La Llorona

1.7K 140 21
                                    

- I jak Zośka?- Na ustach Rudego rozgościł szczery uśmiech ukazując rzędy jasnych zębów.

- Jest cudnie.

Tadeusz odwzajemnił uśmiech patrząc jak jego przyjaciel zapina ostatni guzik jasnej koszuli. Bytnar przyszedł do niego pożyczyć muszkę i zaczerpnąć paru rad co do spotkania. Miał widzieć się sam na sam z Monią po raz pierwszy i niesamowicie się tym denerwował.
Trzęsły mu się ręce, a oddech drżał.

Tadek starał się zachować pozory doświadczenia i opakowania, a mimo tego nie miał pojęcia jak zachować się w takiej sytuacji. Cieszył się z wyjścia Rudego nawet jeśli bał się o jego życie.

- Poczekaj, masz nierówny kołnierzyk.- Zatrzymał go tuż przy wyjściu i z czułym uśmiechem poprawił jasną koszulę.- Uważaj na siebie proszę.

- Wychodzę nieraz na akcje, z których powinienem nie wracać, a jakoś mi to idzie. Zwykle wyjście niczym mi nie grozi. Bądź zdrów Tadek, pozdrów Anię.

Wybiegł z kamienicy Zawadzkiego niczym ulotny wiatr zostawiajac za sobą tylko uderzający do głowy zapach perfum. Zośka zapatrzył się w pustkę, która przed chwilą była Jankiem i zamknął szybko drzwi za gościem.
Było piękne czerwcowe popołudnie i logicznym było, że Janek nie będzie chciał siedzieć w domu. Czy Tadeusz był zazdrosny? Naturalnie. Dziwiłby się sam sobie gdyby nie był. Nie posiadał zbyt wielu bliskich przyjaciół, a kiedy tylko poczuł tą więź z niskim, wesołym blondynkiem obiecał sobie go chronić.

Czy to Monie był tak zazdrosny? Oczywiście. Monia była osobą doprawdy przemiłą i prędzej sam by siebie obraził na głos niż ją. Lecz w bezpiecznej strefie jego własnego umysłu mogły toczyć się bitwy przeróżne, od tych spokojnych po najbardziej burzliwe i ckliwe, kończące się uronieniem samotnej łzy. Czasami w jego głowie to Rudy był rycerzem stojącym na straży dobra i porządku, pilnującym by w mieście panował ład i spokój jeśli to tak można nazwać, czasem był tylko kimś nieco zagubionym, a czasem zwyczajnie brakowało mu go obok i nie chciał tego przed sobą ukrywać. Od utraty Jacka, który pierwszy od śmierci  matki znał jego sekrety Zośka nabrał pewnej tendencji do wymuszania na sobie wiary w niektóre rzeczy. Wierzył, że Rudy upora się z zadaniami, że uniknie patrolu, że uchroni przed gestapo swoją rodzinę. Wierzył, że Rudy wróci ze spaceru.

Doprawdy niesamowicie paradoksalny musiałby być świat, gdyby udało mu się zbiec sprzed oczu esesmanów rozrzucając ulotki, a poległby za jedynie przechadzanie się po mieście.

Czuł się odpowiedzialny za jego bezpieczeństwo i o ile w rzeczywistości wiele od niego nie zależało, tak uporczywie wmawiał sobie, że jeśli nic nie zrobi nikt nie zajmie się chłopcem.
Usiadł znużony czekaniem przy kawowym stoliku tuż obok okna wpatrzony w różowe niebo.
Od wyjścia Rudego minęło trochę czasu, a Tadeusz spędził go na rozmyślaniu.
Może wiele nazwałoby to marnotrawstwem, ale czy można nazwać zmarnowanym czas rozmyślań o kimś tak ważnym?

Wyprostował serwetę leżącą na stoliku i odezwał się zachrypłym głosem sam do siebie.

- Czy warto tyle ryzykować dla dziewczyny Rudy? Jasne, że warto. Sam byś mi to powiedział. A czy warto jest ryzykować dla ciebie? A byłoby warte ryzykowanie dla mnie?- Pytania zawisły w powietrzu niczym zamrożone, choć puszczone wolno. Każdy mógł na nie odpowiedzieć, jednak pech spotkał Zawadzkiego, że nie było komu.

Już po kilku godzinach zaczął uporczywie zajmować się każdymi szczegółami byleby nie myśleć o swoim ukochanym, który właśnie teraz mógłby walczyć o życie.
Jako dowódca nie powinien tak rozpływać się nad losem swojego człowieka, lecz kim byłby gdyby nie jego wierni ludzie? Conajmniej pachołkiem, może kijkiem. Nie tytuł czyni człowieka, a to kogo ma za swoimi plecami.

Osiem Dni tygodnia~ Rudy i Zośka oneshoty Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz