11

131 3 0
                                    


A więc tak, dzisiaj jest pierwszy dzień wakacji Willa. Jason tak już na poważnie mieszka z nami, a ja ważę 47kg.

Ostatnie miesiące były serio szalone. Gdyby ktoś mi powiedział, że w rok zdążę się zakochać, zajść w ciążę, poronić, ważyć ledwo 40kg przy czym prawie stracić drugie dziecko, szczęśliwie zakochać się i totalnie wyjść na prostą, to w życiu bym mu nie uwierzyła.

~~~~~~~~

-Sto lat, sto lat, niech żyje żyje nam!- śpiewałam z Will'em, kiedy to nasz jubilat- Jason, jeszcze smacznie sobie spał.

-Pamiętaliście? jak miło..- mówił jeszcze zaspanym głosem przewracając się na drugi bok.

-Wstawaj!- krzyknął Will rzucając w niego poduszką, którą przed sekundą mu podałam.

-Już wstaję..- podniósł się, a ja odwróciłam, żeby powiedzieć coś Will'owi. 

W tym momencie Jason wziął mnie od tyłu i rzucił na łóżko. Położył się na mnie i namiętne pocałował.

-Fuu!!!- powiedział zniesmaczony naszym pocałunkiem Will.

-Dobra, ubieraj się, bo mamy plany co do ciebie. I ja co do niego..- popatrzyłam znacząco na członka Jason'a. On tylko uśmiechnął się i poszedł do łazienki się ogarnąć.

Po około pół godzinie byliśmy już gotowi do wyjścia.

-Daj głośniej proszę.- powiedziałam spokojnym tonem do Jason'a, który kierował.
Akurat leciała moja, nasza- Drake'a i moja, piosenka Lady Gagi- ,,Is that alright?".

Kochaliśmy ją. Każde z nas rozumiało ją na swój sposób. Każde z nas marzyło w niej na swój sposób. Była nasza wspólna, a za razem każdego z osobna. Od czasu tego wypadku tylko kilka razy jej słuchałam. 

-Kochanie, czy coś się stało?- zapytał Jason. Dopiero teraz eis zorientowałam, że po policzku lecą mi łzy, jedna za drugą. 

-Nie, nie. Tylko coś mi się przypomniało. Jedź dalej.

Jak powiedziałam tak też zrobił. Jechał dalej na miejsce, które wcześniej ustawiłam na GPS.

Po około dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. A prezentem urodzinowym była po prostu rodzinna pizza. W pizzerii najlepszej w okolicy.

Zajęliśmy wskazany przez kelnera stolik i zanurzyliśmy nosy w menu.

-Mamo ja chcę nugetsy w kształcie zwierzątek!- krzyczał Will.

-Ale do tego musisz coś dobrać. Może frytki albo ziemniaczki z pieca?- zapytał Jason.

-Dobra, ale jak później dostanę podwójną porcję lodów.

-Patrz jak się umie targować- zaśmiałam się.

Ja z Jason'em zamówiłam jedną pizzę na spółkę. On wziął pół jakiejś zwykłej z mięsem a ja pół wegetariańskiej. I tak skończyło się tak że on zjadł ¾.

-Skończyłeś?- zapytałam.

-Tak. Nie było aż takie złe jak myślałem. Mogę teraz iść po lody?

-Na pewno nie chcesz zjeść niczego więcej?

-Mamoo!!!- powiedział znudzony- I tak zjadłem więcej od ciebie.

Fakt. Ale dobrze- jemu to się przyda. On jeszcze rośnie i się rozwija. Ja tylko rosnę w szerz...

-Dobra, masz tu trochę drobniaków, kup sobie max trzy gałki. Zrozumiano?- powiedział Jason.

-Tak.- Will pokiwał głową i ruszył do stoiska z lodami.

Odprowadziliśmy go wzrokiem, po czym Jason się nachylił do mnie i powiedział:

-Czyli mam czekać na wieczór, tak?

-Jeśli jubilat sobie tego życzy, jest to dla mnie rozkaz.

Tak oto rozmawialiśmy, śmialiśmy i marzyliśmy przez jakieś 15 minut. Totalnie zgubiliśmy rachubę czasu.

-Jason, coś jest nie tak. Will wrócił?- zaczęłam nerwowo rozglądać się w obszarze budki z lodami.

-Anastazja.. Nie, nie widziałem.- Jason wstał i zbadał wzrokiem jeszcze szerszy teren.

-Jezus Maria Jason, gdzie jest Will?!

Od autorki:
I jak kochani? Podoba się taki nagły zwrot akcji? Mam nadzieję że tak i liczę na aktywność

Zapraszam do komentowania i obserwowania

Do następnego 💋

Jesteś Czymś Więcej |Hello Sunshine 2|       [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz