Rozdział 6

5 1 0
                                    


Po południu zjadłyśmy z Hellen obiad, a później wróciła do siebie, by zająć się „zaległą" pracą. Hellen tak naprawdę była pracoholiczką, która nie potrafiła wytrzymać długo, nie robiąc nic, co nie było związane z wydawnictwem, jednak nie dziwiłam się zbytnio. Firma była jej małym dzieckiem, które odziedziczyła po dziadku i dzięki niezwykłemu talentowi do biznesu, wspinała się teraz po kolejnych szczeblach, znajdując inwestorów na całym świecie. Trochę zazdrościłam jej, że posiada pasję, która tak ją pochłania.

Nie spodziewałam się już dziś nikogo, dlatego zdziwił mnie nagły dzwonek do drzwi. Od jakiegoś czasu budynek miał nieczynny domofon, co trochę mnie irytowało, ponieważ główne drzwi były otwarte i każdy mógł wejść do środka. Ostatnio pojawiało się z tego względu bardzo wielu domokrążców i świadków Jehowy, jednak nie sądziłam, by zaczęli nachodzić ludzi w niedzielne wieczory. Chociaż, z tymi ostatnimi nigdy nic nie wiadomo...

Odpisałam w międzyczasie Gregowi, że wszystko ze mną w porządku, żeby się nie martwił, ale nie dostałam żadnej wiadomości zwrotnej do tej pory. Nie dziwiłam się zbytnio, zapewne był zajęty, więc jego na pewno nie spodziewałam się ujrzeć za drzwiami.

Dzwonek zmienił się w donośne pukanie, co zaniepokoiło mnie lekko. Podniosłam się z kanapy, odkładając na półkę książkę, którą czytałam i podeszłam do drzwi, by najpierw zajrzeć przez wizjer. Ujrzawszy na korytarzu ostatnią osobę, którą spodziewałabym się ujrzeć w tej chwili, odskoczyłam od drzwi niczym oparzona.

— Jo? Jesteś tam?Och, nie, pomyślałam zniechęcona, słysząc jego głos. Zdecydowanie nie miałam teraz na to siły.Trochę jednak wbrew sobie uchyliłam w końcu drzwi i spojrzałam wyczekująco na niespodziewanego gościa.

— Mogę wejść do środka?Peter nadal miał na sobie garnitur, który włożył na wesele, z tą różnicą, że grantowy krawat wystawał z kieszeni spodni, a biała koszula rozpięta była pod szyją. Miał potargane włosy i patrzył na mnie tym swoim przepraszającym wzrokiem.

— Chyba żartujesz! — krzyknęłam prawie od razu, krzyżując ręce na piersi. — Czego chcesz, Peter?

— Zostawiłaś to w moim samochodzie — odpowiedział, podając mi materiałową torbę z nadrukiem, w której miałam kilka swoich rzeczy, między innymi kosmetyki, ubrania i bieliznę na zmianę.Sięgnęłam po nią i już miałam zamknąć drzwi, kiedy Peter uniemożliwił mi to, łapiąc mnie za rękę.

— Nie mogłem cię nigdzie znaleźć, nie odzywałaś się, więc musiałem sprawdzić, czy nic ci się nie stało!

— Daruj sobie, Peter. I puść mnie — warknęłam, próbując wyszarpnąć rękę. Nie trzymał mnie mocno, ani też nie bałam się go, jednak wolałam, aby po prostu mnie nie dotykał. Wszystko z nim związane kojarzyło mi się zwyczajnie źle.

— Jo, po prostu mnie wysłuchaj, to nie tak jak myślisz...— Nie tak? Czyli co się według ciebie wtedy stało?

To było w sumie ciekawe. Jak mógł wyglądać przebieg zdarzeń według Petera? „To nie moja wina, to ona mnie uwiodła", „Wepchnęła mi język w usta, a ja się broniłem, ściągając jej bieliznę", „Zasłabła, więc próbowałem ją ocucić i tylko to przyszło mi do głowy"? Zaśmiałam się. Tak, to brzmiało bardzo prawdopodobnie.

— Wiem, że to wyglądało jednoznacznie, ale wierz mi, to nie tak. To wszystko stało się przypadkiem! Nathalie się na mnie rzuciła, nie odwrotnie — zapierał się Peter, próbując mnie przekonać miną skrzywdzonego szczeniaczka.

— Ach, tak? — Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. — I tak zupełnie przypadkiem Nathalie sama sobie podciągnęła spódniczkę i obmacywała po tyłku?

— Tak... To znaczy nie... Jo, błagam. — Peter przejechał ręką po twarzy. Chyba zaczynało brakować mu argumentów. Może myślał, że pójdzie mu ze mną o wiele łatwiej? — Próbowałem się od niej uwolnić, ale byłem w szoku. Nic między nami nie zaszło, wierz mi. Od razu za tobą pobiegłem, ale ty po prostu uciekłaś!A nie mówiłam?

— Nie chcę tego słuchać, Peter, tym bardziej nie chcę cię więcej widzieć. To koniec. — Wyglądał, jakby jeszcze chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował w ostatniej chwili. — Dzięki za moje rzeczy.

— Jo, proszę, błagam... Nie skreślaj nas przed ten jeden nieistotny incydent.Prychnęłam.

— Żegnaj — odparłam i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Oparłam się plecami o drzwi, przyciskając do siebie torbę. W tamtej chwili uwielbiałam siebie za to, co powiedziałam.„Żegnaj" brzmiało tak ostatecznie.

Dobranoc SkarbieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz