Z samego rana udałam się na Pokątną. Moim celem było kupienie prezentów dla przyjaciół i cioci. Pierwsze gdzie się udałam to był sklep z markowym sprzętem do quidditcha. Tam zamierzałam kupić prezent dla Bruce'a. Weszłam do środka i od wejścia poczułam zapach świeżego materiału i skoszonej trawy. Podeszłam do lady, gdzie stał mężczyzna w średnim wieku, na oko miał trzydzieści lat.
-Dzień dobry, czego panienka szuka?- zapytał miło i uśmiechnął się szeroko.
-Witam. Chciałabym kupić najnowszego Nimbusa.
-Ah tak. Już przynoszę.
Mężczyzna szybko zniknął w gąszczu półek. Po chwili już przyszedł ze starannie zapakowanym przedmiotem, który schowałam do torby, na którą rzuciłam zaklęcie zwiększająco-zmniejszające. Zapłaciłam za miotłę i wyszłam ponownie na ulice Pokątnej. Moim kolejnym celem były czarodziejskie niespodzianki Gambola i Japesa. Wchodząc do sklepu prawie oberwałam jakąś bombą, którą przyozdobiona była w świąteczne wzory. Kiedy moja stopa przekroczyła próg pomieszczenia, rzuciła się na mnie dwójka mężczyzn. Panowie od razu zaczęli wypytywać czego szukam i dla kogo. Dzięki nim w zawrotnym tempie kupiłam prezenty dla Harr'ego i Kate. Teraz pozostały mi już tylko prezenty dla Marty i cioci, ponieważ prezent dla Tom'a mam już przygotowany od dłuższego czasu. Ustałam chwilę i zamyśliłam się nad prezentem dla Melanii. W ten nagle wpadłam na genialny pomysł. Kobieta od dziecka pała miłością do zwierząt. W trakcie wyjazdów zostawia swoją sowę w domu, ponieważ ta jest już stara i ciocia nie jest pewna czy przetrwa podróż. Praktycznie wbiegłam do Centrum Handlowego Eeylopa i zaczęłam się rozglądać za jakąś porządną sową. Straciłam praktycznie pół godziny w poszukiwaniu odpowiedniego zwierzęcia dla kobiety. Zrezygnowana ruszyłam w kierunku wyjścia ze sklepu. Wtedy zauważyłam małą sowę w klatce, która leżała wprost obok lady. Podeszłam do niej i kucnęłam. Zwierze było całe czarne z rudą plamką na czubku główki. Dziób miało delikatnie zakrzywiony ku dołowi. Włożyłam palec do klatki chcąc sprawdzić reakcję sowy.
-Jest wyjątkowo spokojna w porównaniu do reszty.- nad moim uchem rozbrzmiał dźwięczny głos ekspedientki.
Spojrzałam do góry i uśmiechnęłam się delikatnie. Pracowała tam młoda kobieta, w wieku nie więcej jak dwadzieścia pięć lat. Była niską i przy tuszy kobietą z długimi, kręconymi, czarnymi włosami. Na nosie nosiła cienkie, brązowe okulary bez górnej oprawki. Pamiętałam ją jeszcze z początków mojej nauki w Hogwarcie, była przemiłą kobietą, która dopiero zaczynała swoją pracę.
-W takim razie chciałabym ją wziąć.- powiedziałam i podniosłam klatkę po czym postawiłam ją na ladzie.
Zapłaciłam za zwierzę oraz potrzebne rzeczy do opieki nad nim i z klatką w dłoni opuściłam sklep. Ostatnim miejscem mojej podróży były Esy i Floresy. W tym ostatnim sklepie zajęło mi najdłużej przez piętrzące się kolejki. Zakupiłam dwie książki o wróżbiarstwie dla Marty, trochę słodyczy i wróciłam do domu. Wyskoczyłam z kominka i ku mojemu zdziwieniu zauważyłam Tom'a i Bruce'a energicznie gestykulujących rękoma. Na mój widok ucichli i stanęli jak wryci w ziemię. Jako pierwszy obok mnie znalazł się Tom, który zacisnął dłoń na moim przedramieniu.
-Gdzie byłaś?- syknął i pociągnął mnie do przodu.
-Po pierwsze to puszczaj.- wyrwałam się z jego uścisku.- A po drugie, to byłam kupić prezent dla cioci.- na te słowa podniosłam klatkę z sową do góry, wprost przed twarz chłopaka.
Nie czekając na ich dalsze pytania, bądź złowrogie spojrzenia, ruszyłam w stronę pokoju. Znajdując się w środku szczelnie zamknęłam drzwi i wyjęłam prezenty by je schludnie zapakować. Już następnego dnia miały być święta, a w tym roku szczególnie chciałam, by były idealne.
CZYTASZ
Victoria || Tom Riddle
Fanfiction,,Love is the seed of the devil." Miłość to nasienie diabła, Riddle. Nie uciekniesz od tego. Ona dopadnie każdego. Bez względu na to, czy ktoś tego chce, czy nie. Nie myśl, że ja tego potrzebowałam. Oddałabym wszystko, aby jej nie poczuć. Ale miłość...