10. Nie mam ci już więcej nic do powiedzenia

100 13 10
                                    

Zadajesz się z hołotą. To zdanie wciąż wypływało na wierzch mojej podświadomości. Uczepiłam się go i uparcie odtwarzałam w pamięci zastanawiając się kto dał Danielowi prawo by nazywać tak kogokolwiek. Okej, mogli się z Brandonem nie lubić. Mogli pokłócić się o coś, ale nic nie usprawiedliwiało zwykłego chamstwa i prostactwa, którym popisał się Westcott.

Żałowałam, że nie mogłam powtórzyć tej kłótni. Dopiero po fakcie przyszły mi do głowy odpowiednie riposty, zresztą zawsze tak jest. Przypomniałabym mu wtedy, że też zadawał się z tą samą hołotą, oraz dodałabym słowo o tym, żeby pilnował swojej właścicielki.

— Co za palant — warknęłam pod nosem. Byłam tak wściekła, że miałam ochotę coś rozwalić. Szybkim krokiem przemierzałam drogę prowadzącą do akademika ciesząc się, że wszyscy schodzili mi z drogi. To pewnie przez to spojrzenie, którego nie powstydziłby się sam bazyliszek.

Gdy już dotarłam na miejsce w ułamku sekundy pokonałam schody dzielące mnie na piętro. W gniewie szarpnęłam drzwi a potem z hukiem nimi trzasnęłam, po czym rzuciłam torebkę na podłogę i sama usiadłam na łóżku. Yvonne wystraszona stanęła do pionu.

— Co się stało? — zapytała robiąc kilka niepewnych kroków w przód. Musiałam wyglądać naprawdę groźnie, skoro nawet ktoś taki jak Yvonne trzymał dystans.

— To, co zawsze — powiedziałam, kiedy już wzięłam głęboki wdech mający pomóc mi się uspokoić.

— Co? — Yvonne zmarszczyła brwi, po czym usiadła na krześle przy moim biurku. Jej kolana stykały się z moimi i dziewczyna oparła się na łokciach kiedy ja spuściłam głowę chowając twarz w dłoniach.

— To jest oficjalnie jeden z najdziwniejszych dni mojego życia — stwierdziłam. — Najpierw spotkałam rano tę królową lodu, Claudię, która obraziła mnie przy Sabrinie i Lisie. A potem okazało się, że Daniel Westcott musi powtarzać socjologię i akurat kazali mu nadrabiać razem z moim semestrem. Wyobrażasz sobie? Usiadł obok mnie i oczywiście się przy wszystkich pokłóciliśmy. Nawet by mi przez gardło nie przeszło, żeby to powtórzyć. Masakra.

Yvonne milczała. Nie patrzyłam na nią i trudno było mi zgadnąć jaką miała minę ale gdzieś podświadomie wiedziałam, że zaraz powie coś mądrego. Jak dobrze, że mogłam się jej wygadać. Sabrina była mi teoretycznie bliższa, ale z wiadomych względów nie mogłam jej powiedzieć o wszystkim. Z Yvonne nie miałam takiego problemu.

— Dlaczego tak bardzo się tym przejmujesz? — zapytała nagle. Podniosłam głowę. Yvonne nadal marszczyła brwi patrząc na mnie badawczo.

— Nie wiem... — zaczęłam powoli, ale od razu mu przerwała.

— Znaczy, nie osądzam cię, ale myślałam, że dałaś sobie z nim spokój, a teraz zamiast to olać przychodzisz roztrzęsiona i trzaskasz drzwiami. Wiesz czyje słowa ranią nas najbardziej? Słowa osób na których nam najbardziej zależy.

— Nie zależy mi na nim! — zaprzeczyłam w momencie, w którym powiedziała ostatnie słowo. Dziewczyna spojrzała na mnie wymownie ewidentnie wcale mi nie wierząc. Nie dziwiłam się jej, sama sobie nie wierzyłam.

Yvonne podniosła się z krzesła i skrzyżowała ramiona na piersi.

— Ten chłopak na każdym kroku robi ci wodę z mózgu. Szczerze, to nie podoba mi się ani on, ani ten cały Brandon.

— Brandon? — zdziwiłam się. Myślałam, że się polubili.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

— Nie wiem, nie mogę się do niego przekonać. Jedyne co mogę mu przyznać to fakt, że po spotkaniu z nim nie wchodzisz do pokoju razem z drzwiami.

||wczoraj|dzisiaj|zawsze||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz