Rodział IV

505 15 5
                                    

Zdziwiłam się kiedy ujrzałam Walburgę. Zwykła flądra. Nigdy się nie lubiłyśmy i na każdym kroku sobie uprzykszalyśmy życie. Tym razem było inaczej. Machała w moja stronę z przyjaznym uśmiechem? Dopiero po chwili zobaczyłam Riddla obok niej, czyli już się pochwalił. Zlustrowałam ich wzrokiem i z perfidnym uśmieszkiem poszłam na swoje miejsce. Nie chciało mi się z nimi siadać i słuchać ich pierdolenia. Wolę swoją samotność i spokój. Nie mogłam się nią jednak długo nacieszyć, ponieważ chwilę po zajęciu miejsca poczułam rękę zaciskającą się na moim ramieniu. Odwróciłam głowę w stronę osoby, która to zrobiła i oparłam się łokciem o stół. Jak mogłam podejrzewać, był to nie kto inny jak Tom. Posłałam mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów, które oczywiście nigdy nie były szczere w towarzystwie.

-Coś chciałeś Tomciu? -spytałam przesłodzonym głosem i zatrzepotałam teatralnie rzęsami.

Spojrzał na mnie jak na idiotkę i ze zrezygnowaniem pokręcił głową. Usiadł obok mnie i spojrzał groźnie.

-Czemu nie podeszłaś jak cię wołałem? -warknął w moją stronę.

-Po pierwsze, nie ty mnie wołałeś, a ta niedorobiona szumowina, a po drugie będę robiła to co mi się podoba.-tłumacząc, za każdym razem wbijałam mu palec wskazujący w klatkę piersiową.

Westchnął tylko i odszedł od stołu wracając do swoich poddanych. Wreszcie mogłam zająć się jedzeniem posiłku. Po opróżnieniu talerza wyszłam z Wielkiej Sali i skierowałam się do dormitorium, aby przygotować się na pierwszą lekcję, a mianowicie eliksiry. Profesor Slughorn był wobec mnie ogromnie wyrozumiały i zawsze bronił mnie przed dostaniem kary. Pewnie dlatego tylko jego lubię ze wszystkich nauczycieli. Ale co się dziwić, był opiekunem mojego domu więc pewnie bronienie uczniów było jego obowiązkiem. Chociaż czułam czasem, że stawia mnie ponad wszystkich. Znajdując się już w swoim pokoju, schowałam potrzebne książki do torby i ruszyłam w stronę sali, w której mamy teraz lekcje. Nie spieszyłam się, gdyż miałam około 20 minut na dotarcie na miejsce. Dostojnym krokiem przechodziłam przez korytarze Hogwartu, aż znalazłam się u celu. Oparłam się o ścianę i osunęłam wzdłóż niej na zimną posadzkę. Wyjęłam książkę, którą wzięłam z biblioteki kilka dni temu i zagłębiłam się w treści w niej zawartej. Od zawsze interesowała mnie czarna magia, więc nie dziwne było, że moją nową lekturą była książka o właśnie tej tematyce. Nie zauważyłam nawet kiedy wokół mnie zebrało się dość sporo uczniów. Pierwszą lekcję mieliśmy z Gryfonami, drugą również z nimi, a mianowicie OPCM, trzecią z uczniami z Ravenclawu- Obronę przed magicznymi stworzeniami, a ostatnią z tymi szlamami, oczywiście mówię o Gryffindorze- numerologia. Wstałam z ziemii i otrzepałam szatę z kurzu. Wtedy też zjawił się profesor i wpuścił nas do sali. Od razu ruszyłam na koniec sali, gdzie zawsze siedziałam sama. Wygodnie usadowiłam się na krześle i czekałam na rozpoczęcie zajęć.

-Witajcie. Siadajcie już.-profesor zwrócił się do Gryffonów. -Dobrze, więc dziś podzielimy się w pary i wywarzymy eliksir, oczywiście na ocenę.

Wtedy zaczęło się dzielenie. Malfoy musiał być w parze z jakąś spasioną Gryffonką, Walburga z jakimś ślizgonem, nawet nie pamiętam jak miał on na imię, lecz jestem pewna, że jej się podoba bo klei się do niego jak nie wiem. Prawie wszyscy zostali już przydzielni. No właśnie, prawie. Zostałam jeszcze ja, Tom i jakiś Gryffon. Modliłam się w duszy, aby być w parze z Riddlem, ponieważ lepszy on niż ta szlama.

-Victoria... Będziesz z Tomem. -uśmiechnął się szeroko.

Ukrywając swój zachwyt czekałam, aż podejdzie do mojego stolika. Myślał pewnie, że sama do niego pójdę. Niedoczekanie jego. Po chwili siedział już obok mnie. Rozdzieliliśmy zadania tak, aby każde z nas miało tyle samo zajęcia co drugie i zabraliśmy się do pracy. Przez całą pracę nad eliksirem nie odzywaliśmy się do siebie. Chwilę przed zakończeniem lekcji profesor ogłosił koniec pracy. Podchodził kolejno do każdego stolika i oceniał wywarzone przez uczniów eliksiry. Kiedy znalazł się przy naszym miejscu pracy bez zbędnego sprawdzania oznajmił na całą klasę:

-Wybitny. Powinniście brać przykład z tej dwójki uczniów. -wskazał na nas placem i odszedł dalej.

Spojrzałam na Riddla. Ciągle miał tą swoją maskę obojętności, jednak wydawało mi się, że gdyby nie to, to cieszyłby się jak dziecko z tego, że mu się udało.

Po całym dniu zajęć padałam ze zmęczenia. Od razu ruszyłam do pokoju życzeń, aby ochłonąć i trochę odpocząć. Idąc, rózmyślałam o tym czy przyjęcie propozycji chłopaka było odpowiednie. Wreszcie na kogoś wpadłam. Kiedy miałam zaliczyć bliskie spotkanie z ziemią, poczułam rękę przytrzymywującą mnie w talii. Kiedy stałam już w miejscu mogłam przyjrzeć się swojemu "wybawcy". Moja mina musiała być bezcenna kiedy zauważyłam, że był to Tom.

-Dzięki? -powiedziałam niepewnie.

-Gdzie się tak śpieszysz? -warknął.

-Nie interesuj się. -syknęłam w jego stronę.

-Pamięć chyba ci szwankuje, bo teraz powinnaś być już na spotkaniu. -złapał moje ramię i ścisnął je.

Prychnęłam tylko i próbowałam się wyrwać.

-Puść mnie!

-Pójdziesz teraz ze mną. -zaczął mnie ciągnąć.

-Czekaj!

Ustanął na chwilę i spojrzał na mnie czekając na wyjaśnienia.

-Znam o wiele lepsze miejsce do spotkań. Tam nas nikt nie znajdzie. -tłumaczyłam.

-Prowadź.-rozkazał.

-Dobra, dobra tylko mnie już puść bo to boli. -syknęłam.

Chłopak puścił moje ramię i ruszył za mną w stronę tylko mi znaną.

Notka od autora:
Ohayoo! Dzisiaj nowy rozdział bo naszła mnie jakaś magiczna wena. Sorki za jakiekolwiek błędy bo pisałam na telefonie.
To chyba tyle co chciałam powiedzieć. Do zobaczenia!! :D

Victoria || Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz