ready or not

722 52 7
                                    

    Gdy tylko go zobaczył, poczuł, jak dawna rana w jego iskrze ponownie się otwiera i wypełnia energonem. Spiął się na sam widok tej dumnej, wyprostowanej postawy, która miała sprawić, by jego kompani poczuli się bezpieczniej w obliczu takiego niebezpieczeństwa, jakim był Lord Decepticonów. Oboje jednak doskonale wiedzieli, że w środku Prime struchlał. Mimo lat, wciąż obawiał się tego, co Megatron może zrobić. Co może zrobić... Jego przyjaciel.
     Srebrny transformer przekrzywił głowę. Autoboty nie spodziewały się wizyty samego wodza. Nie były na to gotowe.
Dlatego uderzył bez żadnego szmeru. Rzucił się na Optimusa, czując w sobie czystą, niepohamowaną wściekłość. Ten odparł atak, wpadając jednak na ścianę. Tylko ułamek sekundy sprawił, że zdołał uchylić się przed ciosem ostrza prosto w głowę, a kolejny pozwolił mu wyślizgnąć się z potrzasku.
    Megatron spojrzał w twarz Optimusowi. Zobaczył w jego oczach determinację, złość, rozpacz. Bliźniacze uczucia wzbierające się w nich za każdym razem, gdy się spotykali. On, wódz Decepticonów, starał się wmówić skbie, że wspomnienia sprzed wojny odsunął od siebie, zlikwidował. A jednak...
    — Szykuj się na śmierć, Prime — warknął, na co Optimus jedynie wycelował w niego blaster.
    — Daruj sobie te frazesy — prychnął.
    Kolejny atak. Ciała splątane w śmiertelnym tańcu, szybkie ciosy i jeszcze szybsze uniki. Prawie że równali sobie umiejętnościami, lecz tylko jeden z nich zwany był czempionem, dlatego pierwszy ziemię splamił energonem Optimus.
Starscream nie pozwolił, by Autoboty rzuciły się na pomoc swemu wodzowi. Jego żołnierze ginęli od ciosów lepiej wyszkolonego wroga, lecz byli zdeterminowani. Energon kończył się nieubłaganie, a oni potrzebowali go bardziej. Było ich więcej, było im trudniej...
    Nagle niebo pociemniało od przesłaniającego słońce Nemesis. Megatron warknął cicho, przyciskając broń do gardła Optimusa. Spojrzał mu w oczy, a ten odwzajemnił spojrzenie. Przez chwilę znowu byli na Cybertronie, czy to Archiwum? Megatronus wsparty na kontuarze spogląda w oczy Oriona i śmieje się.
    Nie zauważył, gdy Prime wykręcił rękę i wystrzelił wprost w brzuch wodza. Nagle wszystko skąpało się w czerwieni niewyobrażalnego bólu i krzyku Starscreama.
    — PANIE!!!
    Panie? Czy usłyszał w jego głosie rozpacz? Zabawne, był pewien, że się ucieszy.

    Głosy, które go wybudziły były znajome, lecz wydawało mu się, że nie słyszał ich wieki. Słyszał szepty, nie mogąc zrozumieć, co one znaczą. Nie chciał jednak jeszcze otwierać oczu. Pragnął wrócić do błogiej nieświadomości. Bycie Lordem było wielką odpowiedzialnością, dlaczego więc nie zasłużył na moment odpoczynku?
    Nagle jednak poczuł na ramieniu dotyk. I usłyszał głos. Ten cholerny głos.
    — Megatronusie?
    Natychmiast otworzył oczy. To nie była sala KnockOuta. Fiolet i czerń zastąpiło złoto i srebro. Gdzie więc przebywał? Po chwili dostrzegł też, kto nad nim stał i z trudem powstrzymał się przed szarpnięciem się i zerwaniem kabli przytoczonych do jego ciała.
    Orion Pax we własnej osobie. Istota drobna, głowę niższa od gladiatora i dwa razy lżejsza. Spoglądała ona na Megatrona z troską, a chwilę potem także i lękiem, widząc wycelowane w siebie, mordercze spojrzenie.
    Co się stało? Jak on znalazł się tutaj?
    — Orionie? — zapytał z niedowierzaniem.
    Ten tylko skinął głową w milczeniu, a palce na ramieniu Megatrona zacisnęły się.
    — Gdzie... Jak się tutaj znalazłem?
    — Twoja ostatnia walka... Nie doceniłeś przeciwnika — Uśmiechnął się przepraszająco, po czym odsunął dłoń. Mimo wszystko jednak w jego ruchach Megatron wciąż widział rezerwę. Aż tak wystraszył się tej bestii, którą wódz trzymał we wnętrzu?
     Odwrócił więc wzrok i skinął głową.
    — Rozumiem — mruknął, po czym zmusił się do uśmiechu. — Długo będę musiał tutaj leżeć?
    — Tak długo, jak to konieczne — odparł Ratchet stojący przy aparaturze. Dopiero teraz zauważył go leżący. Także się zmienił – był młodszy, żywszy, pełniejszy życia.
A więc musiał zapaść w śpiączkę, a jego mózg schronił świadomość we wspomnieniach.

    Starscream stanął przy stole. Megatron leżał bez ruchu, a dziura w jego brzuchu została załatana. Komandor skrzywił się. Cholerny Autobot... Położył dłoń na dłoni Megatrona. Mimo że żył, KnockOut nie był w stanie go wybudzić. Władza znowu należała do niego, lecz... Nie potrafił się z tego powodu cieszyć.

Lord. [TRANSFORMERS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz