Draco jest online
Diabeł jest online
Ian jest onlineDraco: Ojciec do mnie napisał
Diabeł: Bójcie się narody
Ian: Szok. Jestem w głębokiej konsternacji z powodu tego wyznania. Mogę Ci jakoś pomóc?
Draco: Napisał że Czarny Pan planuje jakieś wojenne zagrania. Niedługo mają być masowe napady. Myślicie że każą nam walczyć?
Riddle jest online
Riddle: Czemu, na Ciężkiego Salazara ja o tym nie wiem?
Diabeł: Obstawiam że tatuś się na ciebie obraził
Riddle: Diable...
Diabeł: *Przełyka ślinę* T-tak?
Riddle: Jak klejnoty? Istnieją jeszcze?
Draco: Czemu pomyślałem że ty... Że wy... Czemu?
Riddle: Obstawiam że twoja głupota się zbuntowała czy coś i takie są skutki, że nie możesz się wyłowić... Lub chociaż, porządnego zdania napisać
Draco: Ranisz moje uczucia
Riddle: Gdybyś ty je jeszcze posiadał... Wracając. Czemu ja o tym nie wiem?!
Ian: Y... może dlatego że ostatnio palisz wszystkie listy od swojego ojca?
Riddle: *mruży oczy i patrzy na Iana*
Ian: Powinienem się bać? Albo coś takiego?
Diabeł: Tak
Riddle: Diabeł prawdę ci powie
Riddle zmieniła nazwę Diabeł na Devil
Devil: Dumny jestem
Riddle: Ja nie bardzo.
Blaise
Jeszcze raz przeczytałem list, który dał mi Smok. Wyraźnie napisał, że znikają się do wojennych bitw, co zaniepokoiło mnie. Nie potrafiłem wyobrażać sobie tych walk, mordowali i torturowania, mimo że musieliśmy to robić. Nie było wyjścia. Rozdzielczość uczynili z nas morderców a my nie mieliśmy nic dziwnego gadania w tej sprawie. Teraz trzeba będzie zapłacić za to, że się nie zbuntowaliśmy. Zapewne ostateczna bitwa odbędzie się w Hogwarcie.
Sfrustrowany, usiadłem na łóżku i posłem ręką kark. Spojrzałem na wpatrzonego Draco w telefon i pokręciłam głową.
- Stary! - krzyknąłem, próbując "obudzić" go od pielęgnowania uzależnienia. Nawet na mnie nie spojrzał, tylko coś mruknął, i dalej wpisywałem wyrazy na klawiaturze telefonu. Krzyknąłem jeszcze raz, lecz to nic nie dało.
Westchnąłem.Devil: Dzieciaczki. Wojna idzie.
Riddle: Też tak myślę. Mama ostatnio pisze bardzo dziwne listy, nie wspomina nic o śmierciożercach ani jakiejkolwiek działalności. Ministerstwo i tak wszystko tuszuje, więc muszę napisać do ojca. Jestem prawie że pewna, że to tylko cisza przed burzą.
Ian: Myślicie że każą nam walczyć?
Draco: Oczywiście że tak. W sumie nie mamy nic do powiedzenia w tej sprawie.
Devil: Riddle, napisz do ojca, Ian ty też. Ja napiszę do mojej matki.
Devil jest offline
Riddle jest offline
Ian jest offline
Draco jest offlineNastępnego dnia.
Po kolacji poszłam na umówione spotkanie do Pokoju Życzeń. Usiadłam na zielonej kanapie a pozostali patrzyli na mój list, który trzymała w prawej ręce. Spojrzałam na nich, westchnęłam i powiedziałam.
-Jest źle. Ojciec przygotowuje się do ostatecznego starcia. Nie wiem kiedy i nie wiem gdzie, ale podejrzenie że odbędzie się ono w Hogwarcie, nie jest głupie. Z listu wywnioskowałam, że mamy jeszcze około 3 miesięcy do przygotowania się. Oczywiście każe nam walczyć. Nie jestem do końca pewna jak to ma wszystko wyglądać, ojciec nie ma nawet próbnej koncepcji, chociaż znając go, niedługo będzie miał już pełny plan co do całej bitwy. Walka musi być owocna, w miarę krótka.
Rozejrzał się. Draco oparty o kanapę zagrał usta i intensywnie nad czymś myślał. Bliźniaki i bliźniaczki wymieniali zdania pomiędzy sobą a Nott i Diabeł patrzyli na siebie, kręcąc co jakiś czas głową.
-To nie są w zasadzie żadne konkrety. Wiemy że będzie wojna i wiemy że będziemy walczyć. Ale musimy dać radę - powiedział po chwili Draco. Spojrzał na mnie a ja tylko wzruszyłam ramionami.
-Taa - pokiwał głową Blaise, po czym wstał i klasnął w ręce. - Ale nie możemy się załamywać! - uśmiechnął się do Draco i Teo i wyszli bez słowa, szepcząc coś do siebie.
Spojrzałam na dziewczyny, ale te tylko pokręciły głowami i wyczarowały Eksplodującego Durnia i co chwila śmiejąc się, zajęły się sobą. Ian i Will zaczęli rozmawiać. Wyszłam z Pokoju Życzeń i skierowana przez swoją podświadomość, poszłam na piętro gdzie niedaleko znajdował się Pokój Wspólny Gryffonów. Pieprzona nostalgia. Z kamienną twarzą usiadłam w zacienionym miejscu, żeby widzieć wejście do Domu Lwów, ale żeby z tam tond nikt mnie nie zauważył.Oplotłam nogi ramionami i położyłam brodę na kolanach. Nawet nie chce myśleć, co by się stało, gdyby ktoś teraz mnie zobaczył. Westchnęłam, patrząc na Pottera, który smutny wchodził do Pokoju Wspólnego. Zatrzasnęły się za nim drzwi a ja poczułam, jak mnie szczypią oczy. Pomrugałam nimi kilka razy, żeby odgonić nadchodzące łzy,
Nienawidziłam płakać. To znaczy że jest się słabym, podatnym na emocje i uczucia, które na wojnie są naszym najgorszym wrogiem, zaraz po tym z jakim przyjdzie nam walczyć. Łzy są jednocześnie odzwierciedleniem tego, co mamy w środku, tego co jest w nas, co nikt nie powinien zobaczyć. Nasza słabość, która wykorzystana przez naszego wroga, będzie naszą śmiercią. Och, jak to poetycko brzmi. Potrząsnęłam głową i zamknęłam oczy, bardziej wtulając się plecami w zimną, szarą ścianę.
Z tego letargu zbudził mnie głośniejszy krzyk. Kilka metrów przed miejscem, gdzie siedziałam przebiegło kilka pierwszoroczniaków. Tych, którzy nie wiedzieli, że nadchodzi wojna. Pokiwałam głową chcąc odgonić szare, ciemne myśli które zaczęły nachodzić moją głowę. Wstałam i otrzepawszy spódnicę szybko skierowałam się w stronę lochów.
Wchodząc do Pokoju Wspólnego Slytherin'u, zaczepił mnie Draco. Usiadłam naprzeciw niego na drugiej kanapie, lekko speszona.
-Riddle - pogłaskał się po karku, żeby zaraz położyć rękę na kolanie. Oparł się plecami o oparcie kanapy, wzdychając jak umęczony życiem człowiek.
-Tak, Draco? - zapytałam dziwnie miłym głosem, co nawet mnie samą zadziwiło. Zganiłam siebie w duchu, że przy nim tracę kontrole nad sobą i maskę. Spojrzał na mnie. Tak inaczej niż zawsze, kiedy przyłapywałam go na gapieniu się na mnie. Intensywnie, wręcz... uwodzicielsko, namiętnie. Nie wiem jak to określić słowami, chyba nie potrafię. Coś takiego trzeba przeżyć.
-Jutro, przed kolacją na szczycie Wierzy Astronomicznej. Ty i ja - wyszeptał a mnie zamurowało chyba na kilka minut. Otworzone usta, zamknęłam, próbując przyprowadzić do porządku rozszalałe serce i wyrównać oddech, co nie było łatwym zadaniem, wręcz wyczynem. Zamrugałam kilka razy i wzięłam głęboki wdech, żeby mój głos za bardzo nie drżał z emocji, które aż kumulowały się we mnie.
-Ale... Ok - przybrałam z trudem maskę na twarz, którą on jedynie swoją obecnością potrafi zdjąć. Szybko podniosłam się z zielonej kanapy, nie chcąc by usłyszał dudnienie mojego zdradliwego serca, które zakochało się w tym irytującym, niezrozumiałym, przystojnym bucu._____________________________
Hejo.
Rozdział sprawdzony pod względem ortograficznym, nie wiem jak inne błędy.
Wiem że miał być wczoraj, w niedziele ale nie mogłam się jakkolwiek wyrobić, więc jest dzisiaj. Ważne że jest ;)
Kolejny rozdział = 2 komenatarze i jedna gwiazdka.

CZYTASZ
Ciemna strona dobra
FanfictionPogdybamy sobie troszkę. Co by było gdyby Hermiona jednak była czarodziejką tak zwanej czystej krwi? Co by było gdyby na dźwięk imienia jej ojca, ludzie ze strachu pocili się i panicznie bali? Co by było gdyby pewien blond włosy Ślizgon patrzył na n...