5 stycznia.
Są takie wydarzenia, które sprawiają, że coś w nas pęka. Że nie jesteśmy w stanie zmrużyć oka, że przeokropny ból serca nie ustępuje nawet na moment, by dać wytchnienie strapionej duszy. Deszcz za oknem miesza się z łzami na policzkach, ciche łkanie ginie zagłuszone kroplami uderzającymi w parapet i nic, ani nikt nie jest w stanie sprawić, by to się skończyło. Nie można komuś wrócić życia. To nie film, tylko smutna rzeczywistość, w której jeśli komuś przestaje bić serce to oznacza jedno:
Za późno.
— Nina, naprawdę musisz już wstać. Spóźnimy się na pogrzeb. — Wyczuwam w głosie Yvonne, że się martwi, ale wciąż cierpliwie próbuje przekonać mnie do opuszczenia mojego bezpiecznego łóżka.
Za późno.
Było o wiele za późno gdy dotarłam do Matta i choć na początku usilnie wierzyłam, że wszystko dobrze się skończyło, to gdy tylko dostrzegłam czarny worek, w który został zawinięty chłopak poczułam, jak moje serce przestawia się na tryb rozpaczy. To niemożliwe. Wciąż powtarzałam sobie, że to nie może być prawda, a jednak dziś odbywa się pogrzeb i muszę zmierzyć się z faktem, że Matt zginął przeze mnie, choć nie jestem na to absolutnie gotowa. Nie mam odwagi stawić temu czoła.
— Nie chcę jechać — odpowiadam sucho i spokojnie. Nie mam już siły na emocje. Szczerze mówiąc nie mam nawet pojęcia, która w ogóle jest godzina. To piąty dzień, który spędzam zakopana pod kołdrą i naprawdę nie chcę tego zmieniać.
Czuję jak materac ugina się pod ciężarem dziewczyny. Yvonne łapie za koniec pościeli i ściąga mi ją z twarzy. Jest ubrana w czarne, długie spodnie i czarny płaszcz, pod którym dostrzegam także czarny sweter. Nie mogę iść z nią. Mam wrażenie, że gdy tylko zobaczę jak zakopują jego trumnę, ta tragedia stanie się jeszcze bardziej realna.
— Nina... — błaga Yvonne. Ściągnęła okulary i wyglada przez to jeszcze bardziej poważnie niż zazwyczaj. Czuję zbierające się pod powiekami łzy. To dziwne, myślałam, że już nie mam czym płakać.
Dziewczyna chwyta mnie za dłoń i ściska ją delikatnie, ale to tylko sprawia, że jeszcze bardziej się rozklejam. Jestem zmęczona. Naprawdę zmęczona. Od sylwestra nie przespałam nawet minuty z obawy, że wykrzywiona uśmiechem twarz Matta nawiedzi mnie we śnie. Przecież to ja go zabiłam, ma pełne prawo by to zrobić.
— Nie jestem gotowa.
— Nina, już to przerabiałyśmy. Prawdopodobnie nigdy nie będziesz gotowa, ale musisz iść. Zobaczysz, to ci pomoże. — Spokojny ton Yvonne drażni mnie, ale ona po prostu nie rozumie, że nic już nie jest w stanie mi pomóc. Jestem morderczynią i tego już nie da się naprawić. — Staniemy z boku. Jak najdalej. Proszę, zrób to dla mnie.
Podnoszę wzrok i napotykam jej zrozpaczone spojrzenie. To błąd. Gdy tylko dostrzegam jak patrzy na mnie w sposób, który potęguje we mnie poczucie winy już wiem, że wygrała. Pójdę na ten przeklęty pogrzeb, byleby tylko Yvonne nie trafiła na listę osób, które zawiodłam.
Podnoszę się, ale robię to bardzo niechętnie. Gdybym tylko mogła nie ubierałabym się nawet, tylko poszłabym tam tak, jak stoję. W akcie buntu nie czeszę włosów, które ukrywam pod kapturem czarnej bluzy. Nie przejmuję się też w sumie tym, że zmoknę. W końcu jakby sobie na to zasłużyłam.
CZYTASZ
||wczoraj|dzisiaj|zawsze||
Novela JuvenilW prawdziwym życiu marzenia się nie spełniają, włosy nie układają, a deszcz pada akurat, gdy założy się białe spodnie. W prawdziwym życiu coś, co ma być naszym ratunkiem okazuje się być destrukcyjne, podjęte decyzje okazują się złe, a najbliższe oso...