Dopóki Trzeźwość Nas Nie Rozłączy

315 28 1
                                    

Starał się z tym walczyć, czuł jej strach i, mimo iż nie chciał jej skrzywdzić, jakaś jego część tego pragnęła. Chciał wiedzieć jak smakuje jej niewinność.

- Blaise? Blaise, proszę cię uspokój się słyszysz mnie?- położyła swoją dłoń na jego policzku, starając się poskromić jego ciemną stronę. Jej głos docierał do niego jak przez mgłę. Chciał usłyszeć go wyraźniej. Dlaczego ona płacze?

- Czy mnie słyszysz? Wszystko będzie dobrze, nic się nie stało nie jesteś sobą- światło, które otaczało jej osobę, zaczęło dziwnie wirować, domagając się o jego uwagę. Dlaczego czuje się jakby właśnie ktoś zbił go maczetą? Czy to jej łzy?

- Blaise...- szloch zaczął stawiać się coraz bardziej realny, zdał sobie sprawę, że to on go spowodował, wszystko zaczęło robić się wyraźne.

- Wróć do mnie- te słowa zaczęły odbijać się echem w jego głowie. Skąd powinien wrócić?

Nagle wszystko uderzyło w niego, tak jakby na kilka chwil wyrwano go z jego własnego ciała, a jego osobę zastąpiono czymś innym, czymś straszniejszym.

- Ginny?- z białek wydawała się odpływać resztka ciemności w nich pływająca. Otrząsnął się opierając się o pień drzewa, z dala od jej rąk.

- Blaise? Czy... czy to znowu ty?- jej potargane włosy opadały na ramie, a na twarzy malowała się niepewność. Bał się spojrzeć jej w oczy, czuł się jak wrak, lecz jeszcze gorsza była świadomość, do czego mogło dojść, gdyby... Nie chciał o tym myśleć, nie chciał patrzeć na jej niewinną twarzyczkę, która nie zasługiwała na to wszystko. Czy go nienawidzi?

- Wybacz ja- urwał nie wiedząc, jak postąpić, w końcu aż dotąd nie był w stanie myśleć o tym, że mógłby chcieć do czegoś zmusić kobietę. Wstał chwiejąc się. Poszła w jego ślady, chcąc mu pomóc. Wyciągnął dłoń, by ją powstrzymać, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, bał się jej dotyku. Chciał zniknąć, nie musząc patrzeć jej w twarz i widzieć jej zawód i ból. Czuł się jak ostatni drań, lecz myśl, że ona mogłaby go teraz znienawidzić była jeszcze gorsza- Chyba będzie lepiej, jeśli, już pójdę- odwrócił się od niej, nie chcąc przedłużać tej chwili.

- Blaise, chyba nie chcesz iść teraz sam, to przecież nie jest bezpieczne, nie w twoim stanie.- słyszał jej drżący głoś, to sprawiło, że poczuł jak coś w jego wnętrzu się łamie.

- Przez wzgląd na mój stan nie powinnaś iść ze mną.

- I to tyle?- przy kolejnym kroku zawahał się nie będąc pewien, czy dobrze robi.- masz zamiar po prostu odejść? Jak gdyby nigdy nic?

Z każdym kolejno stawianym krokiem, uświadamiał sobie, jak świetny jest w uciekaniu od własnych problemów. A, Ginny? Po prostu patrzyła, jak odchodzi, w końcu czy pozostało jej coś innego? Nie odwrócił się, by spojrzeć czy nadal tam stoi, czy nadal drży z zimna lub strachu. Nie chciał wiedzieć, czy tak było, tak samo, jak nie chciał nad tym rozmyślać. Postanowił po prostu udać się do swojego pokoju, by odczuć ulgę, gdy tylko znajdzie się w swoich czterech ścianach. Jednak okazało się, że gdy tylko przekroczył próg swojego pokoju, żadna ulga nie nastąpiła. Zamiast tego wszystkie jego problemy się nasiliły, oparł się o ścianę, czując, że potrzebuje podpory, przy tym wszystkim, co go zaczęło przytłaczać. Na domiar złego pulsujący ból w jego kroczu, spowodowany zwodem nie pomagał jego procesom myślowym. Cóż przynajmniej jeśli chodzi o ten problem, znał rozwiązanie.

"Wróć do mnie."

W tym czasie Ginny udała się powolnym krokiem do własnej sypialni. Jej współlokatorki od dawna spały, nie przejmując się jej przybyciem, usiadła przy toaletce i zamyślonym spojrzeniem, zbadała swoje odbicie. Nie poznawała kobiety z lustra, wydawała się opanowana, jakby nic co ją otaczało, nie wzbudzało jej zachwytu, jakby nie miała żadnych zainteresowań żadnych pasji. Zdjęła płaszcz, rzucając go gdzieś w kąt. Sięgnęła po szczotkę chcąc choć trochę uporządkować włosy. Nie była w stanie wygrzebać się z potoku myśli, który na nią spadł. Dlaczego odszedł? Z każdym kolejnym ruchem dłoni, szczotka delikatnie sunęła po jej włosach, niczym uspokajające gładzenie po głowie matki, przed zaśnięciem, gdy nocami siedziała na rogu jej łóżka, czekając aż zaśnie, gdy tylko nawiedził ją koszmar.

- Nie bój się moje dziecko, światło zawsze rozjaśnia mrok.- jej uśmiech był światłem, matka Ginny była uosobieniem światłości i ciepła. Dziewczyna w odpowiedzi zawsze się uśmiechała i zaciskała wisiorek rodzinny, którego nigdy nie ściągała, w dłoni. Miała wtedy wrażenie, jakby biło od niego przyjemne ciepło, które koiło jej zmysły. Tęskniła za rodzicami tak bardzo, że otrzymywanie już listów nie wystarczało, chciała znowu ich zobaczyć. Przytulić się do matki, to zawsze uspokajało jej nerwy. Pani Weasley zawsze wspierała córkę i mimo iż czasami traktowała ją jak dziecko, zawsze była w stanie służyć jej wsparciem, bez żadnych pytań lub niepewności. Właśnie tego teraz potrzebowała, spokoju i mamy.



Jesteś Moim Słońcem, Weasley| BlinnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz