#19

220 20 26
                                    

Spojrzał na mnie i posłał mi swój delikatny uśmiech. 

- Wszystko najlepszego, paniczu... - Wycharczał. Patrzyliśmy w swoje oczy chwilę. Po tym jego ciało opadło na beton przed wejściem, a on zamknął oczy.

Nie zdążyłem go nawet złapać. Byłem tak zamurowany tym zdarzeniem, że nie wiedziałem, czy to sen czy rzeczywistość, a dlaczego? Po pierwsze - Sebastiana nie było przez drugi czas, a po drugie i chyba ważniejsze - Sebastian jest demonem. Nie mógł więc leżeć nieprzytomny właśnie przed wejściem posiadłości, prawda? Szybko zrobiłem parę kroków do niego i kucnąłem przy nim. Moje dłonie drżały, jak i reszta ciała. Nie byłem pewien jak mu pomóc. Odruchowo chciałem zobaczyć, czy jego serce pracuje. Ale jak Ciel? Przecież on nie jest żywym człowiekiem, więc w jaki sposób mógłbyś to zrobić? Spojrzałem na jego twarz. Wydawała się bardziej blada niż poprzednim razem go widziałem. Zdecydowałem jednak, że będę go ratował gdy już zaciągnę go jakoś do posiadłości. 

Podniosłem się z klęczek i stanąłem za nim. Włożyłem ręce pod jego pachy i mocno ścisnąłem swoimi, robiąc jakby wokół jego ramion obręcze z tych swoich i lekko uniosłem go. Zdziwiłem się, gdy udało mi się go jakoś podnieść. Albo jest tak lekki, albo przybrałem na sile? Och Ciel. Nie zastanawiaj się teraz nad tym. Stęknąłem cicho gdy jednak okazało się, że przeniesienie Sebastiana o mały kawałek był dla mnie wyzwaniem. Zebrałem w sobie wszystkie siły które gromadziłem i zacząłem ciągnąć go do salonu, uprzednio zamykając drzwi posiadłości. Za mną, a raczej za Sebastianem ciągnęła się duża ścieżka krwi. Będę musiał to posprzątać, ale na pewno nie teraz. Sebastian był dla mnie ważniejszy. 

Dłuższą chwilę zajęło mi zaciągnięcie jego ciała do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Czyli jeden problem miałem z głowy, a kolejnym było... Jak pomóc komuś, kto nie żyje, ale jednak to robi...? Nie znałem się na niczym co dotyczy demona, a co dopiero pomaganie im. Nie wiedząc co zrobić poszedłem po dużą apteczkę zaraz wracając. Klęknąłem zaraz obok Sebastiana wyciągając potrzebne mi rzeczy jak opatrunki czy coś do oczyszczenia ran. Sięgnąłem dłońmi do jego odzienia, które miał na sobie, a raczej w większości jego pozostałości. Zacząłem drżącymi dłońmi rozpinać jego guziki od koszuli. Przez myśl przeszła mi zboczona myśl przez co zaczerwieniłem się. Nie dowierzałem w to, że właśnie w tym momencie wyobraziłem sobie coś tak... Ekhem... Gdy rozpiąłem jego koszulę starałem delikatnie oddzielić przylegający materiał od jego ran, który przykleił się przez zaschniętą krew. Jednak widząc jego ciało sam nie dowierzałem. Liczne rany od zadania ciosów czymś ostrym, dziwna substancja znajdująca się na niektórych z nich. Ale to co zobaczyłem niżej przeszło moje wszelkie... sam nie wiem jak to określić. Zasłoniłem ubrudzoną od jego krwi dłonią swoje usta czując, że zebrało mnie na zwracanie ostatniego posiłku. Sebastian miał wyciętą, a raczej rozszarpaną lewą stronę swojego ciała z widocznymi wnętrznościami z tej strony. Upadłem do tyłu siadając. Musiałem jednak się zebrać i zacząć jakoś zatamować krew, która cały czas sączyła się z jego ran. Wstałem i pobiegłem po wiadro z czystą wodą. Skoro jest demonem, to nic mu się nie stanie. Zanim wróciłem pod Sebastianem rozrosła się kałuża krwi. Jednak podszedłem do niego i klęknąłem w rubinowej cieczy. Zacząłem zmywać nadmiar krwi tam gdzie oczywiście mogłem. Wiedziałem, że tak się nie robi, ale mówiłem w głowie, że to demon. Nie może umrzeć. Później po oczyszczeniu większości krwi z jego ciała zacząłem oczyszczać rany, zaraz szybko zakładając opatrunki, by krew nie ściekała już w inne miejsca. Ciekawiły mnie te rany, gdyż nie wyglądały na zadanie ich nożem czy innym, podobnym ostrzem. W niektórych miejscach był nawet poparzony, a tak mi się wydawało. Będę miał do niego parę pytań. O ile w ogóle przeżyje. Pokręciłem głowa na boki rozpraszając negatywne myśli. Czas mijał, a ja opatrzyłem wszystkie jego rany. Zajęło mi to prawie dwie godziny. Jednak nie wiedziałem, co zrobić z jego bokiem... Wstałem i poszedłem po gruby materiał. Zaraz wróciłem składając go odpowiednio. Przyłożyłem go do jego boku po czym zacząłem bandażem zabezpieczać materiał. Myślę, że to chodź na chwilę pomoże. 

Po skończonej pracy westchnąłem. Wyprostowałem się i przeciągnąłem. Będę musiał posprzątać tutaj... Rozejrzałem się po pomieszczeniu, a potem spojrzałem na nieprzytomnego Sebastiana. Wziąłem go pod pachami i zaciągnąłem na sofę, na której go ułożyłem, wcześniej kładąc na meblu koc, by krew niezbyt ubrudziła go. Męczyłem się chwilę, by ułożyć Sebastiana w dogodnej pozycji. Westchnąłem, gdy już mi się udało. Spojrzałem na niego. Chciałem go przytulić, ale byłem cały w jego krwi. Spojrzałem na swoje dłonie, które, jakby się zdawało, drżały jeszcze bardziej niż przedtem. Pierwszy raz widziałem krew Sebastiana, a co gorsza... Wnętrzności, których niezbyt chciałem widzieć. Pobiegłem po wiadro i środki, którymi będę mógł wyczyścić krew. Najpierw szybko posprzątałem przed posiadłością kałużę krwi po czym zamknąłem wejście do budynku. Posprzątałem krew również w salonie. Na resztę nie miałem czasu. Musiałem czuwać przy Moim Sebastianie.

Szybko wylałem brudną wodę i sam umyłem się i przebrałem. Po tym zmierzyłem na dół do salonu. Usiadłem na kanapie, gdzie leżał Sebastian. Spojrzałem na niego nie wiedząc co zrobić. Wszystko działo się jakby w koszmarze. Chociaż czy moje życie było kiedyś pięknym snem? A może to wszystko dzieje się na niby? A co jeśli tak...? Zbliżyłem się do niego bardziej. Położyłem dłoń na jego policzku. Zacząłem go lekko gładzić rozmyślając nad tym, jak mogę mu jeszcze pomóc. Zanim się zorientowałem, po moich policzkach znów zaczęły płynąć łzy bólu. Czułem, jak serce ściska mi się widząc w jakim stanie jest Sebastian. Jak mogłem pozwolić na coś takiego...? Czyżby to była moja wina? A jeśli... to gdzie popełniłem błąd? 

Łzy ciekły strumieniami po moich policzkach. Cicho szlochając gładziłem jeszcze chyba przez dobrą godzinę jego policzek. Zacząłem odczuwać, jak i widzieć, że w kominku zaczęło kończyć się palić drewno. Niechętnie wstałem i oddaliłem się od Sebastiana. Podszedłem do kominka i podłożyłem do niego parę pali drewna. Oczyściłem dłonie o szmatkę, którą miałem obok pozostawioną właśnie do czynności po podłożeniu do kominka. Zbliżyłem się po tym do Sebastiana. Stałem obok niego i przyglądałem się. Cieszyłem się w duchu, że miałem dużą kanapę. Położyłem się obok Sebastiana, wcześniej go jeszcze kawałek przesuwając w stronę oparcia. Wtuliłem się lekko w jego zdrowy bok zaciągając się cicho jego zapachem. Otarłem oczy rękawem koszuli jaką miałem na sobie. Pociągnąłem cicho nosem i okryłem nas wcześniej przygotowanym przeze mnie kocem. Chciałem przy nim czuwać, ale zmęczenie nade mną wygrało. Po jakimś czasie udało mi się zasnąć. 

=======

No witam, witam moje szkraby
Tak, wiem... Dla niektórych polsat, dla niektórych zdziwienie, że Sebastian w takim stanie... 

Ale pytanie... Podobało się chociaż trochę? 

(PRZENOSZONE NA DRUGIE KONTO) Kuroshitsuji || Nie zasługuję na Twoją miłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz