam kolczyki oplatające uszy do tego czarny, bogaty, ciężki wisior. Oczywiście wszystko czarne. Na palec sygnet rodowy Riddle z wężem. Makijaż, tym razem bardziej mroczny. Czarne usta, oczy i przyklejone rzęsy. Oczy zmieniłam swoją magią na szare, błyszczące, kocie, z pionowymi źrenicami. Na nogi nałożyłam czarne, wysokie szpilki. Byłam gotowa. Godzina idealna. Wyszłam i skierowałam się do sali balowej gdzie miała odbyć się uroczysta kolacja i bal. Weszłam wejściem od strony korytarza. Pomieszczenie nie było przystrojone, co nie zdziwiło mnie jakoś. Przy stole już wszyscy siedzieli, więc widząc mnie powstali i ukłonili się. Nie patrząc na nich usiadłam na swoim miejscu. Ojciec wygłosił mowę, której nie słuchałam. Zajęta byłam zmieniając mocą wzory na moim talerzu. W końcu pojawiła się kolacja, więc wszyscy zaczęli jeść. Każdy rozmawiał, prócz mnie, co wcale mi nie przeszkadzało.

Ciemna strona dobraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz