Rozdział 9

7 1 0
                                    


— Jo, jak dobrze, że cię tu złapałam! Szukam cię cały dzień. Musimy porozmawiać o Peterze!

Siedziałam właśnie w knajpce Grega, przygotowując się do pochłonięcia w całości dużej pizzy w pojedynkę, kiedy do środka niczym tornado wpadła Sylvia.Świeża małżonka mojego przyjaciela należała do tego typu osób, które uwielbiają być w centrum uwagi, dlatego gdy tylko weszła do środka, od razu zaczęła mówić podniesionym głosem. To właśnie ona była gwiazdą w ich związku, wszędzie jej było pełno i miała zawsze ogrom pomysłów i energii. Ładna, zgrabna brunetka o charakterystycznym, głośnym śmiechu, który czasem przyprawiał mnie o dreszcze. W gruncie rzeczy była kompletnym przeciwieństwem Grega, spokojnego, sympatycznego faceta, który na wszystko zawsze miał czas. Sylvia była wulkanem energii. Pracowała jako asystentka w gabinecie stomatologicznym i to właśnie tam poznała Petera, uznając go za świetną partię dla mnie... I teraz właśnie chciała o nim rozmawiać. Teraz, kiedy miałam delektować się wspaniałą pizzą!

Rzuciłam jej spojrzenie pełne pogardy znad talerza. Zignorowała to jednak, rozsiadła się obok mnie i rozpoczęła swój monolog. Zastanawiałam się przez chwilę, czy nie wetknąć jej kawałka mojego obiadu w usta, żeby się przymknęła, ale doszłam do wniosku, że to byłaby profanacja. Poza tym Sylvia nie jadła glutenu. Cóż za ironia, prawda? Być żoną właściciela pizzerii i nie jeść pizzy. Pff!

Bo widzisz... Ja po prostu uwielbiam pizzę.Mogłabym ją jeść codziennie, naprawdę liczba kalorii nie ma żadnego znaczenia. W końcu nie po to tyle ćwiczę, żeby sobie odmawiać jednej, wspaniałej przyjemności. Zaraz, moment... To przecież wcale nie jest mój główny cel... No dobra, nieważne. Kto by się przejmował ćwiczeniami, mając przed sobą talerz pięknie pachnącej pizzy?

Kiedy byłam mała, miałam pewien rodzaj niepisanej umowy z tatą. Moja mama od czasu do czasu pracowała w weekendy, wykładając w wieczorowej szkole, więc gdy jej nie było, wszystkie obowiązki spadały na ojca. Ponieważ nigdy nie był najlepszym kucharzem (naprawdę, jedyne dobre danie, które potrafił przyrządzić, to jajecznica), zazwyczaj zabierał mnie do jakiejś knajpki lub restauracji. Przez dwa dni w miesiącu mogłam zamówić, co tylko chciałam, a ojciec zazwyczaj mówił mamie, że jedliśmy sałatkę z kurczakiem lub coś innego, byle brzmiało zdrowo i odpowiednio dla sześcioletniej dziewczynki. Pamiętam, że w jedno miejsce ojciec zabierał mnie dosyć często. Pracowała tam przemiła pani z burzą rudych loków na głowie. Miała mnóstwo piegów na nosie i zawsze uśmiechała się od ucha do ucha. Kiedy tylko wchodziliśmy z tatą do środka, witała nas wesoło i prowadziła do „naszego" stolika. Co prawda pizza z tej konkretnej knajpki nie należała do najlepszych, jednak była pierwszą, jaką kiedykolwiek jadłam i po prostu już zawsze porównywałam każdą kolejną do tej pierwszej. No i już zawsze kojarzyła mi się z rudowłosą kelnerką.

Pizzeria Grega była moją ulubioną, ale nie dlatego, że należała do mojego najlepszego przyjaciela. Była moją ulubioną, bo wystarczyło, że wyszłam z bloku, przeszłam kilka kroków i znajdowałam się na miejscu. Kiedy weszłam tutaj pierwszy raz, nie powiedziałabym nigdy, że znajdę tak pyszną pizzę. I najlepszego przyjaciela.

Wnętrze nie wyróżniało się niczym specjalnym. Wyglądało jak kolejna mała knajpka z dobrą atmosferą i jedzeniem. W godzinach szczytu nie mieściło się tutaj wiele osób, ale zdarzało się, że przed wejściem tworzyła się niewielka kolejka oczekujących na wolny stolik. Poza Gregiem pracowało tutaj jeszcze dwóch kucharzy i kilku kelnerów lub kelnerek zmieniających się co jakiś czas. Kiedy przyszłam dziś w porze lunchu, Grega jeszcze nie było, więc podejrzewałam, że jeszcze nie wrócili z Sylvią z urlopu, jednak srogo się pomyliłam. Ujrzawszy Sylvię, wchodzącą do środka, wiedziałam, że nie mogę spodziewać się zwyczajnej, spokojnej i przypadkowej rozmowy.

Dobranoc SkarbieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz