Rozdział 10

9 1 0
                                    


Stałam jak wryta pod drzwiami mieszkania i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Gdy wracałam późnym wieczorem ze spotkania z Hellen, nigdy nie pomyślałabym, że oto zastanę pod własnymi stopami Petera. Siedział na wycieraczce, obejmując ramionami kolana. Wszystko wskazywało na to, że śpi... Przynajmniej w ogóle nie zareagował na donośny stukot moich szpilek rozchodzący się po korytarzu. Przez moment zastanawiałam się, kto, do jasnej cholery, go tutaj wpuścił, szybko jednak przypomniałam sobie, że nadal nie naprawiono drzwi na dole.

Westchnęłam ciężko, po czym zrobiłam dwa niepewne kroki w jego stronę. Nadal brak reakcji.Przyjrzałam mu się uważniej. Jasnoniebieską koszulę miał pomiętą, do tego wystawała ze spodni od garnituru. Coś, co wydawało mi się w nim niesamowicie urocze, a co musiałam przyznać teraz z pewną niechęcią, to kolorowe skarpetki, które zawsze zakładał, mimo że teoretycznie nie pasowały do eleganckiego ubioru. Jakaś część mnie jednak uznawała to za niezwykle atrakcyjny element. Miał rozczochrane włosy i z tego, co byłam w stanie zauważyć, kilkudniowy zarost, chociaż zdawało mi się, że kilkudniowy był sporym niedopowiedzeniem.

W każdym razie Peter Atkins w tym właśnie momencie spał i nie wyglądał ani trochę atrakcyjnie. Do tego spał na mojej wycieraczce, co znowu podsuwało mi przypuszczenia, że nie jest do końca trzeźwy.Szturchnęłam go czubkiem buta, a kiedy nadal się nie ruszył, zrobiłam to ponownie, jednak dużo bardziej zdecydowanie.

— Peter, do jasnej cholery — zaklęłam, kiedy zamiast obudzić się, on tylko rozłożył się bardziej pod drzwiami.

— Jo, czekałem na ciebie — mruknął zdecydowanie przepitym głosem, jednak ani na chwilę nie otworzył oczu. Ułożył się jedynie wygodniej na wycieraczce i powrócił do stanu zawieszenia.Wspaniale, jeszcze tego mi brakowało!Niewiele się namyślając, wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer do Grega. Nie musiałam czekać długo, zanim odebrał.

— Co, jednak chcesz tę pizzę na wynos? — odezwał się na powitanie, przypominając mi naszą rozmowę sprzed pięciu minut, ponieważ przed powrotem do mieszkania, zaszłam do pizzerii, sprawdzić, czy mój przyjaciel wrócił już do pracy.

— Nie — odparłam. — Ale potrzebuję przysługi...

Zagalopowałam się jednak.Zanim do tego wszystkiego doszło, odbyłam bardzo istotną rozmowę. Doprowadziła ona do tego, że zaczęłam się zastanawiać nad swoim postępowaniem i doszłam do bardzo stanowczych wniosków. W zasadzie dałabym sobie rękę uciąć, że gdyby nie pewien schemat moich działań, nigdy nie doszłoby do tego, że Peter właśnie leżał pod drzwiami mojego mieszkania, a ja nie myślałabym, jak z tego wybrnąć. W końcu od jakiegoś czasu ciągle komplikuję sobie życie i sprowadzam na siebie same kłopoty!

Zacznijmy więc od początku. Od tej cholernie wkurzającej rozmowy z Sylvią, którą miałam nieprzyjemność odbyć niedzielnego popołudnia, dwa dni temu.Wmawiałam sobie, że to nie ma znaczenia. Przekonywałam siebie samą do czegoś, co zaczynało wydawać się coraz mniej prawdopodobne. Nie pomyśl sobie, że od razu zaczęłam rozważać niewinność Petera, bo nie o to chodziło. Sam fakt, że myślałam o nim cały poniedziałek i pół wtorku, doprowadzały mnie na skraj irytacji.

Czułam się po prostu, jakbym miała niestrawność. Do tego wrażenie, że ta pizza z niedzieli cały czas ciążyła mi w żołądku, chociaż równie dobrze mógł to być po prostu Peter.Cholerny Peter wracający niczym bumerang. Zastanawiałam się, czy nie powinien mieć tak na drugie imię, przynajmniej wiadomo by było, z czym ma się do czynienia.Nie pomagało w ogóle to, że nie miałam żadnych zajęć. Minus bycia bezrobotną modelką – kiedy potrzebujesz pracy, i nawet nie chodzi o pieniądze, jak na złość jej nie masz. Nawet wybieganie się nie pomogło. Wszystko mnie bolało. Żołądek, głowa, nogi... Nie potrafiłam złapać oddechu i rytmu biegania. Forsowałam się tak, jakbym zupełnie nie miała kondycji. Dlatego też po dwóch milach kompletnie męczącego biegu postanowiłam sobie darować i wrócić do mieszkania. Akurat przechodziłam obok przystanku autobusowego, więc stwierdziłam, że wolę przejechać tę trasę niż wracać pieszo. Zwłaszcza, że po tym morderczym biegu prawie nie czułam nóg.Co było ze mną nie tak? Dlaczego nie potrafiłam darować sobie bezsensownego rozmyślania o tym palancie? Bo takie właśnie to było: bez sensu. Sprawa wyglądała prosto – nie miałam zamiaru mieć więcej z nim do czynienia i to, czy faktycznie mnie zdradził, czy to tylko pomyłka, nie miało dla mnie znaczenia. Przynajmniej tak sobie wmawiałam.

Dobranoc SkarbieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz