Kary koń gwałtownie zahamował i cofnął się dwa kroki do tyłu. Parsknął głośno potrząsając łbem i mało brakowało, a chłopak zleciałby z grzbietu uderzając mocno o ziemię.
Jednak utrzymał się mocno trzymając grzywy i pogładził konia po szyi.- Spokojnie, to tylko sarny, widzisz?- Wytężył wzrok i zmrużył oczy patrząc w oddali na trzy sarenki idące brzegiem lasu.
Lubił samotne wycieczki. Lubił po prostu zabrać swojego czworonożnego przyjaciela i odjechać gdzie go wiatr poniesie. Przez pola, na których złociły się letnie kłosy, przez lasy gdzie cień dawały drzewa, a strumyki chłód. A w końcu zatrzymywać się przy dzikim stawie, leżeć beztrosko na trawie i patrzeć się na pasącego się konika.Chociaż Rudy mieszkał już w Warszawie nie przeszkadzało mu to w przejechaniu do rodzinnego domu na wakacje i odcięciu się od zgiełku miasta.
Wtedy zawsze przypominał sobie jak wyglądało życie zanim wyjechali. Było to jego codziennością. Został tak wychowany i czuł się w takim środowisku jak ryba w wodzie.Mimo tego ich dom zawsze tam na niego czekał, a ukochane zwierze pod opieką teraz już wujostwa nie było w stanie o nim zapomnieć.
Wychowywali się razem i razem dorastali. Przeprowadzka do Warszawy była rychłym zburzeniem tej wyjątkowej przyjaźni za dziecka, tak mu się przynajmniej zdawało. Jednak kiedy okazało się, że nie pozbędą się go na stałe, a wręcz przeciwnie, będzie mógł odwiedzać go w każdej chwili odliczał tylko dni do kolejnego wyjazdu.Lecz tymczasem w mieście rozwinęło się wiele kolejnych przyjaźni. W końcu nadarzyła się okazja, żeby połączyć te dwa miejsca i zabrać swoich przyjaciół na wieś. Udało namówić się Alka i Zośkę, który obiecał odwdzięczyć się zabierając Bytnara w następnym miesiącu do Zalesia tak by byli kwita.
Dawidowski choć tęsknił za swoją Basią chętny przygód zgodził się na przyjazd. Kiedy akurat nie robili czegoś razem spędzał czas głównie siedząc pod jabłonią i pisząc do ukochanej listy. Tadeusz czytał stare książki należące do zbioru ojca Bytnara w przestrzennym saloniku przypominającym bibliotekę, a sam Janek zabierał konia i niczym za dawnych lat na oklep i bez butów wyruszał w gonitwy.
Rozejrzał się i wziął głęboki wdech. Było bardzo ciepło, a świergot ptaków słyszalny był z niemal każdej strony.
Zawrócił konia, który parskając posłusznie skręcił i spokojnym truchtem zaczęli wracać.- Zośka!- Wołanie zwróciło uwagę Tadeusza który siedząc na schodach przed domem uniósł wzrok.- Zośka, ale tam jest cudnie!
Rudy podjechał bliżej zatrzymując konia, który nerwowo przystąpił z nogi na mogę. Zośka wzdrygnął się niezauważalnie i wspiął na wyższy schodek.
- Cieszę się, mógłbyś go już zabrać?
- Daj spokój, nic ci nie zrobi. Powinieneś był jechać ze mną, pogoda jest piękna.
- Tu też jest całkiem ładnie.
- Ale to nie to samo.-Janek zwinnie zeskoczył z grzbietu zwierzęcia i pogłaskał go po szyi.- Te pola, te lasy...
- Możemy iść tam z Alkiem.
- To zbyt daleko. Zanim dojdziemy w tym upale będzie wieczór. Wracać po nocy przez pola to chyba mało rozsądne, racja Tadeusz?
Zawadzki tylko prychnął niezadowolony i odsunął się bardziej. Rudy zaśmiał się na ten widok rezolutnie i odszedł ze zwierzęciem.
Tadeusz zabrał książkę i szybko wrócił do środka, gdzie zastal Alka.
CZYTASZ
Osiem Dni tygodnia~ Rudy i Zośka oneshoty
Historical FictionTydzień ma siedem dni, więc gdzie jest ósmy? W snach, tam się spotykają. Kiedy w szarej codzienności nie ma czasu na dodatkowy dzień.