16. Nie popisałem się

58 10 7
                                    

Ten rozdział dedykuję mojej siostrze Ronnie88Bae, która bardzo chciała więcej Daniela (a ja lubię spełniać takie życzenia), która jest moją najwierniejszą fanką i motywatorem i której zdanie w kwestii tej książki zawsze liczy się dla mnie najbardziej ❤️ Powodzenia na maturach, trzymam kciuki! 🤖
______________

Daniel

— Za rok powiem, że wyjeżdżamy do Buenos Aires. Albo do Rosji, może pomyślą, że jesteśmy już całkiem pomyleni i dadzą nam spokój do końca życia. — Patrzę z daleka na mamę, wkładającą naczynia do zmywarki i śmieję się. Dziękczynny obiad z jej bratem i szwagierką jak zwykle przebiegł w fantastycznie tragicznej atmosferze. Przynajmniej dla nas, bo żona wujka bawiła się chyba przednio. Gdy wczoraj odjeżdżali nie omieszkała po raz ostatni pochwalić się nowym Lincolnem Aviatorem, który tak dużo pali, ale który prowadzi się tak lekko i przyjemnie, że o ja pierdolę.

Pogoda w Bostonie nie rozpieszcza, ale gdy patrzę przez okno na pogrążone w deszczu i szarości miasto wcale nie czuję, że brakuje mi słonecznej aury Kalifornii. Zdałem sobie sprawę, że od pierwszego dnia tego semestru nie mogłem w pełni odetchnąć, zupełnie, jakbym się dusił. Od razu odrzucam od siebie myśl, że jedynymi chwilami, w których czułem powiew świeżości to te, spędzone z Niną. Nie wszystkie wspominam miło, ale nie chcę i nie mogę myśleć, że tak naprawdę ciągle stają mi przed oczami. Choć przez ostatnie jedenaście dni jak głupi szukałem możliwości by gdzieś ją spotkać postanawiam odpuścić. To do niczego nie prowadzi i tak po prostu będzie najlepiej.

Widzę jak mama staje w wejściu do salonu wycierając ręce w fartuch. Włosy ma w lekkim nieładzie, a oczy zapadnięte i zmęczone życiem, ale na jej twarzy i tak dostrzegam niewielki uśmiech.

— Wychodzisz wieczorem?

— Mhm — odpowiadam, ale kiedy mama nie rusza się z miejsca wciąż wyczekująco się we mnie wpatrując, wyjaśniam: — Idę z Robem zjeść coś niezdrowego i chyba napić się piwa.

— Jak mu idzie nauka na MIT?

— Dopiero się dowiem, nie plotkujemy sobie na skype co drugi dzień.

— Pozdrów go. I niech pozdrowi ode mnie swoją matkę.

Kiwam głową w odpowiedzi rozkładając się wygodnie na kanapie. Za dwa dni będę musiał wrócić do Stanford, ale póki co chcę porozkoszować się możliwością pobytu w domu. Bez ojca i Shane'a jest w nim trochę pusto, ale i tak kocham to miejsce. Zawsze będzie kojarzyło mi się ze wspaniałym dzieciństwem i tego nikt mi nie odbierze.

W zamyśleniu przeglądam telefon. Ignoruję fotki przysłane przez Claudię, na których pozuje w kombinezonie narciarskim od jakiegoś zjebanego projektanta i po raz tysięczny w tym tygodniu otwieram instagrama, by sprawdzić, czy przypadkiem Nina nie dodała nowego zdjęcia. W przeciwieństwie do mojej narzeczonej, która ma ponad pięćset zdjęć, Nina ma ich na swoim profilu raptem siedem, więc to raczej bardziej niż pewne, że nie pojawiło się nic nowego. Tym większe jest moje zdziwienie, gdy widzę dodane chwilę temu zdjęcie, na którym Nina przytula się do brata, robiąc jednocześnie głupią minę. Poznaję miejsce, które oznaczyła. Restauracja ta znajduje się w galerii w centrum miasta i biorąc pod uwagę, że Nina wstawiła to zdjęcie piętnaście minut temu, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nadal tam jest.

Nawet się nie zastanawiam. Wbrew temu, co sobie wcześniej postanowiłem szybko zrywam się z kanapy i zgarniając po drodze puchową kurtkę kieruję się prosto do wyjścia.

— Pożycz mi samochód — proszę mamę, zakładając buty na korytarzu.

— Ale przecież miałeś iść na piwo, jak wrócisz? — odpowiada, podchodząc do mnie z kluczykami w dłoni.

||wczoraj|dzisiaj|zawsze||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz