Nie pamiętał skąd jest, ani ile ma lat już. Pamiętał tylko palącą żądzę, chęć wymierzenia zdrajcom sprawiedliwości. Podążał za nią powoli jak czołg. Metodycznie, bez uczucia zabijał jednego po drugim.
A teraz potencjalnym celem miał być sam komandor.
Gdy wszedł na pokład statku, uderzył go chaos, który tam panował. Cała dyscyplina, którą niegdyś wprowadził Lord Megatron teraz zniknęła jak po dotknięciu czarodziejskiej różdżki. Skrzywił się pod maską. Starscream nie był w stanie poprowadzić choć jednym oddziałem, o armii nie wspominając. Lecz nie to było teraz najważniejsze.
Miał go sprawdzić. Obserwować i przekonać się, czy ta abominacja sięgnie po pełnię władzy. Czy okrzyknie się Lordem, czy też jedynie regentem. Przede wszystkim jednak miał pilnować, by przywrócenie władzy w ciele ich miłościwie panującego przechodziło bez problemu. Wiedział dobrze, że Knockout jest zbyt wielkim tchórzem, by przeciwstawić się komuś silniejszemu i bardziej wpływowemu od niego, więc Starscream mógł mieć nad nim władzę.
Zdziwił się jednak bardzo, gdy po wejściu na mostek nie zastał nikogo. Zatrzymał się przy iluminatorze, wbijając w milczeniu wzrok przed siebie. Dopiero po chwili usłyszał otwieraną śluzę, a następnie szybkie, charakterystyczne stukanie obcasów. Obróciwszy się, dostrzegł Starscreama, który wyglądał na co najmniej wykończonego. Megatron był nieprzytomny dopiero drugi ziemski tydzień, a komandor już stracił kontrolę nad wszystkim. Teraz zatrzymał się przed swym gościem i zadarł wysoko głowę, by spojrzeć mu w oczy.
— Wiem, dlaczego tu jesteś — rzucił od niechcenia, lecz drżące skrzydła wyraźnie wskazywały na przerażenie Starscreama — Nie musisz mi mówić.
— Doskonale — odparł drugi transformer spokojnym tonem.
Komandor pierwszy raz widział tego kata z tak bliska. Niegdyś ścigał jedynie zdrajców, lecz wkrótce Megatron uczynił z niego swego prywatnego egzekutora. Dozgonnie wiernego i przerażającego swoją ogromną sylwetką i emblematem Decepticonów na twarzy, zza którego błyszczały okrutną czerwienią ślepia.
— Żołnierze odprowadzą cię do kajuty — podjął komandor — Jeżeli...
— Gdzie wódz? — wszedł mu w słowo egzekutor. Starscream ledwie powstrzymał grymas, lecz skinął głową.
— Oczywiście. Chodź za mną — mruknął, by następnie obrócić się i poprowadzić go za sobą.
Gdy wędrowali korytarzami, żołnierze odsuwali się, aby zrobić miejsce gościowi oraz przypatrzeć mu się z bezpiecznej odległości. Ten jednak ignorował te spojrzenia, przywykły do tej aury strachu i nieśmiałego podziwu. Oni byli tylko jednymi z szarych płotek w tej wojnie nuklearnych potęg.
Gdy otworzyła się śluza do ambulatorium, westchnął cicho. Megatron leżał w bezruchu na stole, zaś podłączona do niego maszyna wydawała z siebie miarowy odgłos. Żył, ale co to za życie? Podszedł bliżej, spoglądając na nieruchomą twarz swego władcy. Jego poorana ranami twarz nawet teraz wyglądała niespokojnie – wieki walk odcisnęły na nim swoje niezbywalne piętno.
Usłyszał, jak Starscream podchodzi, aby stanąć obok. Zdziwił się też, gdy dostrzegł jak ten odwraca wzrok.
— Bez Megatrona ta wojna będzie dla nas przegrana, Tarn — mruknął — Prime rośnie w siłę, a nasza armia się destabilizuje.
— Dlatego tutaj jestem — odparł egzekutor, po czym wycofał się i wyszedł z pomieszczenia, pozostawiając Starscreama samego ze swoim nieprzytomnym wodzem.
Skrzydlaty najpierw spoglądał na Megatrona w milczeniu, jakby chciał doszukać się jakiegokolwiek dowodu na to, że ten tylko udaje i zaraz wstanie. Gdy jednak nie dopatrzył się tego, opuścił z ciężkim westchnieniem skrzydła wraz z ramionami.
„Pragnąłem tej chwili od tylu lat... A gdy wreszcie do tego doszło, nie potrafię zrobić nic. Shockwave działa na własną rękę, a Soundwave mi nie ufa. Jeszcze ten Tarn, który czeka na moje najmniejsze potknięcie...” zacisnął dłonie w pięści „Megatronie, dlaczego nas opuściłeś akurat teraz? Dałeś pokonać się temu żałosnemu Autobotowi podczas, gdy każdy z nas pokładał w tobie nadzieję. Jak mógłbym cię w tej chwili nie znienawidzić, Panie?” pomyślał z goryczą. Przez ułamek sekundy zapragnął go uderzyć, lecz powstrzymał się. Jaki sens miałoby bicie kogoś, kto i tak nie poczuje bólu? Zwłaszcza gdy...
Gdy potencjalny oprawca tylko czeka na jakikolwiek sygnał, aby skrócić Starscreama o głowę. Dlatego też tylko odsunął się od stołu, obrzucając Megatrona nienawistnym spojrzeniem.
![](https://img.wattpad.com/cover/181583197-288-k670416.jpg)
CZYTASZ
Lord. [TRANSFORMERS]
FanfictionTransformers. Historia pisana z perspektywy Megatrona. Zdaje się, że wielcy przywódcy mają do ukrycia więcej, niż podejrzewano wcześniej. Bazowane na serii Transformers:Prime.