Zdedykacją dla @Panna_Gabi_ ... I Szybkie info... Rozdział został napisany na ,,prośbę" (W OGÓLE nie zawierającą gróźb.... W OGÓLE) czytelniczki, którą oznaczyłam w dedykacji. Dlatego... Zapraszam.
Halt oczami wyobraźni widział krew spływającą po jego dłoniach. Słyszał wrzask bólu, który wydobywa się z jego ust. Był przygotowany na to co miało nastąpić.
Od dłuższego czasu przeczucie podpowiadało mu, że nie wyjdzie z tej walki żywo. Dlatego kiedy jego uszu dobiegło głośne ,,łup", zamiast dźwięku łamanych kości, niezmiernie się zdziwił.
W pierwszej chwili był pewny, że to szok sprawił, że nie poczuł bólu. Potem do jego głowy przyszła myśl, że to nie on był celem.
Przestraszony podniósł wzrok. Ostatnią rzeczą jaką chciał zobaczyć było wykrwawiające się ciało jego ucznia. Ale znowu przeszedł go szok...
Will opuścił rękę i tym samym wbił ostrze w glebę znajdującą się pod jego stopami. Chwilę później krew popłynęła z ran, które pojawiły się, kiedy padł bezsilnie na kolana. Chyba pierwszy raz w życiu był tak wstrząśnięty. Dwie sekundy wcześniej był w stanie zabić swojego mistrza, a teraz nawet nie skrzywdziłby muchy. Nawet nie zorientował się, że płacze. Dopiero woda kapiąca z jego policzków na trzęsące się palce uświadomiła mu, że nad jego ciałem zapanował szloch.
W tamtej chwili czas, jakby stanął. Cały otaczający go świat skurczył się do jego łez i wyrzutów sumienia, które wtedy zaprzątały jego umysł jak nigdy.
Tak oto klęczał tam, a Halt stał nad nim zbyt wstrząśnięty by cokolwiek zrobić. Mógł jedynie stać i czekać, aż jego uczeń sam poradzi sobie z bóle. Nie był w stanie się ruszyć. Wciąż próbował przyswoić sobie wydarzenia sprzed paru sekund, a może już minut. Stracił poczucie czasu, które wtedy było dla niego ważne tyle co nic.
Zamknął oczy i spróbował skupić się na swoim, co dziwne, nierównomiernym oddechu. Dopiero wtedy zrozumiał to wszystko co miało tam miejsce. Szybkim ruchem podniósł powieki, jakby spodziewając się ataku.. Ten jednak nie nastąpił.
Popatrzył na ziemię przed sobą. Długo mu zajęło zorientowanie się, że przed nim nie ma już Willa. Nawet nie zauważył momentu, w którym chłopak podniósł się z ziemi. Teraz jedynie mógł zobaczyć szary materiał zanikający wśród wojowników Araluenu i walgari, a także pyłu wzniesionego przed końskie kopyta. Pobiegł przed siebie, jednak jego ucznia nigdzie nie było. Teraz pozostało mu tylko stać i czekać na rozwój wydarzeń. Mógł jedynie liczyć na to, że jego uczeń stanął po dobrej stronie.
W tym czasie Will spokojnym krokiem zmierzał w kierunku celu, który obrał chwilę wcześniej. W jednej ręce z całej siły ściskał łuk, w drugiej natomiast bawił się strzałą. Jego rozpacz zamieniła się w gniew i nienawiść. Gniew na samego siebie i nienawiść skierowaną do tego, przez którego jego życie tak katastrofalnie się potoczyło.
Kiedy jego wzrok napotkał oczy władcy Gór Deszczu i Nocy nie wahał się ani chwili. Podniósł łuk i sprawnym ruchem nałożył strzałę na cięciwę. Nie musiał mierzyć do celu - wiedział, że trafi. Wypuścił z pomiędzy palców śmiercionośny pocisk, który pomknął w kierunku wroga.
Pech chciał by w tym momencie Morgarath popatrzył na niego. Spowodowało to, że strzała trafiła go w ramię, a nie w serce. Uszu Willa dobiegł zagłuszony krzyk bólu, lecz on chciał to zakończyć, dlatego od razu sięgnął do kołczanu. Jego palce napotkały pustkę.
Przeklął pod nosem i skoczył w przód w tym samym czasie wyciągając saksę. Nie minęła nawet sekunda, a ostrze znalazło się w ciele Władcy.
Na całym polu bitwy nastąpiła cisza, jak makiem zasiał.
Wydawać by się mogło, że wszyscy wstrzymali oddechu, nawet walgare, zszokowani tym co nastąpiło.
Uczeń nie ruszył się z miejsca. Stał tam z nożem wbitym w pierś nie dawnego pana i czekał.
Nie czuł smutku ani bólu, jaki powinno się czuć po stracie kogoś kogo znało się od dziecka. Jeśli już mógł podać jakieś uczucia to były nimi szok i szczęście. Nigdy nie spodziewał się, że tak łatwo będzie zrobić to co zrobił.
-To za całe moje życie w twoim zamku - warknął, po czym wyciągnął saksę z skóry Morgaratha. Opuścił rękę w dól i stał. Nie wiedział co dalej robić. Powinien się cieszyć? Płakać? Walczyć dalej? Wygrał... Prawda? Więc dlaczego czuł tylko pustkę? Dlaczego nie czuł tej euforii. Nagle poczuł ciężar, który niespodziewanie pojawił się na jego ramionach.
Dłuższą chwilę zajęło mu zrozumienie, że to Halt znalazł się obok niego i teraz obejmował go. Był dumny z swojego ucznia. Wiedział jak wiele to wszystko kosztowało tego nastolatka. Pierwszy raz naprawdę wierzył, że wszystko może skończyć się dobrze.
Will również objął swojego mentora i pozwolił swojemu sercu na przyjęcie radości, którą tak bardzo chciał czuć. Wreszcie mógł poczuć się szczęśliwy. Bez Morgaratha. Bez tego zamku. I bez strachu.
Nie poczuł przerażenia, nawet kiedy mroczki zatańczyły przed jego oczami. Wiedział, że nic złego mu się nie stanie. Z coraz większą trudnością utrzymywał się na nogach. Jeszcze przed utratą przytomności do jego uszu dobiegł go szczęśliwy, a zarazem spokojny, głos mistrza...
-Wracajmy do domu...
...
Rozdział może trochę szybko napisany i tak dalej/i tym podobne, ale musiałam się wyrobić jeszcze dzisiaj po dane przeze mnie słowo jest dla mnie bardzo ważne, a obiecałam, że rozdział wrzucę pd razu po powrocie z obozu. Bo nic nie dzieję się przypadkowo. Pisz, Joel Carter
CZYTASZ
Zwiadowcy - Nowy początek
FanfictionZastanawialiście się co by było gdyby Halt nie znalazł Willa? I jakby chłopak trafił w łapska Morgaratha? Jeśli nie to i tak zaraz dostaniecie odpowiedź...