2. Przeklete cechy Gryfonów!

782 17 41
                                    

Jestem Gryfonką. A Gryfoni ZAWSZE dotrzymuą obietnicy. A ja głupia zgodziłam się obiecać coś nieznajomemu mi mężczyźnie. A w zasadzie znajomemu. Każdy go zna. No może nie osobiście, ale jego imie jest znane w całym czarodziejskim świecie.

Dwa słowa.

Lord Voldemort.

Kiedy mi się przedstawił... Bałam się? Nie. Była przerażona, a strach jeszcze bardziej mnie ogarniał. Przeszedł prze ze mnie nieprzyjemny dreszcz. Wzrok utkwiłam w rękach splątanych na pierzynie. Przełknęłam ślinę i jakimś cudem, jeszcze nie wyciągnęłam mojej różdżki. No właśnie! RÓŻDŻKA! Gdzie jest? Nie czuje jej przy sobie! Z paniką rozglądam się dookoła siebie. Specjalnie unikałam spojrzeń... wszystkich.

-Twoja różdżka jest na biurku - kobieta chyba widząc co robię, pokazała mi mój magiczny atrybut głową. Spojrzałam w tamtą stronę. Faktycznie. Leżała tam. Nawet z tej odległości poznałam ją.

Nastała chwila ciszy, którą przerwałam.

-Obiecałam coś, a że jestem Gryfonką, słowa dotrzymam. Kontynuuj - powiedziałam patrząc w oczy Voldemortowi. Głos mi lekko drżał, ale chyba nikt nie przejął się tym. Usłyszałam ciche prychnięcie Snape'a, ale zignorowałam je, tak jak i reszta.

Czarnooki mężczyzna ledwo zauważalnie uśmiechnął się i kontynuował.

-Otóż, kilka lat po skończeniu Hogwartu, ożeniłem się z Dominicą - uścisnął lekko ramie kobiety, na którym miał swoją rękę. Wywnioskowałam, że to jego żona. - Po roku urodziła nam się córeczka. Nazwaliśmy ją Rebecca - Rebecca... to imię odbijało się w moim umyśle jak echo, które nie chce przestać odpowiadać. Wbiłam wzrok w ścianę naprzeciw łóżka. - Kiedy miała kilka miesięcy, znając plany Zakonu Feniksa, naznaczyłem ją. Obawiałem się, że mogą ją porwać, aby mnie osłabić. Nie pomyliłem się - usłyszałam ciche pociąganie nosem. Spojrzałam w tą stronę. Dominica wpatrywała się we mnie a po jej policzkach leciały wielkie, słone łzy. Ponownie utkwiłam wzrok w ścianie. - Kilka dni przed jej porwaniem przez James'a Pottera, na jej lewym nadgarstku wyrobiłem znamię w kształcie głowy węża - mimowolnie spojrzałam na swoją rękę. Ponownie przełknęłam ślinę. - Zakon Feniksa umieścił ją w mugolskiej rodzinie. Od niedawna wiem, co to za rodzina. Granger.

Nie wytrzymałam. Łzy zaczęły mi lecieć. Bo Voldemort to mój ojciec a jakaś kobieta którą widze pierwszy raz na oczy jest moją matką... ale mam rodzinę. Nie jestem sama! Nie byłam sama na tym świecie, pomimo tego, że Paula i Jean Granger świadomość o "córce" została wymazana.

-Jesteście moimi rodzicami - ani nie stwierdziłam ani nie zapytałam. Coś pomiędzy. Przeniosłam na nich wzrok. Kobieta uśmiechała się przez łzy a Czarny Pan, o zgrozo, to samo!

-Tak. Jesteśmy. A ty nazywasz się Rebecca Dominica Riddle. Jeśli chcesz możesz zostać przy swoim imieniu, ale nazwisko musisz zmienić - ostatnie dwa słowa powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Spojrzałam na niego. - I jeśli oczywiście zechcesz, możesz zamieszkać tutaj, co było by najlepsze dla ciebie, twojej matki i dla mnie.

Chwilę milczałam. Nikt się nie odzywał. Jestem prawie pewna, że echo bicia mojego serca odbijało się o ściany pokoju.

-C-córeczko? - usłyszałam cichy głos mojej... Matki.
Nie. Nie mógłam uwierzyć. Jak? Czemu dopiero teraz ? Jak jest możliwe, ze jestem córką... Voldemorta? Mimo dowodu, dalej ta informacja była jakby niedostępna dla mnie. Jakby znajdowała się poza zasięgiem ręki, ale znajoma. To uczucie takie, kiedy myślisz o czymś innym i czytasz jakiś tekst. Potem go nie pamiętasz, a jak ponownie czytasz, to masz wrażenie jakbyś wiedział to od zawsze.
Tak się czułam. Oczywiście dezorientacja, pewnego rodzaju ulgą, po odzyskaniu... Rodziców i ... Złość. Tak. Jeden powód. Dlaczego teraz ? Dlaczego nie wtedy, kiedy jechałam do Hogwartu?! Przezywali mnie od szlam, a tak naprawdę jestem czysto krwistą czarodziejką. Ba, córką najbardziej niebezpiecznego, bezwzględnego i najgorszego czarnoksiężnika.

Ciemna strona dobraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz