1

4.1K 164 64
                                    


Wyspa Berk  jakieś dziesięć dni drogi na północ od beznadziei i rzut beretem od zamarzniesz na śmierć, taki równoleżniki gdzie wszystko leży równo. Chyba że moja osada ona stoi od siedmiu pokoleń w tym samym miejscu, mimo to wszystkie budynki są nowe. Mamy na wyspie owce, ryby oraz niczego sobie widoki, ale mamy także coś gorszego smoki.

Wiecie jak się człowiek czuje gdy chce wyjść z domu a tu wita cię koszmar pomocnik, ogniem prosto w twarz. Jednak refleks i ognioodporne drzwi to podstawa.

Wychodząc z domu niektórzy myślą czy nie zapomnieli kluczy, ja myślę jak by tu się nie dać zabić. To moja rutyna na Berk, tylko jest jeden problem jako wiking to ja powinienem sprawić że smok będzie się bał. Na Bark jeśli nie zabiłeś smoka nie jesteś prawdziwym wikingiem.

Gdybym zabił choć małego zebacza albo takiego Gronkla to by było coś, może nawet bym sobie kogoś znalazł.
Choć  i tak najbardziej chciałbym dorwać nocną furie, smoka którego nikt jeszcze nie widział.

"Nocna furia"

Wyspa Berk pełna nienawistnych do mojego gatunku  ludzi. Obserwowanie z góry mordowanie podobnych mi raczej nie należy do moich ulubionych zajęć.  Gdybyśmy chociaż im coś zrobili, gdyby to oni się nas bali bardziej niż my ich. Oni jednak wolą bez opamiętania wydzierać się i biec na nas z to porami. Gdybyśmy mogli tylko przestać kraść im owce, przestać z nimi walczyć.

Lecąc tak i myśląc prawie przegapiłem bym moment do idealnego strzału. Schowałem szybko żeby, otworzyłem płaszcze i wystrzelił  kule ognia prosto w jakąś drewnianą konstrukcje, wywołałem tym choć odrobinę paniki tam na dole, jestem chyba jedynym smokiem którego tak naprawdę się boją, a istnieją straszniejsze niż ja bestie.

Skręciłem lekko skrzydło w bok z zamiarem zwrócenia i oddania kolejnego strzałki. Moje ciało gładko przecinało powietrze, skrzydła przy pomocy wiatru pomagały nabrać prędkości, wszystko było na swoim miejscu. Mogliśmy już niedługo odlecieć po moim kolejnym strzale, gdyby nie coś co wywołało tępy ból, z mojej paszczy wydobył się skowyt, coś uniemożliwiło mi choć by najmniejszy ruch. To złożyło moje skrzydła, obwiązało mi łapy i sprawiło że zacząłem spadać w otchłań nocy.

"Czkawka"

Nie wierzę, zrobiłem to trafiłem.

-TRAFIŁEM NOCNĄ FURIE.
Nie no jak o tym usłyszą to już nikt nie zwątpi że jestem wikingiem. Może nawet dogadam się z Astem.

Moje nogi same zaczęły nieść mnie w stronę wioski, każdy szybki krok przybliżał mnie do wymarzonego szacunku. Nawet moja idealna zwinność pomagając mi potykać się o co drugi patyk, nawet to nie mogło zniszczyć tej chwili.

Wioska znów zaczynała być odbudowywana, jak po każdym podobnym oblężeniu, a mój ojciec wódz tej wioski nadzorował wszystkim. Ta nie przesłyszeliście się szef tej wioski i przy okazji najbardziej napakowany pogromcą smoków tej wioski jest ojcem chłopaka  wyglądającego bardziej jak patyk lub wygłodniała panienka, niż jak wiking.

-Tato, ej tato musimy pogadać - mój ojciec przeczesując swoją rudą brodę zerknął na mnie wzrokiem lekko z pod byka.

-Czkawka proszę niech to będzie coś ważnego, bo jak widać jestem zajęty-,nawet nie wie jak bardzo jest to ważne.

- Zrobiłem maszynę, strzelił em z niej i trafiłem prosto w NOCNĄ FURIE.

-nocną furie

-ten chłopak ma jakieś urojenia

-takie chuchro i nocna furia błagam 

-on zwariował

Słyszałem w okół siebie tyle szeptów, tyle głosów, jednak one nie miały znaczenia, ojciec musi mi uwierzyć.

-Czkawka znów masz jakieś cholerne urojenia, błagam iść i daj mi pracować.

On nie wierzy, nikt nie wierzy, ja sobie tego nie wymyśliłem, nie wymyślił bym czegoś takiego i udowodni im to jutro, jak przyniosę skórę tego gada.

"Nocna furia"

Noc minęła, mimo to ból wciąż uniemożliwiło mi uwolnienie się, pulsował teraz również z otartych przez sznur łusek. Jeśli ból nie ustąpi choć w połowie nie będę mógł zebrać sił i się nie uwolnie.

Cichy szmer przerwał moje rozmyślania, słyszałem coraz bliżej łamanie się patyków i ten charakterystyczny dźwięk.
"Ał głupi patyk
Leżałem w czymś w rodzaju kanionu, chyby znajduję się tu jezioro, jest za moimi plecami a ja nie dam rady się odwrócić, słyszę jednak delikatny chlust ryb które co jakiś czas leki wynurzają się, poza tafle wody.

Podniosłem łep na tyle ile pozwalały mi sznury i zobaczyłem młodego chłopaka, miał może 17 lat. Wyglądał dość niegroźnie jak na wikinga, był chudy i raczej nie grzeszył siłą, a jeśli on był źródłem tych dźwięków to był również bardzo ale to bardzo niezdatny. Miał brozowe włosy troszkę krótsze niż do połowy szyki, jego oczy były intensywniej zielone, ich odcień przypominał ten mój.

Chłopak zbliżał się do mnie coraz bardziej i bardziej, w oczy rzucił mi się nóż w jego dłoni, był jednak taki jak oni, obrzydliwy potwór.

Chłopak spojrzał mi w oczy i uniósł nóż w górę, mogę się tylko domyśleć jak bardzo moich oczach wirowało przerażenie, w końcu ma to być koniec.

-Nie patrz się tak na mnie, jestem wikingiem, JESTEM WIKINGIEM.

Jego oczy za to topiły się w desperacji i możliwe że tylko chwilowym szaleństwie. Okropny, żałosny i może nawet ciut smutny widok. Zamknąłem oczy kładąc głowę na ziemi, podałem się. Jego zdesperowany wzrok widziałem jednak nadal za zamkniętym powiekami.

Czekałem na ten cios, lecz nie nastąpił, za miast niego sznury puściły a ja zanim się zorientowałem stanąłem na czterech łapach.
Skoczyłem na niego, przyszpiliłem do skały, teraz to ja miałem okazję go zabić, nie jestem jednak wikingiem mam swój honor.
Choć może gdyby nie tamten wzrok jednak zrezygnował bym z honoru. Jedyne co zrobiłem to wydałem niczego sobie ryk prosto w jego twarzy,patrząc jak w jego oczach wita przerażenie.

Zeskoczyłem z chłopaka i poderwałem się do lotu, coś było nie tak znów spadałem. Mój ogon on, coś z nim nie tak.

Jak wytresować smoka ( yaoi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz