ultraviolence

367 41 5
                                    

Megatron nie wiedział, gdzie zmierza, dlaczego i właściwie... Nie wiedział nic. Przemierzał puste ulice, wszak każdy, kto mógł chronił się w domu. Czas bez Prime'a na jego planecie zawsze był ciężki. Rozboje, kradzieże, bójki, częstsze patrole. Cykl rozwoju planety.

Kilka eonów temu, on jako Megatronus wykorzystywał to, aby zdobyć władzę. Nie interesowała go cena, jaką za to zapłaci, szedł po trupach, a u jego boku wierny Soundwave i... Orion Pax. Lecz teraz, teraz gdy dostał drugą szansę, miał ochotę cisnąć ją w ogień piekielny, aby tylko pozostać u boku Paxa. Jeszcze nie tak dawno chciał go zmanipulować, teraz zaś, gdyby tylko mógł, sam obsadziłby go na miejscu Prime'a. Byle tylko z nim zostać. Na wieczność.

Lecz co to za wieczność? To jego urojenie, wszystko działo się w jego głowie. Gdzieś tam, za barierą nieświadomości istnieje świat realny, którego z taką łatwością się wyzbył. Kpina. Tam był Lordem Decepticonów, miał władzę...

Ale nie miał Oriona.

Chciał krzyczeć. Krzyczeć tak długo, aż wypruje wszystkie wnętrzności. Przeklęci Prime'owie i ich cholerna władza! Odebrali mu wszystko wraz z domem, a on pragnął tylko dobra tej planety. Przeklęty Pax porwany przez matrycę.

Oparł się o jeden z budynków i zaniósł się szlochem. Dlaczego musiał być tak głupi i pozwolić sobie wszystko odebrać? Dlaczego pozwolił wtedy swojemy przerośniętemu ego na odwrócenie się od Paxa? Czy widmo władzy naprawdę tak nim zawładnęło, żeby nie zauważyć, jak bardzo kochał tego archiwistę? Teraz zaś, gdy już nic nie można było z tym zrobić, gdy sam zatracił się w tej utopii nie mógł naprawić nic. Jak mógł być szczęśliwy w tym świecie, wiedząc, że gdzieś tam jego armia właśnie przegrywa?

— Megatronusie? — usłyszał niepewny głos za swoimi plecami. Gdy zaś odwrócił się, dostrzegł Paxa. Uśmiechnął się więc do niego wymuszenie, ignorując łzy spływające po jego policzkach kaskadami.

— Wracaj do brata, tu może być niebezpiecznie — odparł drżącym głosem. 

Orion jednak pokręcił głową i wyciągnął do niego dłoń, którą Megatron ujął. 

— Przy tobie zawsze jestem bezpieczny — odparł z pewnością w głosie, na co gladiator odwrócił wzrok. Jak mógłby wrócić na Ziemię, a potem walczyć z Optimusem po tych słowach? Jednak zamiast zastanawiać się nad tym, rzucił się w jego ramiona i łkał tak długo, jak starczało mu sił, a Orion cierliwie stał, obejmując go ramionami i szeptając słowa pocieszenia, które wkrótce zmieniły się w cichą deklamację jego własnych utworów.

Gdy zaś się ściemniło, Pax odsunął Megatrona od siebie delikatnie.

— Czas na nas. Musimy wracać — powiedział cicho, na co gladiator podążył za nim w milczeniu.

__________________________

Tej nocy nie mógł spać. Leżał przy Orionie, który skulił się przy nim we śnie, wpatrując się weń, w obawie przed jakimkolwiek poruszeniem, by go nie zbudzić. Wkrótce jednak odważył się wstać i podążyć do kuchni, gdzie spotkał siedzącego przy stole Magnusa. Jego jedynymi towarzyszkami były puste butelki na stole, a nieobecny wzrok utkwił w ścianie przed sobą. Megatron w milczeniu dosiadł się do niego.

— Cierpisz — zauważył ponuro, na co Magnus nań zerknął.

— Zupełnie jak ty.

— Owszem. Ja także cierpię — Wzruszył ramionami, po czym sięgnął po jedną z butelek, by po chwili zacząć wodzić pazurem po szkle — Ale pierwszeństwo ma gospodarz, zaczynaj więc swą opowieść.

Magnus westchnął cicho, lecz nie oponował.

— Prowl.

Megatron uniósł brew. Nie tego się spodziewał. Wiedział, że Magnusa wyrzucono, lecz nie był przygotowany na to, iż to osoba może być powodem jego nastroju. Skinął więc jedynie głową, aby ten kontynuował.

— Powiedział mi coś, co... Mną wstrząsnęło — zaczął Magnus cicho — Że przejmuje się mną i martwi.

— Byłeś pewien, że to maszyna bez uczuć, za jaką ty chcesz uchodzić? — zapytał cicho gladiator, na co jego rozmówca się zawahał, lecz skinął głową.

— Poniekąd.

— Powinieneś przestać pić. Jeżeli nie dla brata, to przynajmniej dla niego. I z nim porozmawiać — Spojrzał mu w oczy — Byłeś najlepszym z gwardzistów. Dlaczego nie zawalczyłeś?

— Skąd...

— Orion mi powiedział — Odwrócił wzrok. — Ja zaś... Obawiam się, że... Tracę rozum. Powoli — szepnął, zaciskając dłonie w pięści — Ten świat, w którym żyjemy jest jak wspaniały sen, a ja nie hcę się budzić. Boję się, że lada moment to nastąpi. Co ja wtedy uczynię?

— Oszalejesz. Jak my wszyscy w tym padole.

— Jeżeli jeszcze tego nie zrobiłem... — zamilkł na dłuższą chwilę, po czym podjął, ciszej — Chciałbym wyjść za twojego brata. 

„Póki jeszcze wojna nie pochłonęła tej planety" dodał w myślach.

Magnus spojrzał na niego przeciągle, po czym skinął głową.

— Rozumiem, że potrzebujesz mojego błogosławieństwa jako że Nobilis już...

— Tak.

Wyższy transformer wstał po czym położył dłoń na czole Megatrona. Ten skłonił głowę w cybertrońskim geście, pozwalając kciukiem naznaczyć nań symbol.

— A więc... Megatronusie, obdarzam cię błogosławieństwem, na mocy starożytnych Prime'ów nadanej mi poprzez bycie głową mojego rodu. Oby łaska Starożytnych prowadziła ciebie i mojego brata przez wieczność jako dobre małżeństwo — W jego oczach zabłysł smutek — Opiekuj się dobrze moim małym Orionkiem.

— Dopóki śmierć mnie z nim nie rozdzieli — poprzysiągł gladiator poważnie. 

__________________________

Dochodziła trzecia nad ranem, gdy Prowla obudził łoskot. ledwo zdążył się położyć – patrole w czasie teoretycznego bezprawia były wyczerpujące i długie, o raportach nie wspominając. Zdenerwował się więc, gdy łoskot nie miał zamiaru ustać, a on sam musiał wstać z wygodnego, ciepłego łóżka i udać się do drzwi.

Zdziwił się bardzo, gdy po drugiej stronie dostrzegł Magnusa. Zmarszczył brwi. Pijany? Nie zdążył jednak zweryfikować, wszak ten padł przed nim na kolana. Chyba jednak pijany.

— Magnusie? — zapytał zdezorientowany.

— Przepraszam cię, tak bardzo przepraszam — wymamrotał, opuszczając głowę nisko. Choć klęczał, przez swój wzrost sięgał Prowlowi niemal do brody, przez co kulił się jeszcze bardziej.

— Ale za co...

— Jestem głupcem, Prowl. Jestem takim głupcem — wyszeptał, po czym ostrożnie uniósł głowę, aby spojrzeć mu w oczy — Dziś Megatronus poprosił mnie o błogosławieństwo dla niego i Oriona. Rozmiawialiśmy też chwilę... Nie powinienem był wtedy tak łatwo odpuścić — mówiąc to, wstał — Ani mojej pracy, ani... Ciebie.

Prowl patrzył na niego jak zaklęty, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Zamrugał kilka razy, po czym wydusił z siebie:

— To... Może wejdziesz?

Nie widzieli jak to się stało, że już po kilku godzinach leżeli wtuleni w siebie w łóżku Prowla. To było zupełnie naturalne, instynktowne. Policjant mruczał cicho, wtulając się w pierś starego przyjaciela... Czy też raczej kochanka. Głaskał go delikatnie, zaś Magnus obejmował go tak delikatnie, jakby obawiał się, że zaraz go straci.

Za oknem zaś jawił się świt, a Megatronowi świat runął w jednej sekundzie.

Lord. [TRANSFORMERS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz