do błędnego adresata

487 39 9
                                    

Przed wojną nie wiedzieliśmy kim jesteśmy.

Nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że byliśmy jedynie bezkształtną masą bez planów na życie, bez zainteresowań, czy marzeń. To ma każdy, kto choć trochę umie myśleć i patrzy nieco szerzej, niż własny czubek nosa.
Szczególnie to ostatnie, oh mieliśmy tak dużo marzeń, chyba nawet nie umiałbym ich teraz zliczyć, choć każde było równie ważne, i jak nam się wtedy wydawało- możliwe. Kompletnie jednak nie wiedzieliśmy kim dla siebie jesteśmy. Nie umieliśmy docenić ani nas samych, ani tym bardziej tego, co mieliśmy między nami.

To nie tak, że uważam siebie sprzed tych kilku lat za kompletnego kretyna, przecież mówimy tu o mnie! Umiem być ponoć skromnym, ale teraz nie mam żadnych skrupułów by mówić co myślę.
W każdym razie, by niepotrzebnie nie przedłużać- to normalne, że czasem nie umiemy docenić tego co mamy, a przynajmniej tak to sobie tłumaczę, bo dlaczego miałbym wtedy patrzeć na to tak szeroko jak teraz? Nie miałem ani porównania, ani potrzeb by myśleć o tym tak dogłębnie. Więc to normalne, to już ustaliłem i cieszę się, że nie obwiniam młodszego i beztroskiego siebie o to, że nie bałem się o życie własne, czy moich bliskich.

No, może trochę się bałem, tak to każdy odczuwa czasem mały strach. Chociażby jak mama nie wracała długo z zakupów, a ja mając pięć lat martwiłem się, czy po drodze nie zjadł jej smok czy inna kreatura, każdy to przerabiał, prawda? To skoro tak, to możemy przejść dalej.

Wiem, że jest jedna osoba (Ty już wiesz o kogo chodzi Zośka!!) która tego nie rozumie, a przynajmniej nie chce zaakceptować przeszłości jaką żył. Stąd ten długi wstęp i jeśli to przeczyta (choć nie przeczyta) to może da mu to do myślenia.
A dlaczego nie?- Moglibyście spytać i wcale was za to nie winię, dlatego grzecznie odpowiem. Nie wiem czy kiedykolwiek odważę się dać mu do czytania te głupoty, bo cholera jasna czasem sam nie rozumiem co mi do głowy przychodzi i wcale nie jestem z tego dumny.

Ale jeśli umrę, a ten kretyn postanowi pożyć trochę dłużej i co więcej, zajrzy tu gdzie nie trzeba (dlaczego grzebiesz mi w rzeczach?) to może to przeczyta i będę mógł tylko patrzeć bezsilnie na to jak załamuje się moją głupota.

W każdym razie, o drogi boże nie umiem przylepić się na dobre do jednego tematu. Jest dość późno, w zasadzie już prawie ciemno, a mamy czerwiec więc oznacza to godzinę niemal nocną, a mi przypomniało się coś tak głupiego, tak dziecinego, a zarazem rozczulającego, że uschnę jeśli o tym komuś nie opowiem. Tak się składa, że Alek śpi i udusi mnie jeśli go obudzę, a Zośka siedzi na pewno nad planami (zostaw to już, wystarczająco dużo pracujesz gamoniu) i nie chcę nawet myśleć co mi zrobi jeśli mu przerwę.

Drodzy koledzy bądź... ktokolwiek kto znajdzie te zapiski w gruzach mojego domu lata później; pamiętacie może (ci pierwsi oczywiście) lato trzydziestego siódmego? I wyjazd na wieś? Na pewno pamiętacie bo ile przygotowań i błagań rodziców o ten wyjazd było to...
Dzieci jeszcze byliśmy, no co ja mogę więcej powiedzieć, szesnaście lat to żadne chłopy, a podlotki, ale muszę bez bicia przyznać, że to chyba absolutnie najszczęśliwsze i... jednocześnie smutne wspomnienie jakie mam.

A zaczęło się od tego, że było tylko szczęśliwe...

Ranek. Ale taki napraaawdę wczesny, może szósta, nie więcej. Na wsi jest tak cicho, że jedyne co może zbudzić to śpiew ptaków. O czwartej to można co najwyżej się zdenerwować na te pierzaste stworzenia i zamknąć okno, ale o szóstej...
Wstałem, otworzyłem to okno (powtarzam, o czwartej można wpaść w szał) i wychyliłem się tak prosto na ten bezkres pól i lasów. To było szczęście móc być aż tak daleko od cywilizacji. Alek spał, on i ranki to coś co się nie łączy, Zośka też, a przynajmniej tak myślałem, bo po trzecim wdechu w pełne płuca usłyszałem za sobą szelest.

Osiem Dni tygodnia~ Rudy i Zośka oneshoty Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz