Nastał wreszcie grudzień, a co z tym idzie bal bożonarodzeniowy. Nigdy nie brałam w nim udziału i w tym roku nic nie miało się zmienić. Marta również nie brała w nim udziału, ponieważ nikt nie chciał jej nigdy zaprosić. Co roku dostawałam masę listów z zaproszeniem na bal, jednak każdy od razu wyrzucałam. Nie chciałam się bawić w gronie mugolaków i udawać, że wszystko jest dobrze. Chociaż w sumie na imprezy w pokoju wspólnym Slytherinu również nie przychodziłam. Może dlatego, że wyglądało to bardziej jak burdel. Wszystkie dziewczyny ubrane były w obcisłe i zbyt krótkie sukienki, które zdecydowanie odkrywały za dużo. Do tego masa alkoholu i napalonych chłopaków, którzy czekali tylko na okazję, żeby zaliczyć jakąś dziewczynę. Takie imprezy całkowicie odbiegały od moich standardów.
Przez ostatni tydzień przed przerwą świąteczną postanowiłam włożyć całą swoją siłę w naukę i ćwiczenie zaklęć, oczywiście tych z dziedziny czarnej magii. Spotkanie śmierciożerców miało odbyć się najprędzej pod koniec przerwy, bądź dopiero wtedy jak wrócimy do szkoły, więc nie martwiłam się, że coś przerwie mi naukę. Idąc korytarzem rozmyślałam o Marcie. Ostatnio zaczęła zachowywać się coraz dziwniej. To wszystko zaczęło się od tego jak znalazła tą książkę na moim łóżku. Wchodząc schodami na górę postanowiłam porozmawiać z dziewczyną o jej zachowaniu przy najbliższej okazji. Będąc w wielkiej sali jak zawsze usiadłam na końcu stołu i spojrzałam w miejsce, gdzie powinna siedzieć Marta, tak jak zawsze. Jednak jej nie zauważyłam. Nie bardzo się tym przejęłam i zaczęłam jeść pośpiesznie śniadanie, aby zdążyć na lekcje.
-Widzę, że wrócił ci apetyt.- obok mnie usiadł Tom.
-Po tym co odwaliłeś ostatnio wolę jeść już sama, nawet na przymus.
- Nie mów, że ci się nie podobało.- chłopak nachylił się nad moim uchem i ledwo słyszalnie szepnął.
Po ciele przeszedł mnie przyjemny dreszcz, lecz jedyne co zrobiłam to przewróciłam oczami i się od niego odsunęłam. Uśmiechnął się lekko i wrócił do jedzenia, tak samo jak ja. W pewnym momencie podszedł do nas Malfoy.
- Slughorn Cię wzywa Tom. Ciebie Victoria również.
Wzięłam głęboki oddech i nie poddając się emocjom ruszyłam za ślizgonem w stronę gabinetu profesora. Pod drzwiami zostawił nas samych, a ja od razu jako pierwsza zapukałam i bez czekania na odpowiedź weszłam do środka.
-Oh, dzień dobry moi drodzy. Nie spodziewałem się, że od razu przyjdziecie. Ale jak już tu jesteście to usiądźcie. - wskazał miejsce na kanapie, a sam usiadł w fotelu naprzeciwko.
Tom jako pierwszy zajął miejsce, a ja niechętnie patrzyłam na miejsce, w którym miałam usiąść. W ostateczności widząc gromiące mnie spojrzenie ślizgona, usiadłam i skupiłam swój wzrok na jednym punkcie za mężczyzną.
-Pewnie myślicie czemu was tu zaprosiłem. -zaczął, jednak przerwał i pośpiesznie podniósł się z miejsca sięgając małą miseczkę ozdobioną mnóstwem srebrnych emblematów. Większość z nich przedstawiała węże bądź liście. W naczyniu znajdowały się małe cukiereczki.
- Częstujcie się, jeśli macie tylko ochotę oczywiście. Wracając do naszego głównego tematu... Ah tak. Jeszcze kilka lat temu prefekci mogli dobierać sobie partnerów do rozpoczynania balu bożonarodzeniowego, jednak w tym roku z tego powodu, że jest was dwójka z tego samego rocznika i tego samego domu, razem z dyrektorem Dippetem pomyśleliśmy, że odpowiednim byłoby, gdybyście stworzyli parę na balu. - już chciałam mu przerwać, jednak uniósł palec dając mi znać, że mam się jeszcze nie odzywać. -Panno Broock, pamięta Pani naszą rozmowę jak mniemam?
Zrezygnowałam z jakichkolwiek dyskusji i wbiłam plecy w oparcie kanapy. Kątem oka zauważyłam zaciekawioną twarz Toma, choć może udawał. W obecności nauczycieli robił się inny, zbyt idealny by mógłby być chociażby realny.
CZYTASZ
Victoria || Tom Riddle
Fanfic,,Love is the seed of the devil." Miłość to nasienie diabła, Riddle. Nie uciekniesz od tego. Ona dopadnie każdego. Bez względu na to, czy ktoś tego chce, czy nie. Nie myśl, że ja tego potrzebowałam. Oddałabym wszystko, aby jej nie poczuć. Ale miłość...