insane

392 54 2
                                    

Starscream nie czuł nic, poza potwornym bólem. Próbował kilka razy wstać, jego próby kończyły się niepowodzeniem w akompaniamencie bolesnego wrzasku. Trwał w ciemności, nie wiedząc, jak dużo mija czasu, bo ten psychol... Ten skurwysyn, zwyrodnialec zamknął go w pomieszczeniu samego, bez dostępu do światła i możliwości wyjścia.

Tarn zostawił go, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Zupełnie, jakby nie porwał go z korytarza, nie cisnął na łóżko i nie zbrukał całego. Starscream już wcześniej należał do kogoś, a jakże, ale wzięcie go siłą doprowadziło jego i tak już wycieńczony umysł na sam skraj. Zdarzało się, że łkał, by chwilę później leżeć w całkowitej apatii i ciszy.

„Nie mam do ciebie nic, Starscream... Nawet szacunku” wysyczał mu Tarn do radioreceptora, dociskając go za szyję do materaca. Teraz ten głos świdrował go od środka, wwiercając w czaszkę i wywołując drżenie.

Pisnął więc, gdy drzwi otworzyły się, a w smudze światła z zewnątrz dostrzegł monstrualną sylwetkę swojego oprawcy. Usłyszał cichy warkot, a gdy podszedł bliżej, poczuł na sobie spojrzenie ukrytych za maską czerwonych ślepii.

— Wszystko gotowe, Starscream — poinformował go, zupełnie jakby nie stał przed leżącą we własnym energonie ofiarą brutalnego gwałtu. — Powinieneś wiedzieć, jako nasz przywódca — dodał z kpiną. Starscream z trudem wzniósł się na jednym z łokci, spoglądając na Tarna morderczo.

— Obyś zdechł, włażąc do jego łba — syknął, na co Tarn zaśmiał się krótko i głucho.

— Wiem, że na początku wojny byliście z naszym miłościwym Panem blisko... Dlatego sądziłem, że spodoba ci się dominacja większego...

— Zamilcz! — wrzasnął rozpaczliwie Starscream. Tarn zmrużył oczy, ale cofnął się. Nie chciał hałasu. Miał ważniejsze sprawy na głowie, niż ten seeker. Cofnął się więc do drzwi i jeszcze raz spojrzał w jego stronę. Naprawdę nie rozumiał swoich uczuć co do tego transformera. Zdawał się być równie pociągający, co odpychający. Możliwe, że to dlatego Megatron go trzymał przy sobie?

Bez słowa wyszedł z pomieszczenia, by usłyszeć zza nich jeszcze jeden wrzask.

____________________

Megatron spędzał dni na żmudnej drodze budowania swojej reputacji. Wcześniej zdarzało się, że agitował na Arenie, lecz wiedział, że teraz musi robić to częściej i bardziej intensywnie. Zaczął wychodzić „do ludzi”, pojawiać się w miejscach, o które nigdy by go nie posądzono. Dlatego bardzo się zdziwiono, gdy wraz z Orionem wszedł na przyjęcie zorganizowane przez jednego z senatorów.

Widok gladiatora wśród obywateli nie skalanych pracą fizyczną był niezwykły. Przeważał nad nimi wzrostem, a otarcia i wgniecenia po walkach tylko dodawały niecodzienności. Orion, który nie odstępował go na krok, uśmiechał się tylko nerwowo, chcąc najchętniej wyjść tylnymi drzwiami. Gdy zaś tylko Megatron zauważył to, jak się cofa, złapał go delikatnie za ramię.

— Orionie?

— Tak? — zapytał niepewnie niższy robot. Widząc spojrzenie Megatrona, westchnął cicho — Megs... Nie przepadam za tego typu miejscami, dobrze wiesz.

— Wyjdziemy, jak najszybciej się uda — obiecał mu, po czym uniósł brew — A później możemy pójść do mnie i...

— Ah, więc to jest ten słynny gladiator z podziemi Kaonu? — usłyszeli ponury głos. Gdy Megatron się obrócił, dostrzegł postawą, rogatą postać o czerwonych oczach. Twarz miał bladą, prawie białą, której bliżej jednak było nagiej czaszce. Megatron skinął głową, prostując się.

— Owszem, a kto pyta?

— Cyclonus — odparł i obrzucił krótkim spojrzeniem Oriona, by wrócić do Megatrona — To dziwne, że gladiator zajmuje się polityką. Zazwyczaj robią to istoty zbyt tchórzliwe, by wyjść naprzeciw swym wyborcom — uznał cierpko — Istoty bez kręgosłupa, słabe, zupełnie jak zaginiony Sentinel Prime.

— Mam nadzieję, że szybko się odnajdzie — uznał Megatron, na co Cyclonus wykonał ustami ruch, który miał ujść za uśmiech, był jednak okropnym grymasem.

W tym momencie zarówno Orion, jak i Megatron, zrozumieli, że on wie. Nie mieli najmniejszego pojęcia skąd, lecz było to pewne. Gladiator obrzucił go uwazniejszym spojrzeniem. Po chwili przypomniał sobie, kim był.

Starszy, niż on sam, Cyclonus znany był jako zwolennik dawnego porządku. Arystokrata. Galvatronista. Odrzucił jego władzę w czasie wojny, nie dołączając jednak do żadnej ze stron. Megatron ubolewał nad tym faktem, wszak Cyclonus znany był jako znakomity strateg i wojownik.

— Ja także — odparł rogacz, po czym cofnął się, klaniając się w pół przed Megatronem — Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze raz, gladiatorze — dodał ciszej, po czym odszedł.

Gdy zaś to zrobił, Orion zadrżał. Przysunął się do Megatrona, a ten musnął dłonią jego ramię. Cyclonus zawsze budził jednocześnie lęk i szacunek w Orionie. A później już tylko szacunek, gdy to Pax otrzymał tytuł Prime'a.

— Czyli... Mówisz, że pójdziemy do ciebie? — zapytał niepewnie archiwista, podejmując przerwany wątek —I co dalej?

— Co tylko zechcesz — odparł, szczerząc kły.

Pax odwzajemnił uśmiech, lecz ten po chwili zniknął z jego ust. Do sali wszedł Alpha w towarzystwie Prowla i jakiegoś obcego mu Autobota, choć doskonale wiedział, że powinien to być Magnus. Zacisnął dłonie w pięści, czekając na to, aż zajmie miejsce na podwyższeniu i ogłosi szokującą nowinę. Megatron też to czuł, założył ręce na piersi, obserwując uważnie gości.

Alpha zaczął przemówienie, dziękując za przybycie wszystkim obecnym, a Orion mógłby przysiąc, że spojrzał bezpośrednio na niego i Megatrona. Po chwili mina mu stężała, a po krótkim wstępie ogłosił przyciszonym tonem:

— Decepticony zabiły Sentinela Prime'a. Jego zwłoki zostały wyłowione z Morza Rdzy.

Nastała cisza.

Lord. [TRANSFORMERS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz