Rozdział 9

1K 68 18
                                    

   Will nie wiedział ile spał, ale kiedy się obudził był pewien,  że stało się tak z jakiegoś powodu. Wstał, złapał łuk i wyszedł z pokoiku. Nigdzie nie było Halta. Kiedy popatrzył do stajni zobaczyła, że i Abelard zniknął. Osiodłał Wyrwija (przed tym dał mu jabłko) i pojechał do miasta. Po chwili jego uszu doszły krzyki. Pogonił swojego konia. Potem zobaczył miasto. Serce mu stanęło. Między budynkami widział mnóstwo walgari. Budynki płonęły. Chłopak bez namysłu zeskoczył z Wyrwija, złapał łuk i kołczan po czym pobiegł w sam środek napaści. Co jakiś czas strzelał do bestii i zabijał je. Był inny sposób na usunięcie ich stamtąd. Mógł im przekazać w myślach, żeby wrócili do Morgaratha, ale od bitwy z kalkarem Will obiecał sobie jedną rzecz. Już nigdy nie będzie kontaktował się z stworami Morgaratha. Nie chciał dać wszystkim do zrozumienia,  że Morgarath wciąż jest jego panem. Przede wszystkim dlatego, że już tak nie było. Will biegał pomiędzy budynkami szukając Halta, lecz nigdzie go nie widział. W oddali zobaczył dwóch walgari, którzy właśnie przygotowywali się do ciosu na małą dziewczynkę. Biegnąc zastrzelił ich z łuku. Podszedł do małej, ta jednak zrobiła krok w tył. Will kleknął na jedno kolano.

-Cześć - powiedział łagodnie - Nie bój. Chce cię tylko uratować. Gdzie jest twoja mamusia? - dziewczynka nie pewnie wskazała paluszkiem płonący dom za sobą. Po jej policzkach spłynęły kolejne łzy. Will od razu skoczył do budynku. Widok miał strasznie ograniczony. Nie musiał długo przeszukiwać tego malutkiego budynku. W kuchni znalazł kobietę leżącą na ziemi. Z trudem oddychała. Chłopak podszedł do niej i podał jej rękę. Kobieta wstała i oparła się o ucznia zwiadowcy. Bez większych problemów wyszli z domu. Kobieta jeszcze przez chwilę kaszlała. Will okrążył domek szukając dziewczynki. Zastał ją w tym samym miejscu co wcześniej. Wziął ją na ręce po czym wziął do matki, która rozglądała się za córeczką. Obie były tak szczęśliwe kiedy się odnalazły. Chłopak pokazał im gdzie mają iść po czym powrócił do poszukiwań mistrza. W mieście zostało już nie wiele osób, którym Will pomógł się ewakuować. Ale gdzie do jasnej anielki jest Halt? Chłopak bał się, że jego mistrz nie żyje. Ufał mu nawet jeśli Halt nie odwzajemniał tego i nawet, jeśli Will powiedział coś zupełnie innego. Przecież to właśnie ten mrukliwy zwiadowca dał mu szansę na nowe życie. Biegając pomiędzy pustymi budynkami Will rozmyślał gdzie on mógł być. Sprawdzał każde miejsce. I nic. Chłopak był coraz bardziej przerażony. Nagle zobaczył postać w płaszczu, który przed dym wydawał się szary.

-Halt! - zawołał z ulgą. Postać obróciła sie. To nie był Halt tylko Aron - Co ty tu robisz?

-A nic. Przyszedłem tylko sprawdzić jak sobie radzisz - odparł Aron. Uśmiech i jakiekolwiek emocje zniknęły z twarzy Willa. Skrzyżował ramiona na piersi i odparł...

-Robię to co powinienem - kątem oka zauważył nóż w dłoni wroga. Sam przygotował się na wyciągnięcie broni.

-A wiesz bo mi się wydaje...- syknął Aron - Że ty tylko udajesz. Ty dołączyłeś się do nich.

-Tak bardzo chcesz zająć moje miejsce, że zmyślasz bezpodstawne historie? Żałosne.

-Zobaczymy czy takie żałosne - Aron zamachnął się nożem celując w głowie Willa. Broń poleciała, jednak chłopak odbił ja saksą. Aron już miał w dłoni drugi taki sam nóż. Pobiegł. Will stał cierpliwie. Rozpoczęła się prawdziwa walka. Oboje atakowali cięciami, pchnięciami, nawet jeśli było to trudne z tak małą bronią. Walka była wyrównana. PRAWIE. Will od najmłodszych lat ćwiczył i był niski. To sprawiało, że Aron musiał się bardziej schylać, żeby go trafił przez co często dawał chłopakowi idealnie miejsca do ataku. I takie było teraz. Aron nie świadomie odsłonił lewy bok. Will odskoczył przed jego atakiem i od razu wbił nóż w ciało przeciwnika. Wyciągnął broń a Aron padł na ziemię.

-Faktycznie - syknął Will - To było żałosne - Uczeń zwiadowcy zostawił sługę Morgaratha i pobiegł przez płonące miasto do zamku gdzie wszyscy się schowali. Po drodze musiał zabić parę bestii, które przeżyły i wciąż szukały ofiar. Już po chwili dobiegł do zamku. Wszedł przez ogromne wrota do środka. Błądził pomiędzy korytarzami. Następnie zauważył otwarte drzwi jadalni. Ze środka wydobywał się dźwięk kłótni.

-Halt! - krzyknął Gilan - Ty nie rozumiesz?! To wina Willa! To on ich na nas zesłał!

-Dlaczego akurat Will? - zapytał Horace. Will wszedł do środka jadalni. Zrobił to zupełnie bezszelestnie. Nikt go nie zauważył. W środku byli Gilan, Halt, Baron Arald, Sir Rodney, Allys i Horace ( no i Will, no ale to wiecie ☺).

-Gilanie - odezwał się łagodnie Halt  - Rozumiem, że jesteś zły, ale to nie wina Willa.

-Will by tego nie zrobił - dodała Allys - Zmienił się. Już nie jest taki jak kiedyś...

-To ty wiesz? - zapytał Baron Arald.

-Will mi powiedział - odparła.

-Naprawdę mu wierzycie?! - krzyknął Gilan.

-Ktoś mi wyjaśni o co chodzi? - dopytywał Horace.

-Może nam ściemniać, że się zmienił... - zaczął Gilan - Ale nie mówcie, że mu wierzycie! To morderca i kłamca! - Młody rycerz patrzył na nich nic nie rozumiejąc. Co takiego zrobił Will?!- Naprawdę Halt. Spodziewałem się, że TY okażesz choć odrobinę zdrowego rozsądku!

-Gilanie... Proszę cię. Ty nie znasz go tak dobrze jak ja. Naprawdę...

-To nic nie da- wtrącił Will. Wszyscy, aż podskoczyli z miejsc - On nie zmieni zdania - powiedział nie patrząc na nich.

-Od kiedy tam stoisz? - zapytał Sir Rodney.

-Od jakiś dziesięciu minut- odparł Will wzruszając ramionami - Gilan, naprawdę cię rozumiem, ale...

-Nie próbuj mi wmówić twoich kłamstw! - Gilan wymierzył w ucznia zwiadowcy miecz - To oczywiste, że TY och tu zesłałeś! Innym możesz mydlić oczy, ale nie mnie! Uratowanie nas przed kalkarem to pewnie część twojego planu. Prawda?

-Opuść ten miecz - poprosił Will.

-Po co?!

-Proszę - dodał błagalnie Will.

-Na mnie nie działają te sztuczki - syknął Gilan i skoczył w przód. Will nawet nie zrobił kroku w bok. Dopiero w ostatniej sekundzie wyciągnął saksę i obronił atak. Następnie złapał ramię młodego zwiadowcy i przerzucił go przez ramię. Zwiadowca opuścił miecz, a Will szybko kopnął broń. Chłopak zrobił krok w bok uciekając od wściekłego zwiadowcy. Gilan podniósł się. Był cały czerwony od złości - Nie oczekuj, że będę twoim przyjacielem.

-Gilanie - wtrącił Halt - Naprawdę postaraj się...

-Nie, Halt! - zawołał Gilan - On powinien zostać postawiony przed sądem! Zabił trzech zwiadowców i spalił mnóstwo miast i wsi! - Horace popatrzył na Willa. Ten spuścił wzrok - Nie mów, że mu ufasz?

-Bądźmy szczerzy.. - dodał Baron - On ma rację...

-To nie jest jego wina! - zaprzeczył Halt. Will nie dał rady. Bez słowa wyszedł z jadalni i zamku. Zdecydował co zrobi.

Zwiadowcy - Nowy początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz