#1

549 31 0
                                    


Zmaknąłem po paru chwilach powieki. Delikatny wiatr muskał moją twarz od czasu do czasu. Starałem się nie myśłeć o nichym,lecz one same zmierzały w tym samym kierunku. A raczej w kierunku kogoś... Tą osobą właśnie był Sebastian... Ponownie, by rozproszyć myśli, pokiwałem głową na boki. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po ogrodzie. Był tak piękny o tej porze roku. Wszystkie rośliny kwitnęły,a ja uwielbiałem patrzeć na ich urok. Każdy z nich miał coś w sobie. Wstałem po chwili i zacząłem zmierzać do miejsca,gdzie znajdowały się moje ulubione kwiaty. Założyłem ręce na plecach i powoli szedłem w stronę róż,w międzyczasie podziwiając inne okazy. Gdy dotarłem już do tego miejsca,zbliżyłem się do klombu,pochylając się lekko. Wziąłem delikatnie w dłoń jedną z róż,by jej nie urwać i zbliżyłem do niej nos,zaciągając się jej cudownym zapachem. Gdy to robiłem,przymknąłem lekko powieki i uśmiechnąłem się. Puściłem różę i wyprostowałem się. Patrzyłem z uśmiechem na wszystkie białe róże. Były najlepszymi z kwiatów. Po paru chwilach spostrzegłem jedną; największą i najpiękniejszą ze wszystkich. Zapatrzyłem się w nią,a moje myśli ponowne gdzieś uciekły. Tym razem do dzisiejszych obowiązków. Wyobrażając sobie stertę dokumentów,które mnie czekają,uśmiech powoli zniknął mi z twarzy,a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.


- Coś Cię trapi, paniczu?


Usłyszałem po chwili. Tak przynajmniej mi się zdawało... Odskoczyłem lekko i wyprostowałem się bardziej. Położyłem dłoń na sercu i spojrzałem w stronę, gdzie usłyszałem znajomy wcześniej głos. Na całe szczęście to był Sebastian. Zsunąłem powoli dłoń i stanąłem przodem do mojego lokaja.


- Nie Sebastianie. Wszystko jest dobrze.


Mężczyzna skinął tylko głową. Jego twarz jak zawsze wyglądała tak samo. Poważnie. Podszedłem do niego bliżej, a tylko przyglądał mi się z tym samym wyrazem twarzy. Położyłem dłoń na jego ramieniu -bo tylko tam mogłem dosięgnąć, nie stając na palcach- i poklepałem w nie lekko.


- Przyszedłeś po mnie Sebastianie, iż mam przygotować się na lekcję, która odbędzie się zaraz?
 

Mężczyzna uniósł lekko brew, lecz po chwili uśmiechnął się do mnie. Zawsze nie do końca wiedziałem, czy jednak jest szczery, czy sztuczny.


- Tak paniczu.


Zdziwiła mnie trochę jego odpowiedź. Czyżbym tak długo był na dworze? Powiedziałem w myślach. Ściągnąłem dłoń z jego ramienia i wyminąłwszy go zmierzyłem w stronę rezydencji. Sebastian zaczął po chwili iść za mną oddalony parę kroków. Westchnąłem po chwili cicho i spojrzałem na niego. Na całe szczęście lekcję tańca miałem odbyć z nim. Odwróciłem głowę patrząc na przed siebie. Gdy dotarliśmy do drzwi rezydencji, Sebastian otworzył mi je i puścił pierwszego. Uśmiechnąłem się i wszedłem do budynku, od razu zmierzając w stronę, gdzie odbywałem lekcje. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju. Usiadłem w fotelu, który znajdował się w kącie, obok okna i spojrzałem przez nie chwilę. Ponownie się zamyśliłem. Nie usłyszałem nawet,jak Sebastian wszedł do pomieszczenia. Stanął obok fotela i patrzył chwilę na mnie, po czym spojrzał w stronę okna, także przez nie patrząc.


- Tak podoba Ci się ogród, paniczu? Może tam odbędziemy lekcje?


Usłyszawszy głos lokaja, czułem, gdyby serce stanęło mi chwilę w miejscu. Szybko spojrzałem w stronę źródła, skąd dochodził jego głos. Otworzyłem szerzej oczy i postawiłem dłoń na sercu. 

Gdy widziałem obok swojego Sebas... Dlaczego to tak teraz w mojej głowie źle brzmi...? 

Kamerdynera, zamknąłem oczy i poklepałem dłonią lekko po sercu.

- Tak Sebastianie. Podoba mi się bardzo. Nie, nie widzę takiej potrzeby...

Otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem na jego twarz. Widniał na niej szeroki uśmiech, który po chwili zmienił się w delikatny. Ciekawiło mnie od razu, co Sebastian zamierza... Odszedł ode mnie parę kroków i wysunął w moją stronę dłoń. Patrzyłem na niego chwilę, lecz wstałem. Podszedłem do niego. On zaś złapał moją prawdą dłoń i wyprostował ją lekko, drugą zaś postawił na moim boku i przysunął bardzo blisko siebie. Otworzyłem szerzej oczy patrząc na jego twarz zdziwiony.


- S-Sebastianie...? Cóż Ty wyczyniasz...?


On tylko uśmiechnął się szeroko. Zbliżał się do mojego ucha bardzo powoli. Myślałem, że trwać to będzie wieczność. Tak przynajmniej mi się to zdawało, lecz w końcu usłyszałem jego głos.


- Mieliśmy mieć lekcję tańca, czyż nie paniczu?


Gdy mówił, czułem, jak jego dłoń zaczęła zjeżdżać niżej bardzo powoli. Przez moje ciało zaczęły przechodzić dziwne, lecz na swój sposób przyjemne dreszcze. Moje myśli zeszły nie na tą stronę co trzeba... Czy to, do cholery, przez to, że dojrzewam...?! Niekontrolowanie zarumieniłem się. Czując na swojej twarzy wypieki spojrzałem lekko w bok.


- Tak Sebastianie... Mieliśmy ją odbyć...


Nagle jego dłoń się zatrzymała na moim biodrze. Starałem się opanować myśli...
Spokojnie Ciel... On nic nie podejrzewa, a to, co dzieje się w Twojej głowie, to tylko przez to, że dojrzewasz... Prawda...?


- Nie miałbyś ochoty zrobić coś innego...?


Wyszeptał mi do ucha po niecałej chwili.
Cholera... On... Czy on wie, o co mi chodzi...? Czy to jest aż tak zauważalne...?
Zrobiłem się cały czerwony. Myślałem, co mu odpowiedzieć. Co prawda, Sebastian zaczął mi się podobać od trochę dawna... Ale mam jeszcze narzeczoną... I w ogóle... Panicz i jego kamerdyner...? To przecież absurd. To nie jest możliwe... Przecież obaj... Jesteśmy facetami...

- Co masz na myśli, Sebastianie...?

Poczułem po moim pytaniu, że jego dłoń zjechała niżej... Na mój pośladek! Byłem już chyba cały czerwony i odwróciłem mocniej głowę w bok. Usłyszałem jego cichy śmiech przy moim uchu. Po chwili wziął swoje dłonie i oddalił się ode mnie.

- Odwołuję dzisiejsze zajęcia. Proszę spędzić ten czas w przyjemny dla panicza sposób.

Spojrzałem na niego. Zdziwiła mnie jego odpowiedź. Odwołuje zajęcia? Dlaczego? Czy coś się stało? Dlaczego dzisiaj...? Przecież... Gdy tak rozmyślałem, on skinął lekko głową i wyszedł z pomieszczenia. Gdy zamykał drzwi, wyrwało mnie coś z moich myśli. Chciałem go zatrzymać, lecz już wyszedł. Westchnąłem cicho, próbując rozproszyć wszystkie myśli z mojej głowy. Wpadłem na pewien pomysł. Zmierzyłem od razu do biblioteki. Wybrałem jedną z książek i wyszedłem przed rezydencję. Usiadłem na schodach i zacząłem czytać. Akurat wybrałem ,,Hamleta"... Przynajmniej moje myśli będą zajmować się treścią książki, a nie czymś... Bądź kimś innym... Po przeczytaniu całej książki siedziałem jeszcze chwilę przed rezydencją. Spojrzałem na niebo,które od rana pozostawało bez zmian. Zamknąłem powieki czując, jak delikatny podmuch wiatru muska moją twarz i ciało nie okryte odzieniem. Poczułem jednak po chwili, że ktoś zasłonił mi światło. Otworzyłem powiekę i zobaczyłem twarz Sebastiana przy swojej. Otworzyłem również drugie oko i położyłem się na schodach, podpierając się o jeden łokciem.

-Sebastian?! Co Ty wyprawiasz...?!

Usłyszałem w odpowiedzi tylko jego cichy śmiech. Wyprostował się i poprawił swoje odzienie.

- Myślałem,że panicz zasnął, więc chciałem to sprawdzić.

- Sprawdzić?! W jaki sposób...?!

Uniósł jedną brew i uśmiechał się lekko.

- Nie denerwuj się paniczu. Na pewno nie w ten sposób, co panicz myśli.

Otworzyłem szeroko oczy i zamrugałem kilkakrotnie. Odwróciłem po chwili lekko głowę. Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Wstałem i otrzepałem szybko swoje odzienie, które też poprawiłem. Zmierzyłem od razu do swojego gabinetu. Kiedy do niego dotarłem, zamknąłem szybko drzwi. Odstawiłem książkę na komodę i usiadłem przy biurku. Westchnąłem ciężko. Spojrzałem na wszystkie dokumenty, które przygotował mi na dzisiaj Sebastian. Skrzyżowałem ręce i postawiłem je na blacie, kładąc następnie na nich głowę. Przerażała mnie ilość tych dokumentów... Ale im szybciej je kończę, tym lepiej dla mnie... Podniosłem lekko głowę i spojrzałem raz jeszcze na dokumenty. Podniosłem się po paru chwilach i zabrałem się na wszystkie papiery. Kiedy byłem już przy końcu, spojrzałem na zegarek. Wskazówki wskazywały godzinę piętnastą. Przymknąłem oczy i westchnąłem. Odłożyłem pióro do kałamarzu i wstałem, by rozprostować trochę kości. Za długo.... Muszę zawołać Sebastiana... Jak pomyślałem, tak uczyniłem i spojrzałem na drzwi i raz jeszcze na zegarek. Nie przychodził... Sebastian przecież powinien sam... Ułożyłem wszystko estetycznie na biurku, po czym wyszedłem z pomieszczenia. Zacząłem szukać Sebastiana. Sprawdziłem salon, kuchnię i resztę pomieszczeń. Nie było go nawet w jego pokoju. Zaniepokoiłem się trochę. Wyszedłem do ogrodu,by tam go poszukać. Otworzyłem drzwi i zrobiłem szybki krok. Kopnąłem w ,,coś", o mało się nie wywracając. Oddaliłem się o półtora kroku i spojrzałem w ,,coś" , co kopnąłem. To był.... Sebastian?!

- Sebastianie?! Co Ty tutaj...?

Kamerdyner usłyszawszy swoje imię spojrzał na mnie przez ramię. Był... Zadowolony? Zaczął lekko swędzieć mnie nos. Spojrzałem przez jego drugie ramię. Widząc, co leżało mu na nogach, stanąłem jak wryty. Chwilę później zacząłem kichać.

- S-Sebastian?! Co... C...

Kichnąłem.

- ... Co robi tutaj...

Kichnąłem ponownie...

-...Robi ten kot?!

I znowu... Wiedział... Wiedział dobrze, jak reaguję na sierść kotów, ale po mimo wszystkiego, bawił się z nim w wejściu do ogrodu! Przymrużyłem oczy patrząc na Sebastiana. Zaś on puścił kota i wstał. Otrzepał swoje odzienie. Cały czas miał ten zadowolony uśmiech na twarzy...

- W-Wiesz jak działa na m-mnie sierść kotów,a Ty...

Zacisnąłem dłonie w pięści. Miałem ochotę go zamordować za to... Nie był to pierwszy raz,jak uczynił coś... Coś takiego... Kamerdyner położył tylko dłoń na klatce i skłonił się lekko.

- Najmocniej przepraszam,pani...

- Zamilcz!

Przerwałem lokajowi.

- Bawiłeś się z głupim kotem! Wiesz która jest godzina?!

Uśmiech z twarzy lokaja powoli znikał. Wyciągnął z fraka swój zegarek i spojrzał na niego. Skrzyżowałem w tym czasie ręce na klatce. Lokaj schował rzecz i skłonił się.

- Najmocniej przepraszam,paniczu...

Uniosłem tylko brew i przymrużyłem bardziej oczy.

- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?

Mężczyzna zastanowił się chwilę.

- Tak, paniczu.

Westchnąłem cicho, po czym uśmiechnąłem się lekko.

- Dobrze Sebastianie. Daruję Ci dzisiaj... Ale tylko dlatego, że odwołałeś zajęcia...

Mężczyzna spojrzał na mnie trochę zdziwiony. Po czym ponownie się skłonił.

- Tak, paniczu.

- A teraz pozbądź się resztek sierści kota i przygotuj mi coś... Jestem głodny...

Nie czekając na odpowiedź lokaja, wyminąłem go i zacząłem zmierzać w głąb ogrodu. Zatrzymałem się jednak po chwili i spojrzałem na niego przez ramię.

- Posiłek przygotuj w ogrodzie...

Zastanawiając się, wznowiłem przerwaną czynność.

- Jak przyjedzie Elizabeth nie mów jej, gdzie jestem... Przyjdź po mnie, jak przybędzie.

Usiadłem po paru chwilach na jednej z ławek w ogrodzie. Było przyjemnie, jak o tej porze roku. Słońce świeciło nie za bardzo, a delikatny wiatr łaskotał skórę i poruszał czasem odzienie. Spojrzałem w niebo i zamknąłem po chwili oczy. Uśmiechnąłem się,starając odprężyć. Utrudniały mi to jednak myśli o moim lokaju i nadjeżdżającej do mnie kuzynki... Po upłynięciu paru minut usłyszałem głos lokaja. Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na niego.

- Paniczu,panienka Elizabeth już jest.

Westchnąłem głośno i wstałem, zaczynając iść w stronę rezydencji. Kamerdyner zaczął iść tuż za mną.

- Gdzie ją ugościłeś Sebastianie?

- W salonie paniczu.

Skinąłem głową i niechętnym krokiem zmierzałem w stronę budynku. Moja kuzynka co wizytę zaczynała mnie bardziej irytować. Praktycznie robiła to cały czas... Ale cóż... Jak to mówią... Rodziny się nie wybiera, prawda...? Dotarłem do pomieszczenia w którym znajdować się miała Elizabeth. Ledwo co wszedłem do pokoju, a już usłyszałem dziewczęcy, piskliwy głos.

- Ciel!

Dziewczyna rzuciła mi się na szyję i zakleszczyła mnie w swoim silnym uścisku. Próbowałem złapać trochę oddechu. Położyłem dłonie na jej plecach i pogładziłem je jedną ręką lekko.

- Też cieszę się Elizabeth, że Cię widzę...

Co wcale tak nie było...

Dziewczyna puściła mnie i stanęła przede mną uśmiechnięta. Położyła swoje ręce z tyłu pleców i lekko zaczęła kołysać ciałem,zaczynając mówić słodkim głosikiem.

- Cieeel... Ile razy mam Ci powtarzać, że masz do mnie mówić Lizzy...

Uśmiechnąłem się do niej sztucznie, starając się, by wyszedł na bardziej szczery...

- Dobrze. Przepraszam Lizzy. Czy ciotka wie, że jesteś u mnie?

Zaśmiała się słodko.

- Nie Ciel. Ale nie będzie się przecież gniewać. Jestem przecież Twoją przyszłą żoną.

Uśmiechnęła się do mnie również słodko. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Na samą myśl o tym, że miała być moją żoną,przechodziły mnie te dreszcze...

Czy ona nie może być... Normalna? Cały czas wszystko robi,by było słodkie...

Spojrzałem na jej całą okazałość sukni.

Nawet jej suknia... Różowa... Czy markiza nie powinna kupować jej odzienia,jak prawdziwej kobiecie...?

Westchnąłem tylko w głębi,szykując się na najgorsze godziny... Spojrzałem na Sebastiana.

- Zawiadom markizę,że Elizabeth jest u mnie. Przygotuj dla Elizabeth posiłek. Pewnie zgłodniała po tej męczącej podróży...

Nacisnąłem na przedostatni wyraz i odchrząknąłem cicho. Uśmiechnąłem się sztucznie w stronę Elizabeht i wysunąłem w jej stronę dłoń.

- Czy zechcesz przejść się po moim ogrodzie,Lizzy?

Przynajmniej na dworze będę mógł cieszyć się wszystkim wokół. Wszystko będzie o wiele ciekawsze... Chciałem się zwrócić jeszcze do Sebastiana,lecz lokaj już zniknął. Przeklnąłem w głębi i gdy Elizabeth chwyciła mą dłoń,ruszyłem do ogrodu.
Po paru minutach spaceru i słuchania biadolenia Elizabeth zauwazyłem w jednej z części ogrodu,że kamerdyner przygotował posiłek na zewnątrz. Ucieszyło mnie,że mógłbym ,,pozbyć się" Lizzy wcześniej. Widząc Sebastiana podbiegła do niego i spojrzała zielonymi oczyma na dania przygotowane przez lokaja. Zaczwycona klasnęła w dłonie.
- Jak to pięknie wygląda,Sebastianie! Wyglądają pięknie!

Czy ona zawsze musi się tak ekscytować,widząc dania mojego lokaja...?

Gdy moja ,,narzeczona" zachwycona zwykłymi daniami... Nie... Akurat te dania były niezwykłe... Sebastian zawsze wykonywał swoją pracę jak należy. Punktualnie i z piekielnie dobrą precyzją. Stanąłem po chwili obok mojego kamerdynera.
- Dziękuję Sebastianie. Jak zawsze dobrze się spisałeś.
On tylko uśmiechnął się delikatnie i skłonił się lekko.
Nie wiem czemu,ale chciałem go przytulić... I to nie było pierwszy raz... Co kolejny spędzony z nim dzień miałem ochotę na coraz więcej...

Zaraz... Co?! Nie,nie,nie! Znów te myśli!


Starałem się nie zarumienić. Usiadłem więc przy stole zapominając o manierach. Położyłem złożone dłonie w pięści na udach i patrzyłem w naczynie przede mną. Na szczęście Sebastian był obok. Odsunął Elizabeth krzesło i przysunął ją. Nałożył nam następnie danie. Było ono zrobione na słodko. Placek truskawkowy z bitą śmietaną i polany czekoladą. Oblizałem niekontrolowanie górną wargę szybko,czując już smak tego ciasta... Nałożony nam został po kawałku. Zaczęliśmy go powoli konsumować. Nie obyło się też bez komentarza Elizabeht...

- Mmm! Jakież ono pyszne!

Zignorowałem ją, jak i chyba również Sebastian. Cieszyłem się wyśmienitym smakiem wypieku. Spojrzałem po chwili na lokaja. Zaczął nalewać do filiżanek nam naparu.

- Przygotowałem do tego dania herbatę Ceylon. Czy odpowiada?

Usłyszałem od niego po paru chwilach pytanie. Nie miałem na razie na nią ochoty,ale byłem spragniony. Skinąłem głową nie zwracając na nic innego uwagi. No... Może za wyjątkiem mojego lokaja. Śledziłem jego ruchy dyskertnie. Spojrzałem później na Lizzy z lekką niechęcią.

- Cóż chciałabyś robić następnie?

Słysząc moje pytanie,uśmiechnęła się słodko. Wieliśmy filiżanki i upiliśmy łyk naparu.

- Sama nie wiem... Może Ty coś zaproponujesz,Ciel?

Uśmiechnąłem się do niej sztucznie. Co mógłbym z nią robić...? Przecież ona się do niczego nie nadaje!

Westchnąłem w głębi. Musiałem ją szanować,iż była moją kuzynką. Nic do niej nawet nie czułem... Ale cóż...

Po skończeniu posiłku zabrałem Elizabeth raz jeszcze na dłuższy spacer po ogrodzie. Później kazałem się zająć nią Sebastianowi. Współczułem mu teraz bardziej...

Elizabeth wyjechała z rezydencji o godzinie osiemnastej. Odetchnąłem z ulgą i zmierzyłem do gabinetu. Usiadłem wygodnie w fotelu z zamknąłem oczy,oczyszczając swój umysł ze wszystkich zbędnych myśli.

(PRZENOSZONE NA DRUGIE KONTO) Kuroshitsuji || Nie zasługuję na Twoją miłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz