Rozdział 12

913 58 21
                                    

   Przez chwilę nie odzywał się nikt. Zapanowała cisza jak makiem zasiał. Will kątem oka zaczął szukać drogi ucieczki. Morgarath chyba jako jedyny się uśmiechał, ale raczej nie ze szczęścia. To był raczej diabelski uśmiech.

-Witaj, Morgarathie - odezwał się Baron Arald - Nie powiemy, że miło cię widzieć bo to byłoby kłamstwo.

-Nawzajem - odparł Morgarath.

-Chciałeś rozmowy to masz - odezwał się Sir Rodney - Czego chcesz?

-Może zacznę od tego... - zaczął zły Baron - Że nie lubię być okłamywany... - Morgarath przez mniej niż sekundę wpatrywał się w Willa - I osoby z moich szeregów, które to uczynią są... jakby to powiedzieć... karane.

-Do czego zmierzasz? - zapytał Halt.

-Oh, spokojnie zwiadowco - Morgarath wlepił wzrok w Halta - To nie dotyczy się ciebie.

-Czy sugerujesz, że ktoś z tu obecnych jest jednym z twoich? - zapytała Pauline. Will chciał zapaść się pod ziemię. Czyli nadszedł ten moment. Chłopiec przygotował się, żeby w razie potrzeby szybko uciec. Już miał plan co zrobi. Obok niego siedział Halt. On przynajmniej go nie zabije. A z drugiej.... a niech to... Crowley. Będzie ciężko. Ale jakby tak przeciąć potajemnie cięciwę łuku? Może to dałoby mu te potrzebne dwie sekundy.

-Cóż każdy słyszy to co chcę usłyszeć - odparł Morgarath.

-Nie mów, że przyszedłeś tu tylko po to, żeby nas ostrzec - mruknął Crowley.

-Oczywiście, że nie - odparł zły Baron - A przynajmniej nie was...

-Co to ma znaczyć? - zapytał Baron Arald.

-Myślę, że to nie mnie powinniście się oto pytać - odparł Morgarath. Will zdziwił się, że Gillan nie oznajmił jeszcze wszystkim kto jest zdrajcą.

-W takim razie kogo?

   Morgarath wzruszył ramionami.

-Nie wiem - odparł - To w takim razie jeśli pozwolicie wrócę do swojej armii. Wojnę możemy rozpocząć za dwa dni.

...

   Will wyszedł z sali. Wszyscy mistrzowie i Baron rozmawiali ze sobą o odbytej rozmowie. On jednak nie chciał w niej uczestniczyć. O co chodziło Morgarathowi? Może po prostu chciał go postraszyć? Baron Gorlanu nic nie robił bez przyczyny. Will toczył walkę z samym sobą. Nie wiedział co powinien zrobić. Może jeśli teraz faktycznie wykona swoją misję to uda mu się powrócić w łaski Morgaratha? Tylko czy aby na pewno?

-Will! - usłyszał głos za sobą. Nie obrócił się. Nie zrobił choćby najmniejszego ruchu świadczącego o tym, że usłyszał wołanie. Allys podbiegła do niego i zapytała  - Co teraz zamierzasz zrobić? - zwiadowcy podobało się to, że dziewczyna nigdy nie owijała w bawełnę. Zawsze mówiła to co chciała. Will nie odpowiedział, a zresztą jak miała brzmieć jego odpowiedź? ,,Pójść do Crowleya i wbić mu sakse w serce. Choć może lepiej strzelić z łuku?"  - Will! - powtórzyła dziewczyna. Po dłuższej chwili zrezygnowała z prób nawiązania kontaktu pomiędzy nimi. Szli obok siebie w ciszy. Każdy z nich myślał o nadchodzącej wojnie z Morgarathem. Czy mieli jakieś szansę na wygraną? A może nawet nie było sensu próbować wygrać? Uczeń zwiadowcy wiedział jedno... Będzie musiał walczyć w tej wojnie. Nie wiedział tylko po której stronie będzie dane mu stanąć...

...

Przepraszam, że tak krótko (bo jedyne 500 słów) ale tyle osób prosiło mnie o ,,Next", że nie mogłam tego nie wrzucić. Będę się wciąż dla was starać pisać rozdziały, ale zobaczymy jak to będzie. Może jutro moja wena postanowi wrócić? Bo nic nie dzieję się przypadkowo. Widzimy się, SaoriNeko.

Zwiadowcy - Nowy początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz