W ciągu kolejnych dwóch miesięcy zdążyłam się mocno zaprzyjaźnić z Candy. Na początku przeszkadzała jej moja znajowość z Pacyfiką, ale kiedy obie chwile dłużej pogadały okazało się, że mają masę wspólnych zainteresowań. Oczywiście przez Billa, Wendy oraz Robbiego wszyscy zaczęli nazywać mnie księżniczką i choć z początku traktowali mnie tak dla zabawy, to potem z przyzwyczajenia stało się to normą. Pacyfika i Candy zostały okrzyknięte damami dworu, Bill władcą, Robbie rycerzem, a Wendy obrońcą. Nie wiem skąd te wszystkie dzieciaki to wymyśliły. Nikt jednak nie miał nic przeciwko. Bill to się nawet mega cieszył ze swojego tytułu. Z uwagi na nowy "Status" często bywałam w pokoju rady uczniowskiej. Ze względu na ogromną wiedzę ( Bill oraz telepatia zawsze w modzie.), dobroć i wygląd, po wybraniu nowego przewodniczącego szkoły zostaliśmy koronowani. Było mega zabawnie, choć widziałam, że powoli przestają traktować to jak zabawę, a zaczynają być poważni. A co na to demon? Na początku był zszokowany. Nie sądził, że nasze udawanie normalnych zapewni mu to co chciał zdobyć siłą. Dzisiaj wypadał dzień naszej przeprowadzki. Obudziłam się jak zwykle wtulona w Billa. A co mnie obudziło? Dzwonek do drzwi oczywiście.
-Ja się nie ruszam.- wymruczałam w jego klatę usilnie starając się nie otwierać oczu. Mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi. Najwyraźniej on też nie miał zamiaru się podnosić. Niestety jego plany zostały pokrzyżowane przez kolejny dzwonek. Sprawdziłam telepatycznie kto to i ogarnęłam, że przed blokiem stoi Wendy z Robbiem. No tak. Mieli pomóc w pakowaniu rzeczy i przewiezieniu ich samochodem ojca Wendy. Bill podnósł się z ociąganiem i po chwili wspomniana dwójka była już u nas. Dzisiaj sobota. Chciałam dłużej pospać. Najwyraźniej nici z tego.
-Hejka Bill, Satis. A wy co? Jeszcze spaliście?- spojrzała na rozłożone łóżko, gdzie spoczywały moje zwłoki. Machnęłam ręką na powitanie.
-Jak chcecie, to możecie się rozgościć. Wiecie co gdzie leży, a my idziemy się wykąpać.- powiedział zaspanym głosem demon i po chwili byłam już na jego rękach. Zaczął kierować się do łazienki.
-Kąpiecie się razem?- zapytał zszokowany Robbie, Wendy tylko podniosła jedną brew do góry.
-Mhmm...- mruknęłam sennie.
-A nie możemy?- zapytał Bill, będąc już w drzwiach łazienki, z zawadiackim uśmiechem. -Dajcie nam 20 min i jesteśmy spowrotem.- mrugnął do nastolatków i zamknął drzwi kopniakiem. Po wcześniej wspomnianym czasie demno wyszedł ze mną w ramionach i posadził ponownie na łóżku. W pełni ubrana w dżinsy i biały, długi do kolan, sweterek. Robbie siedział zaraz koło mnie z dwoma kubkami cherbaty. Jeden podał mi, a ja opierając się o niego zaczęłam pomału go opróżniać. Wendy była w kuchni i wygląda na to, że robiła śniadanie. W międzyczasie doszły jeszcze Candy i Pacyfika. Bill kiwając głową nowoprzybyłym poszedł pomóc Wendy.
-Cześć. Sorki, ale dla mnie jest za wcześnie. Zaraz się dobudze.- machnęłam do stojących dziewczyn, żeby usiadły. Po śniadaniu zabraliśmy się za pakowanie rzeczy. Nie było tego specjalnie dużo. Zapakowaliśmy sześć kartonów, więc przeniesienie ich na bagarznik jipa nie zajęło dużo czasu. Bill poszedł oddać klucze właścicielowi i już po chwili jechaliśmy w stronę lasu. Czas upływał nam na pogawędkach i kawałach.
-Możesz wjechać na ten chodnik.- wychyliłam się lekko do przodu, żeby zobaczyć naszą drogę. Idealnie płaski ceglany chodnik w kolorze szarego błękitu pięknie współgrał z otaczającymi go drzewami. Był na tyle szeroki, że jeden samochód spokojnie się zmieścił. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Na środku dosyć sporej polany stał piętrowy domek. Wyglądał na dość mały, ale takie było ogólne założenie. Chodnik którym wjechaliśmy kończył się przed werandą na którą prowadziły trzy schodki wykonane z czarnej cegły, tak samo jak podmurówka. Weranda wyłożona była czatno-białymi kafelkami sprawiającymi wrażenie, że to drewno. Balustrada na końcu werandy miała przyjemny dla oka błękitny kolor i była wykonana z drewna. Jedna strona werandy kończyła się ścianom, druga natomiast miała piękną błękitną kolumnę. Był to kamień imitujący pień drzewa, który podpierał kraniec daszku. Ściany były pomieszaniem bękitu i zieleni. Lekko mieniły się na słońcu. Drzwi były spore, wykonane z metalu i szkła. Czarne pręty skręcały się i rozchodziły tworząc przepiękny obraz drzewa, który dopełniały kolorowe szkiełka przechodzące od ciemnej zieleni przez niebieski na jasnym zielonym kończąc. Okno nad daszkiem od werandy było trójkątnym witrażem przedstawiającym zarys białowłosej dziewczyny w białej szacie. Miała szeroko rozwarte ręce, a z jej pleców wyłaniały się czarne skrzydła. I chodź nie miała twarzy, to wiedziałam że to właśnie mnie uwiecznił Bill, bo zakładam, że to jego pomysł. Zaraz obok okna zaczynał się ogromny napis "HADES". Każda litera została wykonana z czarnego metalu oplecionego metalową winoroślą. Rzucały sięw oczy, ale jednocześnie idealnie komponowały się z ciemno szarym, prawie czarnym dachem. Usłyszałam gwizd Wendy.
-Możesz stanąć niedaleko werandy.- powiedział demon. Po czym staneliśmy. Wszyscy wyszli, a ja zostałam posadzona na wózek. Z zachwytem patrzyłam na stojące koło drzwi wejściowych dwie kanapy. Naturalnie zawijające się wokół siebie gałęzie na których leżały błękitne poduszki robiące za oparcie i siedzenie oraz małe białe dla ozdoby.
-Hades?- zapytał Robbie biorąc pierwsze pudło. Dziewczyny poszły w ślad za nim jedno mniejsze podając mi. Bill porwał mój wózek i podjechał pod schody do werandy. Obrucił nas w stronę reszty.
-Witamy w Hadesie. Domu potworów.- powiedzieliśmy jednocześnie, śmiejąc się z min pozostałych.
-Co?- powiedziała inteligentnie Pacyfika.
-Chodźcie do środka, to wszystko się wyjaśni.- machnął na nich Bill wnosząc mnie razem z wózkiem po schodach. Po przejściu przez drzwi moim oczom ukazał się sklepik z pamiątkami. Pełno figurek, koszulek, czapek i magnesów. Raj dla wycieczkowiczów chcących jakąś pamiątkę. Po lewej od wejścia stała zabudowana lada na której była kasa i jakieś pomniejsze duperele. Wszystko wykonane było z ciemnego drewna. Poza pamiątkami oczywiście. Skierowałam się do drzwi zaraz za kontuarem. Wszystko było idealnie wymierzone, więc nie miałam większego problemu ze zmieszczeniem się wózkiem.
-Wow.- usłyszałam głos Robbiego.
-Macie zamiar prowadzić sklep?- spytała Pacyfika.
-Ładnie tu.- skomentowała Wendy.
-Trochę jak Tajemnicza Chata, ale wygląda dużo lepiej.- Candy rozglądała się po pomieszczeniu. Ten mały pochód zamykał Bill.
-Nie mam pojęcia jak wygląda tajemnicza chata, ale dzięki. Chodźcie za Satis do salonu.- powiedział kierując się w moją stronę.
CZYTASZ
Bill Cipher | Forever is a long, long time [Zawieszone]
FanfictionBo kto powiedział, że tylko strachem i terrorem da się zyskać władzę? Srzeż się rodzino Pines... Opowieść zawieszona.