Orion

2.9K 192 101
                                    

Jadłem obiad z ojcem i siostrą niechętnie wpychając w siebie każdą porcję ziemniaków. Brakowało mi mamy, która potrafiła wprowadzić do stołu tak miłą atmosferę. Do wykwintnego obiadu brakowało wtedy tylko wyobrażenia sobie dobrego smaku.
W domu rozległo się delikatne pukanie do drzwi i wyprostowałem się jak na baczność.

- Otwórz Tadeusz, Niemcy nie pukają.

Otrząsnąłem się nieco i podszedłem do drzwi uchylając je. Poczułem ulgę jednak dopiero kiedy zza drzwi wydobył się melodyjny głos.

- Ręce to góry Tadek!

- Głupka ze mnie robisz? Właź.- Wepchnąłem go do środka dając ojcu znak, że to nic takiego i na spokojnie może wrócić do wykonywanych czynności.- Dlaczego przychodzisz tak późno? Myślisz, źe szlajanie się po mieście o tej godzinie jest odpowiedzialne?- Udałem złego zakładając ręce na piersi. Chciałem czasem pokazać, że zrobił coś źle, ale cóż z tego skoro jedyne czym mi odpowiadał to śmiech i delikatne szturchanie.

- Obiecałem, że wpadnę, ale zawieszanie tych cholernych chorągiewek na słupach jest okropnie żmudną robotą.

- Miałeś przyjść, ale o normalnej godzinie, nie o jedenastej. Czy ty wiesz ile po godzinie policyjnej jest?

- Spokojnie, dałem radę.- Znowu uśmiechnął się wymijając mnie i skierował się do mojego pokoju. Przewróciłem oczami, ale już nie patrzył. Krzyknął ‚dzień dobry' do mojego ojca, a ten mu odpowiedział i wrócił do składania naczyń.

- Cześć Janek!- Moja młodsza siostra krzyknęła rezolutnie, bardzo lubiła Bytnara jak i innych moich przyajciół, z wzajemnością oczywiście.

Wszedłem do pokoju gdzie on już biegał wokół okna usilnie mu się przyglądając. Mrużył oczy dociskając policzek do szyby.

- Rudy mogę wiedzieć co ty robisz?

- Jak tu biegłem widziałem kawałek gwiazd na niebie i mam szczerą nadzieję, że dalej tu są.

- Nie uciekną.

- Nie, ale chmury mogą za to przyjść. Jest listopad i niedługo nie zobaczymy ich do wiosny.

- Nie zobaczysz ich przez to małe, zaparowane okno.

- Masz rację.- Odparł na co poczułem triumf i małą satysfakcję.- Dlatego idziemy na dach.

Zerwał się momentalnie i zaśmiał szczerze na cały pokój.

- Co ty wymyśliłeś? Nie ma mowy!

- Tadeusz idziemy.

Roztopił mnie jego uśmiech i jasne oczy spragnione tego widoku. Miał w sobie coś czego za nic w świecie nie potrafię wytłumaczyć. Pewna rzecz przez którą nie mogłem być na niego zły.

Szarpnął mnie za koszulę żwawym krokiem idąc do drzwi wyjściowych.

- Nie Rudy, nie.- Protestowałem chociaż wiedziałem, że kompetnie nic to nie da. Był głuchy na moje słowa po upatrzeniu sobie danego celu.

Już miał wychodzić kiedy kategorycznie stanąłem w progu odpychając go z całych sił w ramionach.

- Ubierz się chociaż. Chory żołnierz to nieprzydatny żołnierz. Zrozumiano?

- Tak jest Zośka!- Zasalutował i nałożył na siebie cienkie palto. Ja zdążyłem zrobić to samo, jednak moje okrycie było zdecydowanie grubsze. Byłem zawsze niesamowicie zmarznięty.

- Ty mówiłeś poważnie?- Spytałem gdy skończył się ubierać by upewnić się, czy aby nie mógłbym jednak zostać w środku. Niestety nie żartował. Jedynie zaśmiał się zrezygnowany bądź zwiedziony moją głupotą i położył rękę na ramieniu.

Osiem Dni tygodnia~ Rudy i Zośka oneshoty Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz