9. Z kimś twojego pokroju

83 9 12
                                    

Kilka ostatnich dni kręciło się wokół dwóch słów i znaku zapytania, które non stop to wpisywałam, to kasowałam w pośpiechu, na czym kończyły się moje przejawy odwagi. Wpatrywałam się w ekran telefonu i rozmyślając o tym nieszczęsnym zdjęciu po raz kolejny wystukałam na klawiaturze:

Kim jesteś?

A potem mój palec jak zwykle powędrował do tego magicznego przycisku, który sprawiał, że wszystko nadal stało w martwym punkcie.

Bez sensu.

To wszystko było tak bardzo bez sensu, bo chociaż analizowałam podejrzenia Brandona, który, coraz bardziej przekonany, że ma rację, zaczął wymieniać mi wszystkie swoje byłe dziewczyny, które byłyby zdolne do wysłania groźby przez telefon ja nadal wątpiłam, żeby to miało cokolwiek z nim wspólnego.

Znaczy, oczywiście istniał procent szansy, że tak faktycznie było, ale moja kobieca intuicja podpowiadała, że tu chodziło o coś innego. Nie mogłam tylko rozgryźć, o co.

Do pokoju weszła Yvonne otulona wyłącznie ręcznikiem i trzymając w dłoni swoją kosmetyczkę, zaczęła przygotowywać się na zajęcia. Kątem oka obserwowałam jak zamiast spódnicy ubiera jeansy ale odezwałam się dopiero wtedy, gdy wyciągnęła tusz i zaczęła podkreślać nim rzęsy.

— Od kiedy ty się malujesz? — zapytałam z ironią. Yvonne zaczęła nosić się inaczej i jakimś dziwnym trafem początek tej zmiany przypadał na dzień, w którym oficjalnie zakopałyśmy wojenny topór. — I co zrobiłaś z mokasynami?

— A co, boisz się konkurencji? — Spojrzała na moje odbicie w lustrze uśmiechając się z przekąsem.

— Chciałabyś.

— Pomalowane rzęsy to nie makijaż.

— Od tego się zaczyna, jutro przyjdziesz i powiesz, że zbierasz na cycki — zażartowałam zerkając na trampki, które miała na stopach. Musiałam przyznać, że z tym nowym stylem było jej o wiele lepiej. Jeansy podkreślały jej kształty, a t-shirt sprawiał, że wyglądała przynajmniej na swój wiek. Te sweterki i moherowe spódnice dodawały Yvonne lat i odbierały uroku. Dobrze, że przejrzała na oczy.

— Dziewczyny już czekają, mamacita — powiedziałam, gdy ekran telefonu rozjaśnił się i pojawiła się na nim ikonka przychodzącej wiadomości. Za każdym razem gdy ktoś do mnie pisał miałam lekki zawał, ale strach mijał, gdy tylko okazywało się, że to ktoś kogo znam. Na całe szczęście nikt już nie wysyłał mi potem kolejnych przerażających fotek, więc może rada Brandona przyniosła skutek. Ten ktoś po prostu dał sobie spokój.

Wstałam, bo od kilkunastu minut gotowa do wyjścia czekałam, aż moja współlokatorka z łaski swojej w końcu chwyci torebkę i raczy ruszyć swoje cztery litery na zajęcia, a kiedy w końcu zamknęłyśmy za sobą drzwi z ulgą przekręciłam klucz w zamku. Nienawidziłam się spóźniać.

— Ty to jesteś z każdym dniem piękniejsza — skwitowała Sabrina obcinając moją współlokatorkę, gdy wyszłyśmy przed akademik. Mimo wczesnej godziny słońce raziło mnie w oczy, więc wyciągnęłam z torby okulary by móc normalnie funkcjonować.

— W przeciwieństwie do ciebie, ty dziś wyglądasz wyjątkowo paskudnie. — Ton Yvonne ociekał uszczypliwością. Kochałam ten nowy stan rzeczy. Ja rozmawiałam z Yvonne, Yvonne dogryzała sobie z Sabriną. Tylko Lisa była taką Szwajcarią. Starała się być miła i dla jednej i dla drugiej a ja stwierdziłam, że to całkiem dobra taktyka również dla mnie.

— Nie no, serio. Jeszcze tylko pozbądź się tego warkocza i zacznę się do ciebie oficjalnie przyznawać.

Parsknęłam śmiechem. Uwielbiałam te poranki. Dzięki nim prawie zapominałam, że moi rodzice się rozwodzą a ktoś na uczelni pragnie mojej śmierci.

||wczoraj|dzisiaj|zawsze||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz