Dominica
Westchnęłam odkładając "Proroka Codziennego" na stół. Nikt nie napisał czegokolwiek na temat mordów, które zostały dokonane zeszłego wieczora. Oczywiście, ministerstwo jak i sam Minister Magii, Jonson Honsan nie chcąc informować i siać paniki we względnie bezpiecznym czarodziejskim świecie, teraz, po drugiej walce o Hogwart. Ludzie nie są świadomi tego, że niedługo sami będą walczyć na terenach tej Czarodziejskiej Szkoły, gdzie dzieci niczego nieświadome, bawią się i zamiast uczyć się więcej niż jest to wymagane. Mimo wszystko nie popieram polityki, którą chce wprowadzić mój mąż. Mordowanie niewinnych osób, ludzi, czarodziejów, w większości bezbronnych czy niewinnych, nie jest moją pasją, jak myślą wszyscy, którzy w ogóle mają pojęcie, że Wielki Lord Voldemort ma żonę. Usłyszałam stukanie w szybkę, a kilka chwil później, skrzat domowy położył przede mną na stole biały pergamin z herbem Slytherin'a. Sięgnęłam po niego, rozpoznając pismo mojej córki i otworzyłam go jak najszybciej mogłam.
"Mamo, u mnie wszystko dobrze, dziękuje że pytasz. Mam nadzieje że jesteś zadowolona z moich ocen, które, jak mniemam, wysyła ci Dumbledore. Opowiedziałam Ślizgonom, wszystko co na temat zbliżającej się wielkimi krokami walki napisał mi ojciec, i z żalem muszę cię poinformować, iż nie są to konkrety. Mam więc wielką prośbę do ciebie. Czy mogłabyś napisać mi wszystko, co wiesz? Nie nalegam, ale informacje co, jak, gdzie i kiedy dokładnie, szczegółowo, przydały by się nam w rozpoczęciu odpowiedniego przygotowania. Jeśli chodzi o ubrania, nie brakuje mi ich, więc nie musisz się kłopotać.
Mam nadzieje że u ciebie wszystko dobrze i liczę na szczegółową odpowiedź z twojej strony.
R.D.R"
Uśmiechnęłam się, kiedy zauważyłam jak bardzo podobna jest do jej ojca. Nawet styl pisania i charakter ma podobny. Wymaga, prosi ale nalega. Zupełnie jak Tom. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, więc odwróciłam głowę. Ku mnie szedł wysoki brunet, patrząc mi w oczy z uśmiechem. Usiadł koło mnie na kanapie i zabrał mi list z ręki, kładąc go obok. Otoczył mnie w talii ramieniem i pocałował w szyje, na co trzepnęłam go w tył głowy.
-Kto pisze? - zapytał, opierając się o oparcie kanapy. Złapałam jego rękę w swoją i uścisnęłam. Położyłam głową na jego ramieniu i zamknęłam oczy.
-Becka.
-Jakieś konkrety?
-W zasadzie żadne. Napisała że u niej wszystko w porządku, że nie brakuje jej ubrań...
-Cieszę się - wymruczał, całując mnie w czubek głowy.
-Ja także.
Zapadła chwila ciszy, która nie była niezręczna. Taka... komfortowa, przyjemna. Taka która jest najlepszą ciszą, która może być.
-Jestem z niej dumny - uderzyłam go ręką w pierś, na co się zaśmiał.
-Z kogo?
-Z naszej córki - otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Na jego ustach widniał zawadiacki uśmieszek, który po chwili zgrał się z twarzą, która była pełna dumy. - Daje rade, mimo wszystkiego co się na nią zrzuciło. Jest silna i odważna. Taka, jaka powinna być prawidłowa dziedziczka rodu Slytherin'a. - Uśmiechnęłam się, czując że mówi prawdę.
-Ale nie powiesz jej tego oczywiście? - zaśmiałam się w duchu, gdy popatrzył na mnie, jakbym co najmniej ukradła mu różdżkę.
-Oczywiście że nie! Skąd taki pomysł. - poruszył głową, jakby się wzdrygnął. Pokręciłam tylko głową i pocałowałam go w ramię.Rebecca
O Słodki Salazarze
To się nie dzieje naprawdę! On... ja... Co?!
Nienienienienienie
To tylko wybryk twojej wyobraźni, Granger! Tfu, Riddle!
Nienienienienienie!
A może jednak
Usiadłam na łóżku, waląc głową w kolumnę podtrzymującą baldachim i zamknęłam oczy, chcąc doprowadzić myśli i stan mojego umysły w którym się znajduje na chwilę obecną do porządku. Nie mam pojęcia czy wyszło, bo zaraz coś... no raczej ktoś zaczął walić w moje drzwi. Złość, że jak w ogóle śmie i tak dalej, wezbrała się we mnie, więc podniosłam tyłek z miękkiego łóżka i specjalnie idąc chodem słonia, znalazłam się przy portrecie mojego pokoju i spojrzałam twarzą w twarz napastnikowi, który zabijał moje drzwi.
-Blaise - wysyczałam a ten niewdzięcznik tylko się uśmiechnął. Zwęrzyłam oczy i spojrzałam na śmiejącego się chłopaka ze złością, której pewnie i ja bym się bała, gdybym się w lustrze zobaczyła.
-Tak, kochana ty moja dżdżownico, to ja. Z powodu pewnego... nieporozumienia, muszę porwać cię... no dobra, zabrać do naszego dormitorium, tam wszystkiego się dowiesz - i tu ten ehhh... brak mi słów, złapał mnie w talii, przerzucił sobie przez ramię i nie zważając na rozkazy lecące w jego stronę ode mnie, zabrał do swojego pokoju, gdzie siedziała większość naszego " zespołu". Kiedy puścił mnie i postawił, uderzyłam go z otwartej dłoni w klatkę piersiową, na co ten tylko się zaśmiał i usiadł obok Draco rozmawiającego o czymś szeptem z Teo.
-A więc czego mnie tu? - coś chyba mam na twarzy bo popatrzyli na mnie jak na idiotę. - No i czego się gapicie? - wrzasnęłam ledwo panując nad swoimi emocjami.
-Już, już, Becky, spokojnie, opanuj się. Wdech, wydech - podszedł do mnie Will na co ja tylko skwasiłam się, odpychając jego ręce z ramion.
-Wracając - zaczął Ian. - Sprawa jest dość poważa i mam nadzieje, że każdy w jakikolwiek sposób, który będzie dla nas korzystny - spojrzał na mnie, na co tylko warknęłam - pomoże nam - dokończył myśl, wzdychając ciężko. - Zapewne wiecie, co ostatnio dzieje się z Potterem i jego nowym złotym gangiem, czyli Deanem Thomasem i Neville'em Longbottomem. Po zabiciu Łasicy, tego Weasley'a, Potter jest słaby, mimo maski którą nosi, co pewnie także zauważyliście. W jakiś sposób musimy go jeszcze bardziej zdołować, czy - spojrzał w okno, próbując znaleźć odpowiednie słowo - osłabić. I razem z chłopakami - pokiwał głową w stronę pozostałej Czwórki Największych Buców, Jakich Salazar Widział - postanowiliśmy zająć się tym, żeby walka była bardziej korzystniejsza dla nas a i żeby była krótsza.
Spojrzałam na niego z otwartymi szeroko oczami i z wrażenia aż usiadłam.
-Ty..t-t-t-y... myślisz? Sam to wymyśliłeś?! Kim jesteś i co zrobiłeś z Ianem Eversem!? Pytam się! - spojrzał na mnie jak na debila i zaśmiał się, czego w ślady poszli pozostali, pomijając tak samo jak ja skonfundowaną, zdziwioną i zszokowaną inteligencją jej brata Issy. Po chwili uspokoili się, na co ja pokiwałam zrezygnowana głową.
-Mimo autora tego jakże wspaniałego pomysłu myślę że może się to udać. Oczywiście plan jakiś musimy mieć i go wymyślimy, na co liczę na pomoc Naszą Ukochaną Pannę Riddle - spojrzałam jak byk spode łba na Teo i Willa, którzy chichotali, próbując ukryć twarze w rękawach i bluzkach. Nie skomentowałam tego, tylko założyłam ręce na piersi w stylu "Foch Forever" i spojrzałam w okno.
-Ktoś ma jakiś plan? Pomysł?Kiedy następnego dnia wchodziłam do Wielkiej Sali, pół miliona ludzi, czyli wszyscy w wielkiej sali, spojrzeli na mnie i zaczęli szeptać. Nie żeby tak nie było często, ale aż tak intensywnie patrzyli na mnie na początku roku, kiedy McGonagall wypowiedziała moje nazwisko. Obdarzyłam ich pogardliwym spojrzeniem i podeszłam do swojego stołu.
--------------------------------------------
Hej
Rozdział napisany, względnie sprawdzony, mam nadzieje że się podobało :))
Kolejny rozdział - 2 komentarze i 2 gwiazdki.
Dziękuje!
Kolejny rozdział planuje gdzieś na dniach, ale jeśli nie to za tydzień w niedziele, jak w notce informującej napisałam :)
02.04.2019
P.S.
Ludki i kosmici moje kochane. Nie jestem za bardzo pewna czy w tą niedzielę pojawi się kolejny rozdział "Ciemnej strony dobra", więc raczej to się nie spodziewajcie w wyżej wymienionym dniu.Baju

CZYTASZ
Ciemna strona dobra
FanfictionPogdybamy sobie troszkę. Co by było gdyby Hermiona jednak była czarodziejką tak zwanej czystej krwi? Co by było gdyby na dźwięk imienia jej ojca, ludzie ze strachu pocili się i panicznie bali? Co by było gdyby pewien blond włosy Ślizgon patrzył na n...