15.
Po trzech tygodniach kładzenia gładzi, szlifowania ścian i innych ciężkich prac, przychodzi pora na malowanie. Mam już dosyć bezczynnego stania i przyglądania się jak mężczyźni pracują w pocie czoła, więc proponuję pomoc.
— Wiesz, jak się maluje, aby nie było prześwitów i zacieków? — pyta niepewnie Jacek, gdy podchodzę do niego z propozycją pomocy.
— Tak. U mnie w domu tato z bratem sami robią wszystkie remonty. Akurat mi i mamie zawsze przypadało malowanie. — Przewracam lekko oczami, gdy Jacek wciąż marszczy brwi. Biorę wałek do ręki i omawiam krok po kroku instrukcję malowania ścian. — Zamaczamy wałek w farbie, aby był równomiernie nią pokryty, odciskamy i malujemy pociągłymi ruchami „góra-dół" ścianę tak, aby kolejne warstwy lekko na siebie nachodziły.
Demonstruję, o co mi chodzi i ciemne brwi unoszą się jeszcze wyżej.
— No dobra, a czego nie robimy? — pyta z chytrym uśmiechem.
— Nie poprawiamy nie wiadomo ile razy, bo będą ciapki i nie dopuszczamy do łączenia wyschniętej z mokrą farbą.
Jacek patrzy na mnie, mrużąc oczy i wzdycha.
— No nie wiem — jęczy. — Jak ten ciapek to zobaczy, nie będzie zadowolony.
— Pan Bonighala — mówię z naciskiem. — Nie będzie mieć nic przeciwko, bo go tu nie ma i nic nie zobaczy.
Yuvraj pojechał pół godziny temu gdzieś z Ashfaquiem, co szczerze mówiąc, przyjęłam z ulgą. Od dwóch dni Szatan ma okropny humor i gania wszystkich, wciąż wytykając błędy.
— Proszę. — Układam usta w podkówkę i patrzę błagalnie na mężczyznę. — Nudzi mi się i głupio mi tak się lenić, kiedy wy pracujecie w pocie czoła.
— No dobra. — Jacek podaje mi wałek zanurzony w krwistoczerwonej farbie. — Pomaluj tę ścianę, a my jak skończymy z Remikiem salon, pomożemy ci.
Szybko przejmuję wałek, zanim Jacek się rozmyśli i zaczynam malować ścianę szkarłatem. Idzie mi bardzo sprawnie i jestem z siebie niezwykle dumna. Ściana jest równo pokryta pigmentem i nie widać żadnych zacieków czy prześwitów. Rozglądam się za drabiną, aby pomalować wyższe partie powierzchni, ale nigdzie jej nie dostrzegam. Idę do salonu, gdzie powinni być chłopcy, ale wita mnie tylko do połowy pomalowana ściana. Wzruszam ramionami i podążam wąskim korytarzem do drugiego pomieszczenia, kiedy dostrzegam antyczny fotel pod schodami. Jest cały obdrapany i pobrudzony farbą, więc domyślam się, że nie jest bliski sercu właściciela posesji. Zaciągam mebel do pokoju i ustawiam tak, aby dostać się do niepomalowanej części ściany.
Po chwili męczy mnie ciągła bieganina w górę i dół, aby umoczyć wałek, więc decyduję się podnieść wiadro z farbą i z niego nakładać farbę, ale już za pomocą pędzla. Staję na zielonkawym krześle i staram się przybrać najwygodniejszą pozycję. W końcu kładę jedną nogę na oparciu, a wiadro stawiam na udzie. Na moje nieszczęście pojemnik jest prawie pełny i niemiłosiernie mi ciąży na nodze. Dodatkowo krzesło nie jest wystarczająco wysokie, więc muszę się nagimnastykować, aby dosięgnąć wszystkich zakamarków. Wyciągam się, jak mogę do góry, jednocześnie podciągając pojemnik z farbą. Staję na palcach i przekręcam się lekko w lewo, kiedy słyszę rozwścieczony głos:
— Co ty wyprawiasz?!
Tracę równowagę i lecę... gdzieś. Miga mi tylko rozwścieczona twarz Yuvraja, a potem wszystko staje się czerwone.
CZYTASZ
Książę
RomanceLena - absolwentka technikum gastronomicznego - wyjeżdża na rok do Wielkiej Brytanii, aby zarobić na swoje marzenie - własną kawiarnię. Jej plan jest prosty. Znajdzie pracę, odłoży trochę grosza na otwarcie biznesu i wróci do kraju. Niestety Wyspy...