Rozdział 17

2 1 0
                                    

Wiesz, co mówią o mężczyznach, którzy dobrze gotują? Nie? Ja też nie wiem, cholera.

Może nie powinnam się nad tym zastanawiać, ale w tej chwili akurat patrzyłam na skupionego Walta krzątającego się po kuchni, w moim zielonym fartuszku. Gotował coś. A przynajmniej tak to wyglądało, bo co miało wyjść z garnków rozstawionych na kuchence, nie miałam pojęcia. Z drugiej strony dobrze by było, gdyby nic stamtąd nie wychodziło, to znaczy – nie było żywe, a rzeczywiście ugotowane. Może powinnam była mu wspomnieć o swoich preferencjach kulinarnych?Wtedy na pewno oderwałby się od krojenia warzyw, czy co tam teraz leżało na desce, a tego bym nie chciała, bo krótko mówiąc, to wszystko działało na mnie wręcz niepokojąco uspokajająco.

 Czy to nie było zabawne? Jeszcze niedawno analizowałam wszystkie skomplikowane ścieżki mojego życia, a teraz patrzyłam bezmyślnie na faceta w swojej kuchni. Mogłam sobie dopisać sto punktów do bycia silną, niezależną kobietą.Co o takiej sytuacji napisałby typowy magazyn dla kobiet? Wyobraziłam sobie ten idiotyczny nagłówek: „Dziesięć sposobów na sprawdzenie, czy ON jest tym jedynym", a wśród nich zapędzenie go do kuchni, by przygotował dla was wspólny posiłek. Późniejsza degustacja oczywiście byłaby kluczowym elementem, chociaż w tym przypadku nie mam na myśli jedzenia.

Jo, masz szczęście, że patelnia jest właśnie zajęta, bo powinnaś się nią porządnie walnąć w głowę.

No cóż, moje sumienie miało rację. Zgadzając się więc z własną głupotą, westchnęłam ciężko, kończąc rozmarzone dywagacje i podeszłam do półki, gdzie trzymałam całą jazzową kolekcję.Kiedy wróciliśmy do mieszkania, mój niekontrolowany słowotok wziął górę i zaczęłam zawile tłumaczyć Walterowi, że nie zrobiłam zakupów, więc w zasadzie nie wiem, co nam przygotować. Nie wiedziałam dlaczego, ale podczas gdy ja paplałam jak nakręcona, on uśmiechał się i ze spokojem po prostu na mnie patrzył. I w pewnym momencie, jakby to było zupełnie naturalne, wyjął mi z rąk mój zielony fartuch i powiedział, że wszystkim się zajmie, a ja mogę usiąść na kanapie i poczekać. Tak więc czekałam, obserwując go, jak szukał czegoś zawzięcie w lodówce, zamrażalce, a potem w każdej szafce i szufladzie w kuchni. Kilka razy posłał mi zdziwione spojrzenie, zupełnie jakby kwestionował mój sposób segregowania kuchennych przyrządów. Gdy zaś próbowałam go zagadać i dowiedzieć się, co przygotowuje, zbywał mnie za każdym razem lakonicznym: „Niedługo się przekonasz".No cóż, pozostało mi tylko oczekiwać tego kulinarnego eksperymentu – jakoś jednak nie mogłam się przekonać, że z mojej lodówki wyjdzie coś wykwintnego, w końcu wiedziałam, co w niej miałam. A przynajmniej tak mi się wydawało...W każdym razie postanowiłam włączyć muzykę, by cisza pomiędzy nami nie była taka przytłaczająca. I w gruncie rzeczy, żebym nie zasnęła, co biorąc pod uwagę zmęczenie wydarzeniami dzisiejszego dnia, było całkiem możliwe.Po kilku chwilach zastanawiania się, mój wybór padł w końcu na Scotta Hamiltona. Był idealnym dodatkiem do spokojnego wieczoru. Dźwięki, które rozeszły się po mieszkaniu, gdy ustawiłam płytę w odtwarzaczu, brzmiały niewymuszenie, lekko i naturalnie. Usiadłam z powrotem na kanapie i wróciłam do obserwowania mojego aktualnego obiektu westchnień.Walt odwrócił się na chwilę i pokiwał głową.

— Więc jesteś jazzową dziewczyną — powiedział, kiedy wrócił do energicznego mieszania czegoś na patelni, co zaczynało niesamowicie pachnieć.

— Prawda? Na pierwszy rzut oka wydaję się nie mieć porządnego gustu muzycznego — rzuciłam kąśliwie, jednak zaraz roześmiałam się, przypominając sobie, że Walt do tej pory nie wykazywał się zrozumieniem dla ironii.Wolałam nie kusić losu. W końcu mógł czegoś dosypać do jedzenia, jeśli rzucę słowem za dużo. Czy coś.

— Nie o to mi chodziło — odparł, prawie że od razu. — Jazz ma w sobie pewną energię...

— Której ja nie mam? — weszłam mu w słowo. Czy ja nie mówiłam przed chwilą czegoś o kuszeniu losu? Niekonsekwencja to moje drugie imię.Walt posłał mi niezadowolone spojrzenie z drugiego końca mieszkania. Ponieważ jednak na moich ustach wciąż rozciągał się zaczepny uśmiech, długo nie wytrzymał.

Dobranoc SkarbieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz