Ostatni płomień

1.8K 168 20
                                    

- Janek, ale ty masz urodziny!- Tadeusz znowu zaskamlał tuż przy jego uchu z żalem.

- Mam, tak, ale nigdzie się nie wybieram.

- Podaj chociaż jeden powód dlaczego nie.

- Jest brzydka pogoda, pada.

- I dlatego zostaniesz w domu?- Zośka odsunął się od przyjaciela na drugi koniec kanapy.- A ja miałem plany.

- Jakie?- Rudy zaciekawił się nieco wytężając słuch.

- To już nieistotne. Skoro zostajesz w domu to nie ma o czym mówić.

- Zosiu, ale powiedzieć możesz.- Role odwróciły się i teraz to Janek zaczął napierać na wyższego chłopaka, który przybrał kamienny wyraz twarzy. Siedzieli w domu Bytnara, do którego Tadeusz przyszedł by wyciągnąć z niego Janka w ten szczególny dzień.
Jednak Rudemu ani się śniło wystawiać nos za próg w taki dzień. Chociaż był maj, pogoda nie dopisywała w Warszawie nikomu zasnuwając niebo szarymi chmurami.

- Przecież nie chcesz Rudy.

- Bo urodziny to nic wielkiego, możemy iść jak pogoda poprawi się w inny dzień.

- Ale jak ja wszystko przygotowałem na akurat dziś.- Było świeżo po trzecim maja przez co dalej w ich sercach chowało się poczucie dumy i euforii. W roku kiedy Rudy kończył dwadzieścia lat mimo okupowanego miasta „obchody" przebiegły pomyślnie. Chłopcy byli uradowani to też postanowili uczcić to zahaczając o urodziny przyjaciela.- No dobrze, to ja się zbieram, idę do domu.- Chciał wstać, ale został siłą przeciągnięty ponownie na fotel.

- A to po cóż ci już do domu?- Rudy znowu otworzył szeroko oczy. Mimo swoich wcześniejszych protestów cała sytuacja cieszyła go coraz bardziej. Co prawda przyjaciele już składali mu życzenia, ale ciekawiło go czy coś jeszcze mają w planach.

Zawadzki uśmiechnął się pod nosem widząc, że jego plan działa i popatrzył koledze prosto w oczy.

- A wiesz, odpocząć.- Ostatecznie wstał wymijając Janka i ruszył do wyjścia. Ten zerwał się i pobiegł w jego kierunku bez słowa zakładając na siebie palto.
Tadeusz był dumny ze swojego planu działania bowiem wiedział, że musi zaciągnąć do domu chłopaka mimo wszystko. Znał Janka na tyle długo by wiedzieć, że przekona go tylko dobrze rozegraną grą słów.

Szli w ciszy chcąc nie rzucać się w oczy przechodniom. Gestapo patrzyło na młodych spode łba mrucząc do siebie coś niezrozumiałego. Janek dobrze znał niemiecki, a jednak chyba wolał nie słuchać.
Pogoda rzeczywiście była niewyjściowa, chłopcy chowali twarze w wierzchnich okryciach chcąc uniknąć zmoknięcia.
A jednak kiedy weszli do kamienicy Tadeusza i spojrzeli na siebie wybuchnęli gromkim śmiechem.

- Wyglądasz jak mokry kundel Rudy.- Zośka Poczochrał go po przemoczonych włosach i zrobił szybki unik kiedy ten chciał odwdzięczyć się uderzeniem w ramię.

- Ja zawsze wyglądam olśniewająco Zośka, chyba mnie nie doceniasz.

- Oczywiście. A teraz zabierajmy się stąd. Alek czeka dłużej niż mu obiecałem.

- Alek?- Rudy wyszczerzył się w uśmiechu idąc tuż za Tadkiem.

- Za długi język...- Zawadzki wyszeptał pod nosem również się uśmiechając.

Gdy doszli do odpowiednich drzwi Zośka zastapił mu drogę i zwrócił się w jego kierunku.

- Rudy...- Zaczął poważniejszym tonem.- Ja wiem, że to nigdy nie odda tego jak powinno, miało wyglądać całkiem inaczej, ale jest taka pogoda, a nie inna i...- Zaplątał się we własnych słowach.- Po prostu wszystkiego najlepszego.

Pchnął drzwi i otworzył je wpuszczając do środka chłopaka. Na początku Janek nie zauważył nic i nieco się tym zaskoczył. Wszedł powoli, rozejrzał się i zadumał.

- Ale Tadeusz...

- Nie gadaj tylko chodź.- Zawadzki pociągnął niższego chłopaka za ramię i niemal siłą wepchał do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi.

Rudego opanowała ciemność, choć słyszał głosy. Okno było szczelnie zasłoniete tekturą. Ktoś zapalił świecę, potem kolejną i dało się dostrzec już więcej.
Na podłodze siedział Alek uśmiechając się serdecznie. Ubrany był w swój stary mundurek harcerski z charakterystyczną pomarańczową chustą.

- Wszystkiego najlepszego Janek.- Podniósł świecę i popatrzył przyjacielowi w oczy wstając.- Pomyśleliśmy, że może chociaż w twoje urodziny uda się to zorganizować.

- Mówiłeś Januś, że podczas wojny nie ma już harcerskich wypraw i wieczorów jak kiedyś, to prawda. Więc chcieliśmy jedną zrobić dzisiaj.- Tadeusz uśmiechnął się czule patrząc z góry na przyjaciela.

- Nie wiem co powiedzieć.- Zająknął się.- Naprawdę to niesamowite, że chcieliście coś takiego dla mnie zrobić. Alek, ty się prawie nie mieścisz w ten mundurek!

- Nie zaczynaj, udało mi się dopiąć wszystko więc tylko piśnij słowem.- Pogroził mu, ale zaraz się uśmiechnął i przesunął robiąc chłopcom miejsce.

Dawidowski wydawał się rozbawiony i
podekscytowany, za to Zawadzki stonowany i czujny na wypadek wszystkiego co mogłoby się stać. Ubrał i swój mundurek Jankowi użyczając rogatywki.

Opowiadali sobie różne historie do wieczora, kiedy tektura nie była już potrzebna bo mrok i tak zasnuwał całe niebo. Janek cicho zanucił ich ulubioną piosenkę, potem pograli w bierki i inne gry w które grali dla zabicia czasu za młodu.
Siedzieli przy palących się świecach i chociaż wydawał się to dziecinny i głupi pomysł przyniósł im niesamowitą radość. Pozwolił zapomnieć o złym śnie i zanurzyć się choć na moment w przeszłości za którą tak czasem tęsknili.

- A wiecie...- Zaczął Janek.- Widziałem ostatnio jak to Glizda wchodzi po cichu do kamienicy takiej jednej dziewczyny.- Uśmiechnął się zadziornie doprowadzając Alka do rumieńców.- Jak to Basię Aluś kochasz wiemy, ale czasem zaproś i nas. Wiesz jak nam tęskno do waszego widoku?

- A gadasz Rudy. Kiedyś razem pójdziemy wszyscy, do najlepszej kawiarni.

- Jasne.- Przyznał mu rację.- A ja wam postawię czego tylko zechcecie.

- Uważaj Januś żebyś na mnie całego majątku nie przepuścił.- Zośka szturchnął go przyjacielsko.- Wiesz jak kocham Wedlowską czekoladę.

- Jak wydam to wydam, zarobi się spokojnie. Takiego majstra jak ja to świat nie znał. Tu się coś naprawi tu odnowi, zobaczycie.

W końcu Rudy położył się na kolanach Tadeusza zasypiając wpatrzony w płomień ostatniej pozostałej im świecy.

- Zośka.- Szeptał Alek.- Ja będę się zbierać bo zaraz zbliża się godzina policyjna. Ani mi się waż budzić Rudego, niech śpi jak zmęczony. Ostatnio mało śpi mówi, że stresował się tym trzecim maja.

- Nie będę go budzić. Zaraz go zaniosę do łóżka, rodzice mają wrócić jutro ze wsi. Pośpi u mnie, ja u nich w pokoju.

- Zadzwoń do Pani Bytnarowej przed późną godziną, niech wie że Janek zostanie.- Szturchnął go w bok wychodząc z pokoju.

- Naturalnie. Do jutra Aluś.

Słyszał tylko zamykane drzwi i ciszę która ponownie opanowała całe mieszkanie. Też był zmęczony, ale i szczęśliwy. Całe zebranie przyniosło radość im wszystkim.

- Rudy...- Wyszeptał niemal niemo przeczesując dłonią jego jasne włosy.- Oj Rudy ja bym cię na tą wojnę najchętniej nie puścił.- Przytulił śpiącego chłopaka do siebie mocniej i zakołysał się.- Jakby świat stracił takiego żołnierza to sam się przekona jaki błąd popełnił. Co ja bym bez ciebie zrobił? Zginął tu jak nic. Bez ciebie się nie da Janeczku. Żyj jak najdłużej.

Jedna jedyna smutna łza rozżalonego Tadeusza, przepełniona troską i czułością spadła na Jankowy zaróżowiony policzek.

Witam!
Wczoraj połowa mojej szkoły chodziła w harcerskich mundurkach i cały dzień mnie szlag trafiał, że nigdy do harcerstwa nie poszłam, a teraz już za późno.
Eh głupia byłam

Osiem Dni tygodnia~ Rudy i Zośka oneshoty Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz