#17

230 16 8
                                    

Nie wiedziałem nawet kiedy usnąłem. Obudziłem się  dość późno,a raczej zerwałem. W kominku powoli gasło. Z westchnięciem wstałem i starałem na nowo rozpalić ogień. Po paru minutach skończyłem. Znów usiadłem na poprzednim miejscu. Nie obchodziło mnie już nic. Chciałem,by mój Sebastian powrócił. Zacząłem się zastanawiać na nowo,gdzie mógłby pójść. Przecież nie mógł gdziekolwiek pójść,prawda?

Nie spałem całą noc. Co jakiś czas czyściłem kominek,gdy przestało się w nim palić. Utrzymywałem temperaturę by nie zamarznąć. Cały czas moje myśli wędrowały w stronę Sebastiana. Co mogłem zrobić,by znów go wezwać. A może byłem dla niego zbyt surowym paniczem? A co jeśli tak było? Co jeśli byłem zbyt... nieprzyjemny...? 

§ Paręnaście dni później §

Był już grudzień. W Londynie zdążył spaść już śnieg,a Sebastiana dalej nie było. Nawet przez ten czas nauczyłem się paru rzeczy. Musiałem,gdyż skutek byłby wiadomy. Zacząłem również pisać coś na wzór pamiętnika. Jednak wszystko zamykałem w kopertach z datą. Nie robiłem tego często,jednakże nie za rzadko. Pisałem tam wszystko,co uczyłem się w danym dniu i jakie postępy zrobiłem w gotowaniu. Czułem jednak pustkę w sobie. Nie wiedziałem jednak przez co mogła ona u mnie być. Może dlatego,że za tydzień były moje urodziny i nie było ze mną mojego denerwującego,ale kochającego lokaja? Na samą myśl w oczach miałem łzy. Moje myśli powędrowały w stronę,że mogło coś mu się stać. Obwiniałem się,że to mogłaby być moja wina. Usiadłem na łożu okrywając się pierzyną. Zacząłem płakać jak małe dziecko. Chciałem,by Sebastian wrócił. Bym znów usłyszał jego głos,jego kpiący uśmiech,czuć jego zapach... A mało tego,stęskniłem się za jego dotykiem. Zawsze był taki delikatny i czuły. Jednak z jakimś czasem stawał się inny. Jeszcze lepszy. Oddałbym wszystko. Wszystko,by znów go zobaczyć. Chodź na chwilę... Na moment... Zobaczyć,że z nim wszystko dobrze. Nie wiedziałem jak mam sobie radzić z tym. Mój kolejny dzień poszukiwań okazał się klęską! Byłem zawiedziony sobą. I to bardzo... Przez myśl przemknęło mi parę razy,że po prostu znalazł sobie lepszą duszę niż moją? Może powinienem też to rozpatrywać...? Nie,nie Ciel. Sebastian do Ciebie wróci. Prawda? 

Płakałem długi czas. Stało się to już moją... rutyną. Nie wiedziałem dlaczego,ale jego zniknięcie bolało mnie bardziej,niż śmierć moich rodziców. Jedno było gorsze od drugiego. Nie wiedziałem co mam dalej począć. Miałem również plan,by odebrać sobie życie. Może wtedy by do mnie wrócił? Jednak i to odrzuciłem. Chciałem żyć dla niego. Nie ważne, kiedy by wrócił. Będę na niego czekał do końca moich dni, prowadził firmę dalej i żył jako Pies królowej. 

Spałem coraz mniej z każdym dniem. Prawdę mówiąc byłem już chodzącą skórą i kośćmi jeszcze bardziej,pomimo,że potrafiłem gotować coraz lepiej. Nawet już wychodziło mi pieczenie ciasta. Z czego byłem zadowolony. Wszystko opowiem mu. Opowiem Sebastianowi i będzie ze mnie dumny! 

Dlaczego tak długo Cię nie ma,Sebastianie...? Czym zawiniłem...?

Przez zmęczenie,jakie mnie owładnęło nie wiedziałem kiedy zasnąłem. O ile zasnąłem. Tak mi się wydawało. Wstałem i już było rano. Rozejrzałem się i wszystko było na miejscu. Zdziwiony przetarłem oczy i wstałem energicznie. Od razu złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi. Zacząłem nawoływać mojego Sebastiana. Biegłem przez zimne korytarze posiadłości szukając go. Liczyło się teraz tylko to,by go odnaleźć. W końcu po paru minutach wróciłem do swojej sypialni. Zrezygnowany,że znów nie znalazłem lokaja udałem się w stronę łóżka. Jednak wpadłem na coś,a raczej na kogoś. Uniosłem głowę i zobaczyłem... Sebastiana?! Mój Sebastian powrócił! Powrócił! Nie wiedziałem co najpierw zrobić. Czy go spoliczkować,czy może okrzyczeć i zwyzywać? Jednakże przytuliłem się do niego. Zaciągnąłem się jego zapachem,jednakże... nic nie poczułem. Uniosłem głowę i... to nie był Sebastian... Stała przede mną inna postać. Cofnąłem się energicznie,przez co upadłem. Zacząłem desperacko odpychać się nogami w tył. To coś podobnego do Sebastiana zbliżało się do mnie z uśmiechem i szponami. Otworzyło swoją paszczę i zobaczyłem ostre jak brzytwy kły. Postać zmieniła się w coś dziwnego. Duże szpony i jeszcze większe kły. Szybko jakoś się pozbierałem i wybiegłem z pomieszczenia wzywając pomoc z nadzieją,że ktoś mnie usłyszy. Słyszałem niski głos tylko za sobą,mówiący coś na wzór,że się nie wydostanę,że jestem już martwy i podobne... Nie mogłem umrzeć! Nie,gdy nie zobaczę swojego Sebastiana! Uciekałem korytarzami szukając schronienia. Jednakże nie miałem pomysłu,gdzie mogę się schować. Po chwili znalazłem się w czerni. Nic nie widziałem i nie słyszałem. Wszędzie było czarno,a ja czułem się lekki. Gdyby wszystko mnie się już nie tyczyło. Po chwili jednak ni stąd ni zowąd leżałem przykuty do jakiegoś łoża. Wszędzie była krew. Świeża lub zaschnięta. Wokół tego łoża paliły się świece,więc nie widziałem wyraźnie. Spanikowany zacząłem się szarpać. Nie wiedziałem co się dzieje. W końcu zauważyłem zapalające się inne płomienie i jak mężczyźni odmawiają po łacinie jakąś modlitwę. Jednakże teraz było to dla mnie mało ważne. Szarpałem się mocniej,jednakże przestałem po chwili widząc to coś podobnego do mojego Sebastiana. Przestałem się szarpać,a z moich oczu leciały łzy. Po chwili poczułem,jak to coś rozszarpuje mnie. Wszędzie była teraz moja krew. Było jej coraz więcej i więcej,a ja byłem słabszy i słabszy. Czułem jak to coś rozrywa moje wszystkie mięśnie. Po chwili znów znalazłem się w czerni. Obudziłem się znów i zacząłem się wierzgać. Wyplątałem się z pierzyny głośno oddychając. Sprawdziłem,czy jestem cały. Zacząłem się śmiać nerwowo. Wszystko było tylko powalonym snem? Spojrzałem na swoje dłonie,które były pokaleczone. Czyli jednak nie wszystko było snem... Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Westchnąłem cicho. Byłem cały spocony i było mi gorąco,gdyż byłem ubrany grubo,a w kominku miałem rozpalone dość mocno. Wstałem powoli i założyłem obuwie. Zawiązałem sprawnie sznurówki i poszedłem do gabinetu. Tam również rozpaliłem w kominku,by było mi cieplej. Zasiadłem za biurkiem biorąc pióro i kartkę papieru. Przełknąłem cicho ślinę i zacząłem pisać co mi się przyśniło jak i również,że nie znalazłem dalej mojego Sebastiana. Jednakże również opisałem,że ćwiczyłem gotowanie. Po skończeniu poprawiłem się i oparłem głowę o oparcie fotela odchylając się w tył. Przymknąłem powieki patrząc w sufit. Uśmiechnąłem się delikatnie. Znów poczułem łzy. Jednakże były one już z bezsilności. Zacząłem szeptać imię swojego lokaja. Zagryzłem wargę i zamknąłem oczy. Cały czas czułem zmęczenie tym wszystkim. Dlatego równie szybko zasnąłem. Zacząłem mieć o dziwo nawet przyjemne sny...

(PRZENOSZONE NA DRUGIE KONTO) Kuroshitsuji || Nie zasługuję na Twoją miłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz