Basen

167 11 4
                                    

Następnego dnia faktycznie wszyscy wybraliśmy się do kina. Atmosfera była lekko napięta, a każdy zerkał czy przypadkiem po drodze nie spotkamy pewnego rodzeństwa. Nigdzie jednak się nie pojawili. Przez kolejne dni zajmowaliśmy się naszym interesem. Ludzi było sporo i mieliśmy rezerwację na caluteńkie wakacje. Po tym jak na początku czerwca telefon nie przestawał dzwonić otworzyliśmy rezerwację internetową. Było to naprawdę sporym ułatwieniem. Dzisiaj nadszedł dzień wolny dla nas. Nie chcieliśmy w końcu charować bez przerwy.
-Pora wstawać księżniczko.- obudził mnie głos Billa, który po chwili położył przede mną posiłek.
-Śniadanie do łóżka.- podniosłam jedną brew, ale z przyjemnością zabrałam się za jedzenie. Bill usiadł koło mnie i chwycił za swoje śniadanie.
-Mamy wolne i są wakacje. Przynajmniej raz na jakiś czas możemy zjeść w łóżku.- zachichotał. Po śniadaniu poszliśmy do łazienki wykąpać się. Zrelaksowałam się na tyle, że zaczęłam przysypiać na klacie Billa.
-Hej ludziska!- podskoczyłam słysząc wrzask z dołu. Zdezorientowani spojrzeliśmy na siebie nawzajem.
-Czy to była Wendy?- zmarszczyłam brwi.
-Najwyraźniej.- demon zerknął w stronę drzwi, które po sekundzie stanęły otworem. Patrzyliśmy na rudowłosą, która ogarnowszy sytuację przed nią, zakryła oczy.
-Przepraszam. Naprawdę. To ja zaczekam na dole.- zawstydzona szybko wycofała się z pomieszczenia. Lekko rozbawieni skończyliśmy kompiel i wyszliśmy z łazienki, żeby się ubrać. Następnie skierowaliśmy swoje kroki do salonu. Twarz rudej była tak czerwona, że kolorem prawie dorównywała włosom.
-Niby wiem, że jesteście rodzeństwem, ale bardziej zachowujecie się jak małżeństwo niż brat i siostra.- spojrzeliśmy na siebie z zamyśleniem.
"W sumie to chyba ma racje." powiedziałam w myślach do Billa.
"A co powiedz na mały pokaz?" odpowiedział i zbliżył się do mnie ze złowieszczym uśmiechem. Podłapując grę wtuliłam się w niego obejmójąc rękami jego szyję. Bill przyciągnął mnie jeszcze bardziej oplatając swoje ręce wokół mojej tali.
-I co ty na to siostrzyczko?- zaczął zbliżać swoją twarz do mojej.
-W końcu mieliśmy coś do dokończenia, prawda bro?- przymknęłam oczy i poczułam jak nasze usta złączyły się w pocałunku. Powoli zaczęliśmy się rozkręcać. Demon przejechał językiem po mojej dolnej wardze. Uchyliłam usta i zaczęliśmy walkę o dominacje. Po chwili oderwaliśmy się od siebie ciężko łapiąc oddech i z uśmiechami spojrzeliśmy na Wendy. Siedziała zszokowana na kanapie z opadniętą szczęką.
-Bo ci mucha wleci.- oświecił ją Bill, wziął mnie na ręce i z chichotem rzucił się na miejsce koło niej. Jak zawsze wylądowałam na jego kolanach. Ruda otrząsnęła się trochę.
-Bez komentarza.- podniosła ręce do góry.
-A tak właściwie, to co cię dzisiaj do nas sprowadza?- zapytałam kładąc głowę na ramieniu blondyna.
-No właśnie!- wykrzyknęła wstając. -Otwierają dzisiaj basen i chcemy się wybrać całą paczką. Idziecie?- spojrzeliśmy zdziwieni najpierw na Wendy, a potem na siebie.
-Możemy iść.- wzruszyłam ramionami.
-Nie dało się tego powiedzieć przez telefon?- Bill spojrzał na stojącą przed nami dziewczynę.
-Miałam ochotę się przejść.- podniosła ręce w geście niewiniątka.
-Spoko, to my się zbieramy i idziemy.- powiedział Bill podnosząc się ze mną. Odstawił mnie w kuchni, a samemu poszedł na górę. Rudowłosa przydreptała do mnie i pomogła w pakowaniu prowiantu. Niecałe pół godziny później dołączyliśmy do reszty pod bramą basenu. Przywitałam się z Candy i Pacyfiką, a Bill w tym czasie zaczął gadać z Robbiem i Wendy.
-Macie takie same kapelusze.- usłyszałam komentarz Robbiego, więc razem z dziewczynami obróciłyśmy się do chłopaka. Spojrzałyśmy się na siebie nawzajem i zaczęłyśmy się śmiać. Faktycznie każda miała biały kapelusz przeciwsłoneczny. Różniły się jedynie kolorem wstążek. Pacyfika miała niebieską, Candy zieloną, a ja fioletową.
-Widać niezłe z nas trio.- skomentowała czarnowłosa.
-Albo ta sama wyprzedaż.- rzuciłam i wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Brama została otwarta i cały tabun ludzi wlał się na basen. Przyznaję, że dzisiaj było całkiem gorąco. Leżaki w cieniu były już zajęte. Zerknęłam smętnie na sześć leżaków stojących w pełnym słońcu tuż przy ogrodzeniu.
-Spoko.- spojrzałam zaskoczona na Robbiego i dostrzegłam, że trzyma parasol. Spojrzał na Billa i razem ruszyli do leżaków. Odsunęli jeden, resztę ustawili w okręgu, a następnie nad środkowym rozłożyli parasol. Był sporych rozmiarów, ale nie wystarczająco by objąć wszystkie pięć leżaków. Zaskoczona zobaczyłam jak Bill wyciąga z naszej torby prześcieradło i agrawki. We dwóch chłopcy nałożyli materiał na parasol i rozciągając go stworzyli mini namiot zapewniający sporą ilość cienia. Z uśmiechami przybili sobie piątkę. Pacyfika zaczęła bić im brawo, a zaraz po niej dołączyła reszta. Podeszłam do chłopaków. Czarnowłosemu dałam buziaka w policzek. Z demonem chciałam zrobić tak samo, ale w ostatnim momencie obrócił głowę i nasze usta ponownie tego dnia się złączyły. Przestaliśmy słysząc gwizdy dziewczyn.
-Wybacz, jesteś za słodka, żebym przepuścił taką okazję.- zachichotałam i spojrzałam na uśmiechniętego Robbiego.
-Ja wiedziałem, że tak będzie.- podnósł ręce do góry. W dobrych humorach rozłożyliśmy nasze rzeczy na leżakach. Ja i Bill na środkowym, po prawej rudowłosa z czarnowłosym, a po lewej blondwłosa z czarnowłosą. Po zostawieniu Robbiego, który stwierdził, że nie ma ochoty na taplanie się w wodzie i zmyłoby mu to makijarz, poszliśmy popływać. Po pewnym czasie zmęczona wyszłam z basenu, stałam na krawędzi kiedy usłyszałam krzyk Pacyfiki.
-SATIS!- ostatnie co zobaczyłam to niebo, poczułam uderzenie w głowę i zapadła ciemność. Obudziłam się wykasłując wodę. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Spojrzałam na pochylonego nade mną Billa.
-Co się stało?- ledwo było słychać mój głos przez chrypę. Spróbowałam się podnieść, ale czyjeś ręce powstrzymały mnie przed tym.
-Nie wstawaj. Masz rozciętą głowę.- powiedział łagodnie demon. Dopiero teraz zauwarzyłam siedzącego po drugiej stronie Robbiego.
-Wendy pobiegła po apteczke.- przypatrzyłam się czarnowłosemu. Cały ociekał wodą, a jego makijaż był rozmazany. Nic nie rozumiałam.
-Już jestem!- usłyszałam krzyk i spojrzałam na rudowłosą. Dziewczyna wyciągnęła gazę i bandaże z ratowniczej apteczki. Już po chwili siedziałam na leżaku opierając się o klatę Billa. Głowę miałam ciasno zawiniętą przez co ból ograniczał się w tym momencie do nieprzyjemnego pulsowania. Wszyscy zgromadzili się wokół.
-Czy teraz ktoś mógłby mi wyjaśnić co się stało i czemu Rob wygląda jak zmokła kura?- przeleciałam spojrzeniem po pozostałych zatrzymując je na wspomnianym chłopaku.
-Widać, że już lepiej.- usłyszałam Candy i zobaczyłam, że próbuje się uśmiechać pomimo zaszklonych oczu.
-Mabel cię popchnęła.- wymamrotała Wendy.
-Czekaj, co?- spojrzałam na nią zaskoczona.
-Stałaś na brzegu basenu, kiedy zauwarzyłem jak Dipper z Mabel się przelychają. Popchnął ją mocniej. Krzyknąłem, ale było już za późno. A jako, że widziałem co się dzieje szybko wskoczyłem, żeby cię wyciągnąć.- głos Robbiego w trakcie opowieści był niepewny. Na koniec zwiesił głowę.
-Masz niezłe szczęście, że po przywaleniu głową w krawędź basenu, rozcięcie nie jest większe i ktoś zareagował tak szybko.- mruknął niemrawo Bill.
"Pamiętasz jeszcze, że bywało gorzej, nie?" przekazałam przypominając sobie końcówkę swojego ludzkiego życia.
"W świetle ostatnich wydarzeń wolałbym jednak nie pamiętać." jego mentalny głos zabrzmiał jak warknięcie rozjuszonego zwoerzęcia.
-I co teraz z nimi?- skierowałam pytanie do reszty.
-Zostali wywaleni i dostali bana na wejście.- warknęła dotąd milcząca Pacyfika. Poklepałam ją na pocieszenie w ramię.
-Nie wiem jak wy, ale ja mam na dzisiaj dosyć pływania. Za to gorąca czekolada i kanapki brzmią dobrze.- uśmiechnęłam się na pocieszenie i spróbowałam wstać z kolan Billa. Zakręciło mi się w głowie, zachwiałam się i zaczęłam lecieć. W ostatnim momencie złapał mnie Robbie.
-Widać nie bez powodu jesteś moim rycerzem w lśniąco czarnej zbroi.- skomentowała i chodź wszyscy byli zmartwieni, to jednak żart ich rozbawił rozluźniając tym samym atmosferę. Robbie z Billem wymienili porozumiewawcze spojrzenia i już po chwili byłam niesiona na plecach czarnowłosego. Cała reszta zwinęła nasz "namiot" i razem ruszyliśmy do domu Wendy, która zaproponowała że dzisiaj jej kolej na robienie kanapek. Poza tym musiała zająć się wieczorem młodszym bratem, a chciała spędzić z nami duużo więcej czasu. Popołudnie z wieczorem minęły nam na rozmowach, śmiechu i graniu w planszówki. Młodszy brat Wendy był przesłodki i zmartwiony moim stanem nawet zrobił mi laurkę z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia. Ruda była dumna z jego pomysłowości, a reszta wzruszona. Nastała jednak noc i trzeba było wracać do swoich domów. Wracałam razem z Billem, oczywiście będąc przez niego niesiona. Byliśmy na naszym chodniku. Po bokach na drzewach rozwieszone były lampki tworzące piękną świetlistą ścieżkę.
-Wiesz, jakoś nigdy nie spytałem się co tam się działo.- ciszę przerwał ledwo słyszalny głos demona. Wiedziałam o co mu chodzi.

Bill Cipher | Forever is a long, long time [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz