Naukowiec obserwował jeszcze chwilę funkcje życiowe wodza, póki nie odwrócił się do leżącego na stole obok Tarna. Knockout w milczeniu podłączał łącze do Megatrona, by chwilę później podejść do drugiego transformera. Zawahał się.
— Jesteś pewien? — zapytał cicho.
— Owszem — odparł krótko zamaskowany. Medyk skinął głową i spojrzał na naukowca, aby się upewnić. Ten skinął głową. Westchnął więc cicho i podłączył łącze do Tarna.
Na chwilę zapadła absolutna ciemność. Później wyłapał pierwszy dźwięk, potem drugi, trzeci, zmieniając się w katatonię miejskiego życia. Dopiero w tym momencie dostrzegł, że zamknął oczy, a gdy je otworzył, zastygł.
Znajdował się w Iaconie, cybertrońskiej stolicy. Zupełnie, jakby wojna nigdy nie miała miejsca...
— Bo nie miała — mruknął do siebie. Nie spodziewał się tego. Był pewien, że trafi do Kaonu albo innego mrocznego miejsca stworzonego przez umysł jego wodza. Rozejrzał się. Wokół Autoboty, choć wszystkie wyraźnie czymś poruszone. Później uniósł głowę i dostrzegł na jednym z ekranów rozświetlających wieczorne miasto – „SENTINEL PRIME MARTWY”.
Uśmiechnął się krzywo pod maską do siebie. Jeszcze chwila i wybuchnie wojna. Lecz tego ich wódz nie dośni. Nie pozwoli mu na to.
Z tą myślą ruszył przed siebie na poszukiwanie swego pana. Miał jedynie nadzieję, że potrwa to tak szybko, jak to możliwe. Nie mógł pozwolić na kolejny dzień bez ich lorda.
_________________
— Megatronusie? Dobrze się czujesz? — zapytał Orion, łapiąc go za ramię. Megatron spojrzał na niego zdezorientowany, po czym złapał się za głowę. Czuł... Obecność. Czegoś silnego i obcego, a jednocześnie dobrze znajomego. Zamrugał. Czy to możliwe, że... Ktoś dostał się do jego głowy?
Natychmiast się wyprostował, rozglądając się po otoczeniu. Ulice były prawie puste w tej okolicy, ale to nie przeszkodzi ukryć się temu, kto po niego przyszedł. Był taki głupi. Musiał nareszcie nadejść ten dzień, a on zupełnie zapomniał o możliwości pobudki. Wysłali po niego jego najwierniejszego psa łańcuchowego. A on... Nie chciał wracać.
— Idziemy — mruknął Megatron, łapiąc go za nadgarstek i ciągnąc za sobą. Tarn nie zrozumie nic z tego, co się tutaj dzieje. Był inteligentny, owszem, ale był także zbyt zaślepiony ideologią Decepticonów. Mógłby źle zinterpretować kilka faktów, zwłaszcza ten jeden, który teraz ledwo nadążał za jego krokami.
— Megs?... Megs! Co się stało? — zapytał z przestrachem Orion, lecz ten jedynie pokręcił głową.
— Nie zrozumiesz...
— Jak to nie? Nie jestem przecież nie jestem głupi...
— Na to nawet ja jestem — odgryzł się i nagle zatrzymał w pół kroku. Dostrzegł Tarna. Stał kilkadziesiąt metrów przed nimi. Nie było cienia szansy, że nie zobaczył tego, jak Megatron trzyma Oriona za rękę. Nie było też szans na ucieczkę. Był gladiatorem, nie zbiegiem.
Egzekutor ruszył w jego stronę powoli, nie spiesząc się. Najpierw obserwował Megatrona, lecz szybko przeniósł wzrok na towarzyszącego mu transformera. Pax? Był pewien, że byli wrogami. Tak było w aktach.
— Idź stąd — mruknął Megatron do Oriona, po czym odepchnął go od siebie. Pax spojrzał na niego ze zdziwieniem, lecz widząc jego spojrzenie, tylko skinął głową i uciekł do jednej z uliczek. Megatron westchnął cicho. Miał jednak cień nadziei na to, że pozostanie w tym śnie jak najdłużej.
— Panie — mruknął Tarn, klękając przed nim na kolana. Gladiator skrzywił się na ten gest. Jeżeli Pax widzi...
— Wstawaj i nie rób z siebie pajaca, Tarn — warknął, co wzbudziło zdziwione spojrzenie egzekutora. Megatron cofnął się nieznacznie — Czego chcesz? — zapytał, choć odpowiedź doskonale znał.
![](https://img.wattpad.com/cover/181583197-288-k670416.jpg)
CZYTASZ
Lord. [TRANSFORMERS]
FanfictionTransformers. Historia pisana z perspektywy Megatrona. Zdaje się, że wielcy przywódcy mają do ukrycia więcej, niż podejrzewano wcześniej. Bazowane na serii Transformers:Prime.