Rozdział 17

75 10 7
                                    

Kluczyk łagodnie przekręcił się w zamku, a drzwi ustąpiły pod wpływem mojego lekkiego pchnięcia. Gdy tylko przekroczyłam próg gwałtownie uderzył mnie słodki i ciutkę tłustawy zapach smażonych placków. Od razu poczułam też, że właściwie to jestem głodna. Ślinka mi pociekła na myśl o talerzu pełnym pyszności.

— Cześć wszystkim! Wróciłam! — zawołałam wesoło opierając się o ścianę i zsuwając buty z nóg.

Moich uszu dobiegał dźwięk grającego w salonie telewizora. Brzmienie głosu lektora oznaczało tylko tyle, że tata wcześniej wrócił do domu i jest zmuszony oglądać mało interesujący go film w oczekiwaniu na swój serial. Nie przepadał za produkcją w której wszystkie dźwięki zagłuszane były słowami jakiegoś faceta. Nigdy nie obejrzałby żadnego z własnej woli.

W mojej głowie prędko zrodziła się myśl, aby za chwilę do niego dołączyć. W pierwszej kolejności jednak rzuciłam torbę pod ścianę, po czym przesunęła stopą buty bliżej sterty domowego obuwia, aby nikt się o nie nie potknął.

Następnym ruchem było wskoczenie do kuchni. Telewizję zostawiłam sobie na szach-mat.

— Cześć, mamuś. Co tam masz? — zapytałam niemalże śpiewająco. Moja rodzicielka stała przodem do kuchenki trzymając w ręce wściekło pomarańczową szpatułkę do przekręcania placków. Gdy tylko mnie usłyszała odwróciła się do mnie delikatnie marszcząc przez chwilę brwi w rozbawieniu.

— A ty co taka wesoła? — zdziwiła się, na co jedynie wybuchnęłam chichotem.

— A takie tam. — Machnęłam ręką po czym przesunęłam stojący na blacie talerz, aby mieć lepszy dostęp do patelni. — Placuszki? Z jabłkami?

W odpowiedzi mama skinęła głową i wróciła do zajęcia.

— Jeśli chcesz mi pomóc, wyjmij cukier puder i posyp placki — rzuciła przez ramię, szpatułką wskazując szafkę.

Automatycznie w podskokach udałam się w tamtym kierunku by dać nura za drzwiczki i odnaleźć sypką słodycz. Poszło mi szybko, gorzej było z wyszukaniem sitka. Próby ozdabiania racuchów bez jego pomocy skończyły się Mount Everestem i Śnieżką na dwóch egzemplarzach.

Finalnie jednak, oba zagościły na moim talerzu, a reszta została ślicznie przypruszona. Nadmienię jeszcze, że moja mama jest czarodziejką. Znalazła zgubę tam, gdzie ja zaglądałam cztery razy bezskutecznie!

Razem skończyłyśmy smażenie, a ja upojona zapachem jedzenia nastawiłam wodę na herbatę. Wybranie skarpetki do zaparzenia było niezwykle trudne. Dopiero po kilku "hm" i "hmmmm" natknęłam się na saszetkę z owocem róży.

— Niezły pomysł — mruknęłam. Skoro wypad z Różą wprawił mnie w taki dobry humor, to ta herbata też powinna dać radę.

Po chwili wepchnęłam ją do swojego kubka i zalałam wodą. Uzupełnienie eliksiru odpowiednią dawką cukru sprawiło, że byłam gotowa na maraton filmowy jednego filmu z tatą.

Wyszłam z kuchni trzymając swój posiłek niczym kelnerka w jakiejś przytulnej kafejce. Przyjemne, chłodne panele i leniwa domowa atmosfera dodawały całej sytuacji przyjazności.

Myśl o leniwym wieczorze z tłustą przekąską była niezwykle upajająca. Już nie mogłam się doczekać zatopienia w fotelu.

Po cichutku wsunęłam się do dużego pokoju, trzymając się blisko ściany tak, aby nie przeszkadzać oglądającemu. Szybko i bezszelestnie postawiłam oba naczynia na blacie niziutkiego stolika, po czym wgramoliłam się na stertę poduch. Usiadłam po turecku i wlepiłam wzrok w ekran.

Letnie SzczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz