Przybysze

217 15 8
                                    

Ford poprawił się na kanapie, odłożył kubek i wyciągnął jakąś kartkę. Następnie położył ją na stole. Wychyliłam się i zaczęłam czytać.
-Świadectwo pracy Wendy?- spytał demon. Pokiwałam głową w odpowiedzi marszcząc brwi w trakcie czytania, nie za ciekawie miała u nich.
-Prosiła mnie, żeby jej wystawił skoro została zwolniona.- Pines ponownie wziął swoją cherbatę.
-Bardzo dziękujemy.- pokiwałam głową kończąc czytać.
-Nie ma za co dziecko.- dobrotliwy uśmiech tego starca przyprawił mnie o mdłości. -Widzę, że biznes się kręci. Skąd pomysł?- jeżeli myśli, że nas podpuści to się myli.
-Oboje kochamy mitologie, mity i wierzenia. Nasza przeszłość jest bardzo interesująca.- posłałam Billowi wszystkowiedzący uśmiech.
-Ach tak. Rozumiem.- zapadła niezręczna cisza.
~Ej szefie? Skończyłam z wycieczką. Za ile kolejna?~ z komunikatora wydobył się głos Wendy.
~Candy przyszła.~ powiedziała zaraz po niej Pacyfika. Te to mają synchron.
-Koleja będzie za godzinę. Możesz sobie zrobić przerwę. Candy jak chcesz, to kilka osób było chętnych na warsztaty.- odpowiedział.
-A wieczorem wpada Robbie i robimy grilla, spoko?- powiedziałam łapiąc za rękę demona by przysunąć komunikator do siebie.
~Spoko.~ Wendy.
~Uwielbiam warsztaty.~ Candy.
~Tylko zrób te swoje słynne szaszłyki.~ Pacyfika. Ford przysłuchiwał się temu z rosnącym szokiem.
-To ja może już pójdę.- powoli się podniósł. -Widzę, że macie dużo roboty, a na mnie też trochę czeka.- demon odprowadził Pinesa do drzwi uprzednio przenosząc mnie na wózek.
-I czego chciał?- zapytała Pacyfika, kiedy do niej podjechałam.
-Dostarczył świadectwo pracy Wendy.- powiedziałam z westchnięciem i zatrzymując się zaraz koło niej dokończyłam papierkową robotę. Bill wracając do wycieczek dał mi buziaka w czoło i mrógnął do dziewczyny koło mnie. To była dość niespodziewana wizyta. Kolejne miesiące mijały. Do naszej ekipy dołączył Robbie zapowiadając, że chce tu pracować dopóki nie będzie trzeba przejąć zakładu pogrzebowego rodziców. W końcu nadeszły wakacje. Już drugiego dnia stwierdziłam że coś jest nie tak. Telefon Candy ciągle wydzwaniał, a ta nie odbierała. Zerkała tylko czasem na wyświetlacz i zdenerwowana odkładała go spowrotem.
-Candy?- podeszłam do niej powoli. Ach, zapomniałam wspomnieć. Moje ćwiczenia idą tak dobrze, że już nie potrzebuję wózka. Jednak szybko się męczę, więc od czasu do czasu muszę przystanąć.
-Tak Sat?- zerknęła na mnie podenerwowana. Skierowałam swój wzrok na jej, ponownie już, dzwoniący telefon. Szybko go zabrała i schowała za siebie. Westchnęłam.
-Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko, a ja nie przestanę być twoją przyjaciółką, prawda?- powiedziałam patrząc jej prosto w oczy. Zaczęły napływać jej łzy.
-Och Sat.- rzuciła mi się w ramiona. Przytulałam ją i chwilę tak stałyśmy.
-Coś się stało?- Bill wybrał idealny moment na pojawienie się koło nas. Spojrzałam na niego i pokręciłam głową na nie. Zmarszczył brwi w konsternacji po czym podszedł do nas i zaczął głaskać Candy po plecach.
-Hej. Słodziaku? Co się dzieje? Martwimy się.- po jego słowach czarnowłosa odsunęła się ode mnie.
-Ten telefon... To...- zaczęła ze spuszczoną głową. -Mabel wróciła.- popatrzyła na mnie z determinacją. -Ale nie zamierzam się dłużej z nią przyjaźnić. Porzuciła nas. Mnie i Grete. Nie pisała, nie dzwoniła. Nawet Greta po wyjeździe dalej do mnie pisze.- powiedziała na jednym tchu. Widocznie musiała to wydusić z siebie. -Poza tym jesteś ty Satis.- do oczu ponownie napłynęły jej łzy.
-Ja?- spojrzałam na nią zdziwiona. Uśmiechnęła się do mnie.
-Tak, ty.- pokiwałam głową. -Ty, Bill, Pacyfika, a nawet Wendy z Robbiem zrobiliście dla mnie więcej niż ktokolwiek inny. I kocham was za to.- łzy spłynęły jej po policzkach.
-My też cie kochamy.- powiedzieliśmy razem z Billem szeroko się uśmiechając. Wymieniliśmy pomiędzy sobą złośliwe spojrzenia i razem zaczęliśmy się zbliżać do czarnowłosej. Zdezorientowana zaczęła się cofać.
-Łaskotki!- wykrzyknęliśmy. Już po chwili było słychać nasz donośny śmiech.
-Co do..?- do pokoju wpadł Robbie z Pacyfiką. Spojrzeli na nas jak na ostatnich idiotów po czym dołączyli do zabawy.
-Dobra ludziska koniec zabawy.- powiedziałam, a w odpowiedzi uzyskałam protestujące pomruki. -Za chwile otwieramy, trzeba się ruszyć.- wszyscy westchneli, ale zgodnie zaczęli się zbierać na swoje miejsca. Kiedy zostałam sama z demonem podszedł do mnie i przytulił.
-Nasza rodzinka się rozrasta.- wymruczał w moje włosy. Obróciłam się w jego stronę i też objęłam.
-Mhm.- mruknęłam w jego klatę. Odsunął się lekko po czym złapał mnie za rękę i łącząc nasze dłonie uniósł do góry.
-Dipper i Mabel Pines, tak?- posłał mi szatański uśmiech pełen szaleństwa. Wzmocniłam uścisk, a nasze nadgarstki złączył błękitny łańcuch paktu.
-Nie mają z nami szans.- powiedziałam patrząc mu głęboko w oczy. Zaczęliśmy zbliżać się do siebie. Już myślałam, że mnie pocałuje.
~Ej, księżniczko. Bierz Billa i chodźcie.  Pierwsza wycieczka przyjechała.~ przerwał nam głos Robbiego wydobywające się z komunikatora. Westchnęłam zawiedziona i skrzywiłam się.
-Dokończymy później.- pocałował mnie w czoło i skierował się w stronę sklepu. Nie mając innego wyboru zrobiłam to samo. Dziś było bardzo spokojnie, ale wygląda na to, że w poniedziałki to norma, nawet w wakacje. Popołudniu dołączyła do nas Wendy i stwierdziliśmy, że zamkniemy wcześniej by pójść do Susan na jej słynne naleśniki. Przez całą drogę śmialiśmy się i wydurnialiśmy. Kiedy w połowie drogi zaczęło mi brakować sił Robbie wziął mnie na barana. Do samej restauracji dziewczyny raczyły go podtekstami. Roześmiani weszliśmy całą paczką do środka już na progu witając się z Susan. Zajęliśmy cały jeden stolik, a ja wylądowałam na kolanach Billa. Dostaliśmy karty, ale nie były nam za bardzo potrzebne, bo każdy wiedział co chce wziąść. Kontynuowaliśmy rozmowę do momentu, kiedy drzwi ponownie się otworzyły. Dipper i Mabel we własnej osobie zjawili się w środku. Robbie zmarkotniał, Wendy się skrzywiła, a Pacyfika z Candy machnęły głową i kontynuowały temat zakupów.
-Aż tak źle?- zapytałam patrząc na starszą dwójkę.
-Ja tam ich nigdy specjalnie nie lubiłem, ale z Dipperem nam kilka złych wspomnień.- powiedział czarnowłosa zakładając kaptur na głowę. Spojrzałam na rudą, ale tylko pokręciła głową. Ten moment wybrała Susan na pojawienie się z zamówieniem.
-No dobrze, to moje słynne naleśniki dla Robbiego, Wendy, Candy i Pacyfiki.- powiedziała kładąc przed każdym talerz. -Do tego cola, sok pomarańczowy i dwie oranżady.- postawiła napoje w tej samej kolejności. -A dla mojej kochanej księżniczki i jej brata najlepszy specjał zakładu, czyli galaktyczny deser oraz dwa shaki truskawkowe.- położyła przed nami ogromny tależ z goframi, lodami, kolorowymi posypkami i brokatowymi polewami, a następnie odeszła do stolika Pinesów.
-W dalszym ciągu nie mogę wyjść z podziwu, że jesz to razem z nią Bill.- Wendy pokręciła głową w niedowierzaniu.
-Lubi słodkie rzeczy, ale się nie przyzna, więc ja robię to za niego.- mrógnęłam do rudej, a Bill tylko wzruszył ramionami przyznając się do winy i łapiąc za łyżeczkę zaczął jeść i jednocześnie mnie karmić.
-Znów rozpieszczana.- rzucił Robbie i wszyscy wybuchli śmiechem.
-Jak dają to biorę.- wzruszyłam ramionami wywołując kolejną salwę śmiechu.
-Ale bro! Ja też chce taki!- usłyszeliśmy podniesiony głos i spojrzeliśmy akurat w momencie, kiedy Mabel odwracają się obrażona od Dippera, który próbował jej wyargumentować czemu nie zamówić tego deseru. Cała nasza paczka spojrzała na siebie porozumiewawczo. Wszyscy w całym miasteczku wiedzieli, że Susan robi ten deser tylko raz na jakiś czas i tylko dla królewskiego rodzeństwa Cipher. Nawet reszcie do naleśników daje inny syrop klonowy, bo należą do świty. Ale skąd miała to wiedzieć brązowowłosa przybyszka? Zaczęliśmy chichotać i udawaliśmy, że rozmawiamy przyglądając się przebiegowi zdarzeń. Susan akurat zmierzała do nich odebrać zamówirnie.
-Co dla was skarbeńki?- wyciągnęła notatnik i długopis.
-Ja chce takie lody.- pokazała palcem w naszą stronę. Dziwię się, że jeszcze reszty nie rozpoznali, ale w sumie to przodem do nich siedzę tylko ja, Bill i Candy, która z uwagi na zmianę stylu może wyglądać całkowicie inaczej.
-Niestety, ale ten deser jest daniem specjalnym i nie ma go w karcie.- oj Susan się zdenerwuje. Nigdy nie lubiła narzekania.
-Ale jak to specjalny? To czemu ona go dostała to przecież my u...- Dipper zatkał siostrze usta.
-Weźmiemy dwie porcje naleśników.- uśmiechnął się do skrzywionej właścicielki.
-Zaraz podam.- odeszła w stronę kuchni. Brązowowłosy westchnął i póścił dziewczynę.
-Ej! A to co miało znaczyć?- naburmuszyła się.
-Mabel. Minęły dwa lata. Nie było nas tu tak długo, naprawdę myślisz, że wywlekanie tego to dobry pomysł?- zaczął żywo gestykulować. -Przecież Cuksa nie odbiera od ciebie telefonu, tak samo jak ode mnie Wendy. Może coś jest nie tak?- zerknęłam na rudą, a ta z westchnięciem pokiwała głową.
-A może to wina tych nowych? No wiesz, najpierw chata wójaszków, potem nasi przyjaciele, a teraz lody.- ta mała snuje dziwne teorie, ale fakt to my. Zrobiłam smutną minkę i wtuliłam głowę w szyje Billa. Ten odłożył łyżeczkę i przytulił mnie opierając głowę na mojej.
-Nic nie jest waszą winą.- powiedziała Pacyfika z zaciętą miną.
-Sami potrafimy myśleć.- wtrącił Robbie.
-A tak cudownej, miłej...- zaczęła Wendy.
-I chojnej.- przerwała jej Candy. Obie spojrzały na siebie z uśmiechami.
-...dwójki jak wy nie da się nie kochać.- dokończyła. Podniosłam głowę i spojrzałam po wszystkich by następnie uśmiechnąć się z wdzięcznością. Bill wyszeptał ciche dziękuję, ale i tak go usłyszałam.
-To co? Dokańczamy i widzimy się jutro na seansie?- spytałam patrząc po każdym. Pokiwali na zgodę.
-Ugh... Nie lubię tego utworu. Idę go zmienić.- usłyszeliśmy głos Mabel. Spojrzałam w stronę automatu, a potem na resztę. Zrozumieli. Żeby zmienić utwór dziewczyna przejdzie koło nas, a wtedy lub na powrocie powinna rozpoznać co najmniej trójkę z nas. Ruda pokiwała mi głową na znak, że nic się nie dzieje i nie pozwolą aby ktoś zepsół nam wspólny wieczór. Dziewczyna przeszła koło nas, zmieniła utwór i zaczęła wracać. Wtedy dostrzegła kto z nami siedzi. Przystanęła zdziwiona w miejscu po czym szybko do nas podeszła.
-Wendy, Robbie? I Pacyfika?- patrzyła po koleji na każdego zdezorientowana. Po czym jej wzrok spoczoł na czarnowłosej. Zmarszczyła brwi. -Cuksa?- w jej głosie pobrzmiewał szok. Kontem oka dostrzegłam zbliżającego się Dippera.
-Nie Cuksa tylko Candy.- jej głos ociekał sarkazmem. -Nienawidzę tej ksywki.
-Ale... Ale...- nie mogła się pozbierać.
-Co? Zabrakło języka w gębie?- nie wiedziałam, że Candy potrafi aż tak po kimś pojechać. -A nie, wybacz. Chyba straciłaś go dwa lata temu.- zarzuciła włosami nawet lepiej niż czasem Pacyfika. Brązowowłosej już całkiem opadła szczęka. W tym czasie koło niej stanął jej brat.
-Hej Wendy.- podrapał się zakłopotany po karku.
-Hej...- zaczęła ruda i nagle obróciła się w moją stronę. -...Satis. Co powiedz na małe zakupy przed kinem jutro?- totalnie zignorowany chłopak przeniósł spojrzenie na mnie. Podniosłam głowę na demona.
"Teraz będzie ciekawie." przekazał mi w myślach.
-Chcesz iść z nami Bill? Przydałaby się twoja opinia.- mruknęłam na tyle głośno, że usłyszały to bliźniaki.
-O nie... Księżniczko!- powiedział Robbie załamanym głosem i walnął głową o blat. Wszyscy poza Pinesami zachichotaliśmy.
-Ale Rob... Przecież nikt nie mówi, że tym razem musisz iść.- wyciągnęłam się przez stół i pogłaskałam go po głowie.
-I mam przegapić twój widok w tych wszystkich pięknych sukienkach?- poderwał głowę do góry. -Jak on idzie to ja też!- wskazał palcem na demona. Wybuchłam śmiechem, urwałam w momencie kiedy Mabel walnęła obiema rękami o blat. Wszyscy w ciszy się na nią patrzyli. Powiodła wzrokiem po całej naszej paczce zatrzymując go na mnie.
-Kim wy wogule jesteście?!- krzyknęła. Niby przestraszona schowałam twarz w szyji Billa i mocniej się w niego wtuliłam.
-Ej! Kto ci pozwolił na nich krzyczeć?!- Pacyfika i Candy aż wstały z nerwów.
-Dziewczyny, spokojnie. Nie ma sensy krzyczeć u Susan.- demon ochłodził zapędy dziewczyn. -I tak skończyliśmy, więc równie dobrze możemy już się zbierać.- podniósł się trzymając mnie w ramionach. Reszta poszła za naszym przykładem i mijając milczące rodzeństwo ruszyliśmy do drzwi.
-Daj ją. I tak muszę do was na chwilę wpaść, a widziałem, że Susan ma dla was coś.- powiedział Robbie wyciągając ręce i przejmując mnie od Billa. Złotowłosy szybko wziął prowiant, podziękował i przeprosił za sytuacje.
-Ej! Nie skończyłam!- wykrzyknęła Mabel w momencie kiedy wyszliśmy na zewnątrz.
-Ale my skończyliśmy.- podsumowała Wendy i każdy ruszył w swoją stronę.

Bill Cipher | Forever is a long, long time [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz