4

1.5K 117 12
                                    

"Czkawka"
Czasem się mówi że wiking który czuje się winny po zabiciu smoka, powinien sam odebrać sobie życie, jednak nikt i tak już nie powtarza tego przysłowia z jednego prostego powodu, nikt nie czuje się winny. Ja nie jestem jednym z nich to że ten mały gat przeze mnie nie może latać, jest czymś czego będę żałował może i do grobowej deski. Pewnie dla tego przez cały  dzisiejszy wieczór i cześć nocy, staram się otworzyć urwaną część jego ogona. Jeśli udało mi by się sprawić że to szczerbaty i złośliwy smok odleci, już nigdy ale to przenigdy nie pomyślał bym nawet o zabiciu smoka. 

"Szczebate" 

Tej nocy księżyc znikną na tyle z nieba by mój organizm rozpoczął przemianę. Nie jest to najprzyjemniejsza rzecz ale również nie boli ,po prostu odczuwalne jest jak kości prostują się , zginają i zmniejszają w taki sposób by uformować ludzką sylwetkę. Niektóre łuski odpadają, inne za to zmieniają kolor na cielisty i topią się w jedno. Oczy się zmniejszają a czarne włosy porastają moją głowę, wszystko staje się bardziej ludzkie. 

Nie przepadam za tą formą,   pewnie dla tego oprócz przymusowych gdy księżyc jest w nowiu, nie przybieram sam z siebie tej formy. Lecz teraz ludzka forma może się przydać, mogę uciec. 

Z łatwością w tej formie byłem w stanie wydostać się z kanionu. Każdy krok bosych stup przybliżał mnie do wolności, wystarczy tylko nie postrzeżenie wykraść łódź rybacką, mógłbym oczywiście w tym ciele nie starać się ukrywać ale widok nagiego dobrze zbudowanego mężczyzny może wzbudzić lekkie zastanowienie. 

Dotarcie do wioski nie wymagało dużej ilości czasu, co więcej nie dostrzegłem nawet pół wikinga, oznaczało to tylko że dotarcie do łódki będzie dziecinie proste. Spokojnym krokiem, powoli ruszyłem po przez uliczki wioski.W niektórych domach nadal paliły się światła,wiec  starałem jednak zachować ostrożność, udało mi się dotrzeć do głównego placu wioski z kąt było widać już łodzie. Wystarczyło by tylko szybko podbiec, na dworze wciąż brak żywej duszy. Jenak pech chyba chciał  że dostrzegłem największy dom, do tego zbudowany był na wzniesieniu, nie pozostawiło to cienia wątpliwości kto tam mieszka, Musiała być to chata wodza wioski, tego bezdusznego i największego potwora z nich wszystkich, nie mogłem przegapić takiej okazji. 

Nie jestem mordercą, nie zabije go ale sprawie że już nie będzie w stanie jak dotychczas przelewać krew moich brać w setkach. Nie mal biegiem rzuciłem się w stronę chaty, w jednym z okien nadal paliło się światło, ten pokój był moim celem, musiał tam być. 

Do chaty dostałem się przez okno na parterze, natychmiast bez dźwięcznie dostałem się na górę, uchyliłem ostrożnie drzwi, w zamyśle by zbadać sytuację. Gdy tylko ujrzałem kto jest za drzwiami, moje palny zrobienia krzywdy osobie w pokoju zniknęły natychmiastowo. Za drzwiami znajdował się czkawka, by nad czymś niezwykle skupiony. 

Domyślenie się że może być kuzynem wodza lub jego synem nie było specjalnie trudne, może przez to gdy w mojej głowie śmignęły wszystkie wspólne chwile od naszego pierwszego spotkania, zrobiło mi się niezwykle ciepło w środku. Syn wielkiego i potężnego potwora jest tak ufnymi troskliwym stworzeniem. Wpatrywałam się w niego jeszcze przez krótką chwile, po czym zamknąłem uchylone drzwi, wyszedłem z chaty i ostrożnie udałem się do kanionu, by zaczekać na poranek który przywróci mi moją smoczą postać.


Pierwszy rozdział maratonu. 

Mam nadzieje że się podobał. Do zobaczenia jutro.

Jak wytresować smoka ( yaoi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz