Stan i Ford Pines

219 13 5
                                    

Spędziliśmy dłuższą chwile na opowieści czym tak właściwie ma być "Hades". Nie było tego jakoś dużo, więc resztę popołudnia spędziliśmy na rozpakowywaniu rzeczy, oglądaniu filmów i graniu w planszówki. Pacyfika po zobaczeniu mojej skromnej garderoby zarządziła zakupy. Jak to ona ujęła "nie po to Bill wybudował wam osobne pomieszczenie na ciuchy, żebyś miała aż tak mało rzeczy. Twój styl też przyda się zmienić Candy, więc nie wiem z czego ty się tak śmiejesz." Mina czarnowłosej po usłyszeniu ostatniego zdania była bezcenna. Następnego dnia udałyśmy się na zakupy. Pełna kolekcja jesienno-zimowa wzbogaciła nasze zasoby. Candy miała pewne opory, ponieważ nie było jej stać na tak dużą ilość rzeczy. Wtedy wkoroczyłyśmy ja i Pacyfika z założeniem "potraktuj to jako prezent świąteczny." Radość jaka pojawiła się na jej twarzy była bezcenna. Zdołałyśmy też namówić czarnowłosą na kontakty. A kiedy zaczęła protestować, że to za dużo zaproponowałam, że może pomagać mi i Billowi w prowadzeniu domu potworów. Już w pierwszy piątek po przeprowadzce zrobiliśmy oficjalne otwarcie z promocjami na cały weekend. Jako, że od kilku dni prowadziliśmy promocje internetową i rezerwację na wycieczki ludzi było pełno. Ja siedziała za kasą na swoim nieodłącznym wózku. Bill i Candy prowadzili wycieczki oraz warsztaty z mitologii. Pacyfika również przyszła, chodziła po całym sklepie z pamiątkami i doradzała ludziom. Za namową demona oraz dziewczyn miałam na sobie przepiękną białą suknie oraz delikatny diadem wpleciony we włosy, które wyjątkowo dzisiaj były rozpuszczone. Dziewczyny założyły greckie togi i w podobną wbiły Billa. Miało to nawiązywać do nazwy naszego interesu, a zarazem stanowiło ciekawy element dla zwiedzających. Oczywiście zrobiłam małe paczuszki ciasteczek. Interes się kręcił. Niestety z uwagi na zajęcia w szkole nie mogliśmy mieć otwarte codziennie. Dlatego zawsze w weekendy mieliśmy tłumy, a w jeden lub dwa dni w tygodniu organizowaliśmy specjalne wycieczki nocne. Candy tak się wkręciła, że kiedy po miesiącu dostała wypłatę nie mogła uwierzyć. Nie chodziło o kwotę, chodziło o to, że nie myślała, że cokolwiek dostanie. Ale skoro podpisała umowę, to czemu miałaby niczego nie dostać. Od razu chciała wszystko nam oddać, ale przekonaliśmy ją, że na razie płacimy jej tylko tyle, bo bierzemy pod uwagę, że chciała nam oddać za soczewki.
-Ale... Ale...- jąkała się z niedowierzania.
-Candy, spokojnie. Jesteś moją ukochaną przyjaciółką i zgodziłaś się z nami pracować do wakacji. Nie ma potrzeby, żebyś oddawała wszystko co zarobisz. Poza tym bardzo nam pomagasz i chcemy ci w ten sposób podziękować. To ty zarobiłaś te pieniądze. Nikt inny.- powiedziałam łapiąc ją za ręce. W jej oczach pojawiły się łzy.
-Dzięki, dzięki, dzięki!- rzuciła mi się na szyje i zaczęła przytulać z całej siły. Odwzajemniłam uśmiech i razem śmiałyśmy się ze szczęścia. Oczywiście Pacyfika też coś dostała, ale z góry oddała prawie połowę i powiedziała, że jak już musimy, to mamy jej płacić dokładnie tyle. Minęło kilka miesięcy. Święta spędziliśmy razem z Billem na oglądaniu filmów i zajadaniu się słodyczami. Kupiliśmy sobie w prezęcie takie same otwierane medaliki ze zdjęciem całej naszej paczki oraz tylko mojego z demonem. W drugi dzień świąt zwaliła się do nas cała ferajna. Wendy, Robbie, Pacyfika i Candy wszyscy ze swoimi rodzicami. Pacyfika nie była zbyt zadowolona z wizyty swoich rodziców, ale kiedy Bill wkręcił się z nimi w rozmowę od razu się rozluźniła. Wszyscy wymienili się drobnymi upominkami zaraz po drugiej wigilii, jak to określiła Wendy. Czas mijał nam przyjemnie. Szkoła, praca, wyjścia z przyjaciółmi. Takim sposobem zastał nas marzec. Sobota jak sobota, nie zapowiadało się na nic niezwykłego. Bill prowadził kolejną wycieczkę, Candy zajęła się warsztatami dla dzieci, a ja czytałam książkę za kasą. Wtedy do środka wpadła Wendy. Spojrzałam na nią zdziwiona. Rudowłosa od razu do mnie podeszła ze smutną miną. Coś było ewidentnie nie tak. Zanim się odezwała pokazałam na krzesło koło siebie.
-Siadaj i mów.- zabrzmiało to trochę jak rozkaz, ale ruda bez żadnych sprzeciwów wykonała polecenie. Odłożyłam książkę.
-Soos mnie zwolnił.- spuściła wzrok na podłogę. Zamrugałam zdziwiona.
-Soos?- nie bardzo wiedziałam kto to, więc należało się dopytać.
-Taa... Pod nieobecność Pinesów zajmował się Chatą, ale niezbyt sobie radzi, więc mnie zwolnił.- popatrzyła na kobietę podchodzącą do kasy. Szybko ją skasowałam i z uśmiechem życzyłam miłego dnia.
-I co teraz?- zerknęłam na zdołowaną dziewczynę. Wzruszyła ramionami.
-Z aktualnymi zarobkami i tak nie zarobiłabym na studia, więc wygląda na to, że będę więcej pracować z ojcem.- westchnęła. Widać było, jak bardzo zależało jej na tych studiach. Chciała zostać weterynarzem i założyć własną klinikę w wodogrzmotach.
-A może chciałabyś pracować u nas?- zapytałam obsługując kolejną osobę.
-Co?- Wendy poderwała głowę, żeby na mnie spojrzeć.
-Noo... Przydałaby się pomoc.- oznajmiłam wprost i mrógnęłam do niej. Będę później musiała powiedzieć Billowi, że chata zaczyna upadać.
-Ale przecież macie Candy i Pacyfikę.- zauważyła rozglądając się po sklepie.
-Owszem, ale dziewczyny nie zawsze mogą przyjść. Poza tym nawet jeżeli się rotujemy pomiędzy stanowiskami, to w dalszym ciągu Przydałaby się dłuższa chwila wolnego.- westchnęłam uśmiechając się do niej lekko. -Poza tym przydałby nam się ktoś, kto od wakacji pracowałby w tygodniu. Zwłaszcza rano. Jeżeli się zgodzisz, to opłacimy ci z Billem studia wieczorowe. Dla nas to będzie naprawdę wielka pomoc.- położyłam jej rękę na kolanie.
-Naprawdę byście to zrobili?- jej mina wyrażała jeden wielki szok. Pokiwałam głową.
-Mamy dosyć spory spadek po rodzicach, poza tym biznes się kręci, więc tylko zarabiamy i nic na tym nie stracimy, a tylko zyskamy. Zwłaszcza, że myśleliśmy nad sklepem internetowym.- mrugnęłam do niej. Ze śmiechem rzuciła mi się w ramiona. Kilka klientów zachichotało na nasz widok.
-Dzięki ci wielkie. To kiedy zaczynam?- powiedziała odsuwając się ode mnie.
-Teraz.- wskazałam na kasę. -A ja idę powiedzieć Billowi i przygotować ci dokumenty do wypełnienia. Pamiętaj tylko, żeby donieść świadectwo pracy z Tajemniczej Chaty.- odjechałam kawałek wózkiem, żeby swobodnie przesunęła się przed kasę.
- Panowie Pines wracają w przyszłym tygodniu, więc ich poproszę.- posłała mi uśmiech i zaczęła kasować klientów. Bill nie miał nic przeciwko, a wręcz ucieszył się na wieść o słabej sytuacji Pinesów. Wygląda na to, że skróciliśmy im wakacje. Wieczorem świętowaliśmy oglądając jakąś bajkę i pijąc gorącą czekoladę. Tydzień później znów siedziałam za kasą. Przy okazji wypełniałam papiery, kiedyś w końcu trzeba się zajmować papierkową robotą, a praca na bierząco sprawiała, że potem nie byliśmy zasypani stosami druków. Ktoś przeszedł przez drzwi poruszając dzwonkami wietrznymi. Niby w pomieszczeniu nigdy nie ma wiatru, ale jak ktoś przechodzi to lekkie zawirowania sprawiają, że wydobywa się z nich delikatny dźwięk. Idealna informacja dla takiego demona jak ja, że ktoś przyszedł. Spojrzałam w stronę drzwi i ujrzałam starszego pana w brązowym prochowcu i kwadratowych okularach. Stanford Pines we własnej osobie.
"Bill? Przyszedł do nas gość specjalny." powiadomiłam go w myślach. Poczułam, że patrzy przez moje oczy. Dzięki paktowi było to możliwe w dwie strony.
"Ciekawe czego chce. Za chwile kończę z tą wycieczką i do ciebie idę."
"Nie musisz się śpieszyć." skończyła skupiając się na nowoprzybyłym.
-Dzień dobry.- powiedziałam z promiennym uśmiechem. Staruszek spojrzał w moją stronę.
-Witam.- powiedział podchodząc do kasy. -Czy mógłbym rozmawiać z właścicielem?- spojrzał na mnie wyczekująco.
-Ależ oczywiście.- Podniosłam komunikator. -Pacyfika? Zastąpisz mnie na kasie? Jakiś pan chce porozmawiać.- uśmiechnęłam się rozbawiona do zaskoczonego mężczyzny. Po kilku sekundach koło nas pojawiła się blondynka.
-Pacyfika Northwest?- wspomniana popatrzyła na naszego gościa.
-O pan Pines. Witam.- kiwnęła mu głową na powitanie i obróciła się do mnie. -Dobrze szefowo. Zająć się czymś jeszcze poza kasą?- skierowałam się do drzwi prowadzących do reszty domu.
-Możesz powiedzieć Billowi, że jesteśmy w salonie. I zadzwoń do Robbiego z przypomnieniem, że dzisiaj to on ze mną ćwiczy.- mrógnęłam do niej porozumiewawczo. -Zapraszam za mną panie Pines.- przejechałam za drzwi i skierowałam się na prawo do salonu. Tuż za mną podążał mężczyzna.
-Proszę siadać. Kawy? Cherbaty?- powiedziałam wskazując kanapę i zaczęłam kierować wózek do znajdującej się niedaleko kuchni. Chwyciłam na wystającą poręcz i po podparciu się wstałam by sięgnąć po trzy kubki.
-Pomogę.- mężczyzna zerwał się by mi pomóc. Musiał od początku obserwować moje zmagania.
-Nie trzeba, jest pan w końcu gościem.- sięgnęłam nieco dalej do szafki po kawę i cherbatę owocową.
-Ale z chęcią pomogę.- zerknął na wózek.
-Powinnam ćwiczyć, żeby móc ponownie chodzić.- powiedziałam wyciągając cukier i łyżeczki. -Ale jeżeli pan chce, to może pstryknąć czajnik.- wskazałam blat pod oknem. Był idealnie prostopadle do tego przy którym stałam. Mężczyzna posłusznie podszedł nastawić wodę i spojrzał na mnie zakłopotany. W tym właśnie momencie do kuchni wszedł Bill. Pines mierzył go zaskoczonym spojrzeniem. Demon podszedł do mnie i objoł mnie w pasie. Dopiero wtedy spojrzał na starszego.
-Podejrzewam, że siostra zapomniała się przedstawić. Jestem Bill Cipher, a to moja siostra Satis Cipher. Witam pana, panie?- wyciągnął rękę na powitanie z szerokim uśmiechem.
-Stanford Pines.- uścisnął wyciągniętą rękę. -Cipher?- zmarszczył brwi.
-Tak, dokładnie. Coś jest nie tak?- z miną niewiniątka patrzył niby zdezorientowany na staruszka.
-A nie. Nie. Tak tylko mi się z czymś skojarzyło.- pomachałam rękami w ramach zaprzeczenia. Powoli zaczynała mnie nudzić.
-Mmm... Bro?- spojrzałam na niego błagalnie. Zerknął na mnie i westchnął.
-No dobra księżniczko.- uśmiechnął się czule. -Zapraszam do salonu.- machnął głową na naszego gościa by następnie pomóc mi dojść o własnych siłach do fotela. Woda skończyła się gotować i już po sekundzie demon był w salonie z kubkami. Podał Pinesowi cherbatę, a mi dał dwa kubki kawy. Nie minęła chwila, a już siedziałam mu na kolanach. Dostał spowrotem swoją kawę i po kiwnięciu głową w podzięce skierował wzrok na Forda.
-To co pana tu sprowadza?- spytał biorąc łyk zbawiennego napoju.

Bill Cipher | Forever is a long, long time [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz